Na Nou Camp nie było niespodzianki. Ba, nie było nawet specjalnej walki o jakikolwiek wynik więc Barcelona odniosła łatwe zwycięstwo. Jego rozmiary są i tak niewielkie bo Katalończycy strzelili zaledwie 2 bramki autorstwa Paco Alcacera i Messiego. A mogli odprawić Basków z o wiele większym bagażem bramek i to jest zdecydowanie najniższy wymiar kary dla przyjezdnych. Co gorsza Los Leones przez cały mecz właściwie tylko się bronili bo o brak walorów ofensywnych zadbał już trener Ziganda wystawiając dość dziwny skład jeśli chodzi o formację ofensywną, która nie stanowiła niemal wcale zagrożenia dla obrony gospodarzy. No ale to nie wina zawodników, że nie potrafią wiele sklecić na murawie i zespół jest najsłabszy od wielu wielu lat. Ziganda osiąga kolejne rekordy beznadziei. Kuko jest jednym z czterech trenerów w historii Athletic, którzy zajmując 13 pozycje w tabeli po 29 kolejkach pozostali na stanowisku. W sezonie 1974/1975 Rafa Iriondo zdobył z zespołem 27 punktów tyle, że wtedy wygrana była za 2 oczka. Athletic wygrał 10 spotkań, 2 razy zremisował i zanotował aż 12 porażek. W sezonie 1995/1996 nie popisywał się Dragoslav Stepanovic zdobywając 34 oczka (8 zwycięstw, 10 remisów i 11 porażek) – obecny trener ma tylko jeden remis więcej kosztem jednej mniej porażki. Stepanovic został wyrzucony ze stanowiska dwie kolejki później. Dokładnie takie sam rezultat jak Ziganda wykręcił w sezonie 2012/2013 Marcelo Bielsa tyle że na 35 punktów złożyło się 10 wygranych, 5 remisów i 14 porażek oraz zdecydowanie lepsza gra. Zaledwie 8 zwycięstw Zigandy na tym etapie gry jednym z najgorszych rezultatów w historii. Tylko w dwóch sezonach było gorzej - 2005/2006 i 2006/2007 w jednym rezultat taki sam – 1995/1996. Patrząc na grę z Barceloną i to że Katalończycy grali może na 25% swoich możliwości można mieć obawy co do dalszych rezultatów zespołu Zigandy.

Schemat meczu z Barceloną był niemal identyczny jak z Sevillą tyle, że Athletic wytrzymał krócej bez straty bramki bo zaledwie do 8 minuty meczu. Już w 4 minucie Kepa ratował Basków przed stratą bramki. Cztery minuty później był już bezradny. Messi podał prostopadle do Jordiego Alby, ten do Paco Alcacera a ten z pierwszej piłki skierował piłkę do siatki. Gol nie powinien być uznany bo lewy obrońca Barcy był w momencie podania od Argentyńczyka na spalonym. Nie zmienia to faktu że obrońcy Los Leones oraz pomocnicy kryli wręcz tragicznie i nazwać to „kryciem na radar" to wyraźne nadużycie. Barcelona poszła za ciosem a pod bramką Athletic działy się dantejskie sceny. Strzał kompletnie niekrytego Paulinho wybronił Kepa, po koszmarnym błędzie San Jose i przechwycie Rakitica doskonałą okazję miał Messi ale na szczęście znowu na posterunku był portero gości. Pojedynek Argentyńczyka z Kepą trwał w najlepsze bo w kolejnych dwóch sytuacjach znowu świetnymi interwencjami popisywał się bramkarz. W 14 minucie Athletic uratowała poprzeczka po strzale Coutinho. W 21 minucie Kepa odważnym wyjściem z bramki uniknął sytuacji sam na sam z Dembele. Pięć minut później najpierw Coutinho a za chwilę Dembele próbowali pokonać trzeciego bramkarza reprezentacji Hiszpanii ale i tym razem ten wyszedł górą z tego pojedynku. Niestety w 30 minucie był bez szans w starciu z Messim, który podwyższył prowadzenie bardzo ładnym i precyzyjnym strzałem sprzed pola karnego. Gdzie byli pomocnicy i środkowi obrońcy oraz kogo kryli to wiedzą tylko oni. Inna sprawa że chaos w defensywie był wręcz nieprawdopodobny a to pokazuje, że zawodnicy po prostu nie wiedzą za bardzo co mają robić. Cztery minuty później poprzeczka uratowała Kepę w sytuacji sam na sam z Coutinho a tuż przed przerwą Paulinho trafił w słupek. W pierwszej połowie trudno było szukać Athletic pod bramką Ter Stegena, no chyba że zaliczymy do tego jeden fartownie wywalczony rzut rożny. Trudno się dziwić patrząc na skład jaki wystawił Ziganda.

Valverde chyba postanowił się zlitować na swoją byłą drużyną widząc jej dramatyczną grę i drugie 45 minut Barcelona postanowiła sobie odpocząć i oddała piłkę Athletic. Baaa... zawodnicy Blaugrany postanowili nawet cofnąć się nieco by rywal mógł cokolwiek zaprezentować. A Baskowie a właściwie ich trener po prostu się kompromitowali. Jeden Sabin Merino próbował coś zrobić ale sam niewiele mógł. Raz strzelał na bramkę ale niecelnie a drugi raz wywalczył rzut rożny. Za to w 56 minucie Barca mogła trafić na 3-0 ale Coutinho strzelając z około 11 metrów zrobił to za lekko i wprost w ręce Kepy. Mimo przewagi i oddania pola, Los Leones byli wyjątkowo bezzębni tego dnia. Wydatnie pomógł w tym Ziganda swoimi zmianami pokazującymi komplety brak cojones. Na nic dały wejścia Williamsa i Aduriza, którzy nie wiadomo czemu rozpoczęli mecz na ławce rezerwowych. Akcje Basków co najwyżej kończyły się na rzutach rożnych. Barca również nie forsowała tempa i chyba oszczędziła swoim rywalom kompromitacji. Tak więc wynik został ustalony już w pierwszej połowie meczu.

Z tej mąki chleba nie będzie i być nie mogło. Ziganda nawet nie podjął walki o jakiekolwiek punkty. Sabin Merino, który gra od przypadku do przypadku w tym sezonie wyszedł od początku na szpicy i Lekue, który nie radził sobie na prawej obronie, tragicznie spisywał się na lewej, słabiutko na prawym skrzydle tym razem miał „zawojować" lewą flankę. Czemu odpoczywali Williams i Aduriz skoro w czwartek grali „w chodzonego" z Marsylią w przed nimi jest dwa tygodnie wolnego w związku z meczami reprezentacji? Czasu na odpoczynek po tym meczu jest aż nadto. Czemu Ziganda nie zdecydował się na wysoki pressing, który z powodzeniem stosował Valverde przeciwko Barcelonie? Każdy nawet największy laik trenerski wie, że tylko wysokim pressingiem można coś zwojować przeciwko Blaugranie a pozwolenie jej na beztroskie rozgrywanie piłki na własnej połowie to samobójstwo. To samo z Messim, pozwolenie na rozpędzenie się Argentyńczyka to niemal pewna sytuacja podbramkowa ale Ziganda nic sobie z tego nie robił i nawet nie próbował. Kolejne uwagi można mieć do zmian. Ściągnięcie Sabina Merino, który jako jedyny próbował stworzyć coś w ataku i pozostawienie na murawie Lekue, który był kompletnie niewidoczny było co najmniej nieporozumieniem. To samo można powiedzieć o zdjęciu Benata a więc jedynego zawodnika kreatywnego w drugiej linii i wpuszczenie Iturraspe, który niestety jest bez formy. W meczu z Barcą można było zaobserwować również dość niepokojące zjawisko a więc kompletnie rozwarstwienie formacji. Każda z nich grała jakby osobno. Pomoc nie wspierała ani obrony ani ataku i pomiędzy liniami w ekipie Los Leones ziały potężne dziury. Na tym etapie sezonu takie sytuacje nie mają prawa się dziać a niestety w ostatnich meczach jest to dość częste. Ciężko więc z optymizmem patrzeć w przyszłość i jedyne o czym marzy chyba zdecydowana większość fanów Los Leones jest koniec sezonu i przede wszystkim nowy trener, oby jak najszybciej.

Statystyka meczu:
Składy:
Barcelona: Ter Stegen – Sergi Roberto, Pique, Umtiti, Jordi Alba – Rakitic – Paulinho, Coutinho (85' Andre Gomes) – Messi, Paco Alcacer (74' Aleix Vidal), Dembele (64' Iniesta).
Trener: Ernesto Valverde

Athletic: Kepa – De Marcos, Nunez, Inigo Martinez, Saborit – Benat (46' Iturraspe), San Jose – Susaeta (62' Williams), Raul Garcia, Lekue – Sabin Merino (71' Aduriz).
Trener: Jose Angel Ziganda

Wynik: 2 – 0
Bramki 8' Paco Alcacer, 30' Messi
Żółte kartki: Dembele, Umtiti – Lekue, Raul Garcia
Posiadanie piłki: 59% - 41%
Strzały: 17 – 10
Strzały celne: 9 – 3
Rzuty rożne: 6 – 5
Spalone: 1 – 3
Podania: 600 – 403
Dośrodkowania: 7 – 17
Faule: 7 - 14
Widzów: 84053
Sędzia: Jaime Latre jako główny oraz Bueno Mateo i Tresaco Escabosa na liniach.