^Powrót na górę!
Styl wprawdzie dość marny ale drugie zwycięstwo z rzędu w rozgrywkach ligowych stało się faktem. Athletic po niezbyt dobrym meczu pokonał Seville na San Mames 1-0 dzięki bramce Aritza Aduriza w 13 minucie meczu i może spokojniej patrzeć za siebie bo przewaga nad strefa spadkowa nieco się powiększyła. To jednak nie zwalnia Basków z pracy nad lepsza gra, która pozostawia wiele do życzenia i to jest zadanie dla trenera Valverde na najbliższe dni. Drużyna z Andaluzji nie wykorzystała natomiast wyjątkowej okazji do awansu na pierwsze miejsce w tabeli a strata punktów kosztowała ich spadek aż na 5 miejsce. Dodatkowo zespół Unaia Emerego nie wykorzystała szansy na przełamanie serii 5 spotkań bez punktów na San Mames i na ewentualne zwycięstwo przyjdzie im poczekać jeszcze co najmniej rok.
Mecz zaczął się od mocnego uderzenia Aritza Aduriza. I to dosłownego bo Aritz w bardzo brutalny sposób skosił Grzegorza Krychowiaka za co dostał żółtą kartkę. Kibicom na La Catedral nie o taki wpis do protokołu meczowego zapewne chodziło. Za chwile Sevilla, a dokładnie Denis Suarez odwdzięczył się naszym piłkarzom wykaszajac Mikela Rico ale tym razem sędzia był pobłażliwy. Jako pierwsi sytuacje podbramkowa mieli podopieczni trenera Valverde ale Beto w ostatniej chwili ściągnął centre Muniaina z głowy Susaety. W odpowiedzi przed szansa stanął Aleix Vidal ale jego uderzenie z woleja w niewielkiej odległości minęło bramkę Gorki. W tej sytuacji centrował Tremoulinas. Kolejna akcja należała do Los Leones, którzy zaatakowali o wiele bardziej konkretnie i tym razem Aritz znalazł się protokole w tej rubryce w której powinien. Krótkie rozegranie rzutu wolnego po którym Balenziaga przerzucił piłkę na prawe skrzydło, Mikel odegrał w pole karne gdzie futbolówkę dopadł Aduriz i przy dość biernej postawie zaskoczonych obrońców przymierzył z woleja idealnie pod poprzeczkę. Beto był bez szans i na tablicy wyników pojawił się rezultat 1-0 dla gospodarzy. Minutę później blisko podwyższenia rezultatu był Susaeta, który z 35 metrów próbował przelobowac wysuniętego bramkarza gości ale niestety minimalnie chybił. Baskowie nie zamierzali odpuszczać i atakowali dalej. W 16 minucie spotkania z rzutu wolnego minimalnie niecelnie uderzył Laporte. Sevilla odpowiedziała dopiero cztery minuty później za sprawa uderzenia głową Denisa Suareza po centrze Tremoulinasa. Tym razem strzał był celny ale świetnie spisał się Gorka Iraizoz. Kolejne ataki andaluzyjczykow zakończyły się jednak tylko rzutami rożnymi. Niestety ale w 28 minucie meczu boisko musiał opuścić strzelec bramki, który po jednym ze starć z Krychowiakiem doznał urazu. Na murawie pojawił się Guillermo Fernandez, który otrzymał kolejna szanse na pokazanie swojej wartości. Paradoksalnie to wydarzenie trochę osłabiło impet drużyny Unaia Emerego, która wydawało się ze będzie kontrolować to spotkanie i do głosu ponownie doszła drużyna Los Leones. De Marcos świetnie znalazł się na prawej stronie i posłał bardzo dobra centre na długi słupek bramki Beto gdzie centymetrów zabrakło Muniaiowi do zdobycia gola. Od 36 minuty Sevilla powinna grac w 10. Dwie minuty wcześniej M’bia dostał jak najbardziej słuszną żółtą kartkę za faul na Mikelu Rico. Chwile później w brutalny sposób jego łokieć wylądował na twarzy Iturraspe w walce o górną piłkę. To powinno być drugie „żółtko” i przymusowy prysznic. Niestety to co wydawało się oczywiste, takie nie było dla sędziego tego meczu, który oszczędził pomocnika gości. W 37 minucie meczu ponownie w opalach był Beto, który musiał wykazać się niesamowitym refleksem po uderzeniu Susaety w długi róg. Pierwsze 45 minut zakończyło niecelne uderzenie Denisa Suareza. To była naprawdę ciekawa i toczona w bardzo szybkim tempie polowa meczu.
Niestety druga część spotkania mocno zawiodła fanów piłki nożnej, którzy po pierwszej połowie oczekiwali czegoś więcej. Wszystko za sprawa Los Leones, którzy wyszli bardziej nastawieni na obronę. Sevilla z kolei postawiła na zdecydowany atak gdyż za defensywnego pomocnik M’bie wszedł Gameiro a za kompletnie bezproduktywnego Vitolo – Banega. Jakość rozgrywania gości od razu się poprawiła, tyle ze andaluzyjczycy nie mieli zbytniego pomysłu jak sforsować defensywę Athletic, która zagrała wręcz perfekcyjnie. Przez prawie cala druga część meczu podopieczni Unaia Emerego bili głową w mur a ich akcje kończyły się na spalonych bądź tez na rzutach rożnych, które nie były żadnym zagrożeniem dla bramki Iraizoza. Kibicom Los Leones tylko dwa razy szybciej zabiło serce. Raz przy akcji Aspasa, którego w sytuacji sam na sam w ostatniej chwili uprzedził Gorka Iraizoz oraz gdy Laporte genialnym wslizgiem w polu karnym, w wydawało by się beznadziejnej sytuacji, wygarnął piłkę szarżującemu zawodnikowi Sevilli (bodajże Denisowi Suarezowi). Pozostała część meczu przebiegała monotonnie a wiec ataki Sevilli i sporadyczne kontrataki Basków.
Zwycięzców wprawdzie się nie sadzi ale nie można przejść obojętnie obok dość słabej gry naszego zespolu. W pierwszej połowie było dobrze lub nawet bardzo dobrze bo Los Leones byli o wiele lepsi od swoich rywali ale druga to prawdziwy dramat. Tak na pewno nie gra zespół, który podejmuje rywala na własnym stadionie. Fatalne zmiany przeprowadził trener Valverde. Owszem obrona wyniku 1-0 jest ważna tyle ze trzeba mieć do tego odpowiednich zawodników, świetną grę w kontrataku no i nazywać się Mourinho. Niestety w przypadku Athletic na dzień dzisiejszy niema żadnej z tych rzeczy a Valverde daleko do słynnego Portugalczyka. Takiego wyniku nie broni się aż tak desperacko jak to robi Txingurri bo na własnym stadionie po prostu nie przystoi tzw. „obrona Częstochowy”. W meczu na wyjeździe można to jeszcze zrozumieć. Oczywiście wygrana cieszy i zapewne za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał jej stylu ale w następnych meczach ten styl może się zemścić i zamiast z pełną pula zespół zejdzie z murawy z niczym. Rywala trzeba dobić, zdobyć gola na 2-0 by moc grac spokojniej i mieć w zapasie margines błędu.
Jeśli chodzi o wyróżniających się piłkarzy to wręcz po profesorsku zagrał Etxeita. Długo można by się rozpływać nad jego niedzielna gra. Wygląda na to ze Txingurri znalazł idealnego następcę Carlosa Gurpegiego, który wie co należy robić na pozycji stopera a do tego potrafi nieźle rozegrać piłkę. Wtórował mu Aymeric Laporte autor chyba najbardziej spektakularnej interwencji w meczu, która już została opisana powyżej. Można by ja nagrać i umieścić w podręczniku gry dla defensorów. Nieźle spisali się nasi boczni obrońcy oraz para pivotow. Niestety niewiele dobrego można powiedzieć o zawodnikach ofensywnych, którzy trochę przespali ten mecz. W pierwszej połowie jakoś wyglądała nasza ofensywa, szczególnie do czasu przebywania na boisku Aritza Aduriza, ale później z każdą minuta było coraz gorzej by w końcu w drugiej części meczu przestała istnieć. Miejmy nadzieje ze skoro świetnie wypadła nasza linia defensywna i Athletic już potrafi grac naprawdę bardzo dobrze w obronie to teraz czas na pokazanie się w ofensywie. Będzie to trudne bo kontuzja Aduriza wyklucza go z gry na około 2 tygodnie a po spotkaniu na problemy z palcem u nogi narzekał De Marcos.
Statystyka meczu:
Athletic: Iraizoz – Iraola, Etxeita, Laporte, Balenziaga – Mikel Rico, Iturraspe – Susaeta (61’ Aketxe), De Marcos, Muniain (82’ Gurpegi) – Aduriz (28’ Guillermo).
Trener: Ernesto Valverde
Sevilla: Beto – Coke, Pareja, Carrico, Tremoulinas – Krychowiak, M’bia (46’ Banega) – Vitolo (46’ Gameiro), Denis Suarez, Aleix Vidal – Bacca (70’ Iago Aspas).
Trener: Unai Emery
Wynik: 1 – 0
Bramka: 13’ Aduriz
Żółte kartki: Iturraspe, Etxeita, Aduriz, Guillermo – Bacca, M’bia, Pareja
Posiadanie piłki: 43% - 57%
Strzały: 9 – 4
Strzały celne: 2 – 1
Rzuty rożne: 4 – 8
Spalone: 0 – 6
Interwencje bramkarzy: 1 – 3
Straty: 80 – 66
Piłki odzyskane: 42 – 57
Podania: 382 – 514
Faule: 24 – 11
Widzów: 42 tys.
Sędzia: Estrada Fernandez jako główny oraz Ferandez Miranda i Martin Garcia na liniach.