Jesteś tutaj: AthleticBilbao.pl » Chwała zwyciężonym czyli żenujący awans Athletic do kolejnej rundy Copa del Rey.
^Powrót na górę!
Długo zastanawiałem się czy warto napisać cokolwiek o meczu Athletic w Copa del Rey i jaki dać nagłówek. I szczerze mówiąc przychodziły do głowy takie rzeczy, które raczej nie nadawały się do przelania na „papier" bo to co pokazali na murawie Can Roses podopieczni trenera Valverde po prostu urąga wszystkiemu i jest wstydem dla barw i herbu klubu, którego koszulki noszą ludzie, którzy wybiegli na murawę by rozegrać ten mecz. Jest to też zero szacunku do kibiców nie tylko Athletic ale i przede wszystkim zespołu UE Rubi, którzy wydali naprawdę sporo pieniędzy i w nadkomplecie zawitali na niewielki obiekt tego klubu by zobaczyć jeden z największych zespołów w historii hiszpańskiej piłki w starciu z ich ulubieńcami. I co pokazali Los Leones? Mniej niż nic. Ba byli nawet blisko remisu i dogrywki z drużyną, w której gdyby zsumować zarobki wszystkich piłkarzy, członków zarządu i sztabu szkoleniowego to nie wiem czy wyszłaby najniższa pensja zawodnika Athletic. Mało tego, Ci ludzie poza pasją do piłki nożnej muszą dzielić ją z obowiązkami zawodowymi na co dzień, gdzie wielu z nich idzie na co najmniej 8 godzin ciężkiej pracy, którą łączą z treningami. W tym samym czasie „gwiazdy" z Bilbao przyjeżdżają wypasionymi furkami na 2 godziny dziennie do Lezamy, gdzie odbywają trening za który gdyby przeliczyć to z ich pensji na dniówkę to nie jeden otrzymuje więcej za te 2 godziny niż zawodnicy Rubi przez cały miesiąc gdzie wyrabiają po 160 albo i więcej godzin.
Honor Athletic uratował Adu Ares, który strzelił obydwie bramki, i były to premierowe trafienia młodego skrzydłowego w koszulce Athletic. W 86 minucie rywale wyrównali po trafieniu Rodriego, który świetnie wyszedł w powietrze w polu karnym i strzałem w długi róg pokonał bezradnego w tej sytuacji Agirrezabalę. Wcześniej jeden z napastników Rubi miał sytuację sam na sam z Agirrezabalą i szczęście Los Leones w tym że został on wypchnięty przez wychodzącego bramkarza do boku i musiał mijać portero gości, tak że znalazł się tuż przy linii końcowej i miał utrudniony strzał. Ale i tak gdyby nie interwencja obrońcy to nie wiadomo czy piłka by do siatki nie wpadła. Jak ktoś oglądał mecz to na pewno zwrócił uwagę na zbliżenia telewizji na trenera Valverde i wyraz twarzy naszego szkoleniowca, który mówił wszystko o postawie Basków w tym meczu. I szczerze powiedziawszy tak zdegustowanego Txingurriego i tak można powiedzieć załamanego to chyba nikt nigdy nie widziałem, nawet przy największych porażkach Athletic za jego kadencji. No bo gra Los Leones była dramatyczna jak na rywala przeciwko któremu mieli okazję grać i to jaką mieli przewagę, którą w żaden sposób nie mogli przekuć na zdobycz bramkową.
Za to olbrzymie słowa pochwały należą się graczom UE Rubi. Włożyli w ten mecz wszystko co mieli, niesamowite serce, ambicję, charakter i wolę walki by pokazać się na tle utytułowanego rywala i przynieść radość swoim kibicom. I nie zawiedli, mogą chodzić z podniesionymi głowami bo zagrali naprawdę świetny mecz. Umiejętnie się bronili a jak już nie dało rady to na posterunku był 42-letni bramkarz Rafa Leva, który bronił w nieprawdopodobnych wręcz sytuacjach. Mało tego, portero gości w samej końcówce meczu powędrował na pole karne Athletic by spróbować w jednej z akcji strzelić gola dającego remis. Szkoda, że piłkarze Los Leones nie mają takiego charakteru jak mieli tego dnia zawodnicy UE Rubi. Zresztą nie tylko tego mogą im zazdrościć, ale i szacunku do własnych kibiców poprzez grę na własnym boisku gdzie do pojedynku z Athletic mieli ponad 20 spotkań bez porażki a w minionym sezonie wygrali komplet spotkań na Can Roses. Można? Można, jak najbardziej, nawet w La Liga bo Los Leoes przy odpowiednim zaangażowaniu i myśleniu na murawie nie musieli stracić tych punktów co stracili na San Mames.
Na szczęście w tym meczu Txingurri zrobił przegląd rezerw i wystawił w całości zawodników nazwijmy to drugiego garnituru. Oczywiście to nie tłumaczy w żaden sposób Los Leones, a wręcz nawet jest dodatkowym obciążeniem bo co jak co ale Ci co wyszli na murawę powinni gryźć trawę żeby pokazać się Valverde i zasuwać na pełnych obrotach przez 90 minut bo na zmęczenie nie mieli prawa narzekać. Oceny gdy nawet nie będę robił bo po prostu nie ma czego oceniać. Warto jednak zaznaczyć że w pierwszej drużynie zadebiutował młody stoper rezerw – Egiluz. To czwarty debiutant w tym sezonie po Unaiu Gomezie, Imanolu oraz Benacie Pradosie. Egiluz to w sumie 638 wychowanek w historii klubu, który wyszedł w koszulce pierwszej drużyny. W 72 minucie został zmieniony przez Daniego Viviana.
Raul Garcia zagrał spotkanie nr 800 w swojej karierze, z czego 343 przypada na Athletic, 329 na Atletico, 126 na Osasunę oraz tylko 2 na kadrę narodową Hiszpanii. Obecny sezon jest jego 20 w profesjonalnej piłce, a takim rekordem, co najmniej 20 sezonów mogą pochwalić się tylko Joaquin oraz Miguel Soler. Niestety nie poprawi rekordu Joaquina oraz Zubizarrety, którzy mają na swoim koncie 622 mecze w La Liga, gdyż nie gra w tym sezonie zbyt wiele i ma na dzień dzisiejszy 593 mecze a do końca sezonu zostało 27 kolejek. Szkoda że nie zapamięta tego jubileuszu zbyt dobrze bo miał bodajże trzy 100 procentowe okazje do zdobycia bramki, które zepsuł.
Mecz ten był wyjątkowy dla kapitana Rubi – Aitora Torresa. Z pochodzenia Bask, którego życie przywiodło do Katalonii (poza grą w piłkę, trenuje juniorów Rubi oraz pracuje przy wypale drewna i dostarcza węgiel) wielokrotnie w wywiadach przed meczem deklarował to jak wielkim jest fanem Athletic i kibicuje mu na co dzień. Nie pozostało to bez odzewu ze strony zawodników Athletic, którzy po meczu przekazali mu swoje koszulki, a dokładnie zrobili to Oscar de Marcos oraz Muniain. Iker generalnie przywiózł ze sobą cały worek prezentów dla zawodników Rubi i praktycznie żaden nie wyszedł z szatni bez prezentu. Patrząc na to co działo się na murawie można powiedzieć że była to też pewnego rodzaju forma przeprosin za żenującą postawę Los Leones.
Athletic meczem z Rubi przedłużył swoją passę wygranych kwalifikacji, w których rozgrywany był tylko jeden mecz do 21 spotkań. Ostatni raz Los Leones przegrali w Copa del Rey gdy rozgrywano tylko jeden mecz eliminacyjny 7 października 2003 roku z Gimnasticą Torrelavega na El Malecon, a więc w debiutanckim sezonie Ernesto Valverde na ławce Athletic.
Statystyka meczu:
Składy:
Rubi: Leva – Picon (63' Monso), Morell (82' Sergi Mulero), Tenorio, Alex - Aitor, Recort, Masip, Albelda (72' Cristian Mulero) Muni (72' Abde) – Muela (63' Marc Rodriguez).
Trener: Jordi Peris
Athletic: Agirrezabala, Prados, Nolaskoain, Egiluz (72' Vivian), Lekue – Vesga (67' Dani Garcia), Unai Gomez (67' Galarreta) – Adu Ares (82' Sancet), Muniain, Berenguer – Raul Garcia (82' Villalibre).
Trener: Ernesto Valverde
Wynik: 1 – 2
Bramki 86' Marco Rodriguez – 51' i 57' Adu Ares
Żółte kartki: Picon, Morell, Sergio Mulero, Monso – wszyscy Rubi
Posiadanie piłki: 75% - 25%
Strzały: 12 – 28
Strzały celne: 4 – 8
Podania: 194 – 581
Faule: 14 – 9
Spalone: 3 – 5
Rzuty rożne: 3 - 8
Widzów: ok. 4100
Sędzia: Soto Grado