Na zakończenie wrześniowego maratonu meczowego Athletic nie sprostał Valencii i przegra ł3-2 po trafieniach Simone Zazy, Daniego Parejo oraz Rodrigo dla gospodarzy oraz Aritza Aduriza i Raula Garcii dla Los Leones. Szkoda straconych punktów bo była wielka szansa na wywiezienie co najmniej remisu jeśli nie nawet kompletu oczek z Estadio Mestalla. Niestety na przeszkodzie stanęło kilka rzeczy na czele z dwoma nieodpowiedzialnymi zachowaniami Kepy Arrizabalagi kosztującymi Basków bramki poprzez kolejny popis przy ustalaniu kadry trenera Zigandy na zwykłym braku szczęścia skończywszy. Samo spotkanie było naprawdę bardzo dobre i mogło się podobać bo Athletic zagrał naprawdę dobre zawody i w końcu można powiedzieć, patrząc na przekrój całego meczu że Ziganda miał jakiś pomysł na to spotkanie ale niestety kilka rzeczy nie zafunkcjonowało tak jak powinno i nie obyło się bez kilku złych decyzji. Ale z czystym sumieniem można powiedzieć że wyglądało to o wiele lepiej niż ostatnio.

W porównaniu do ostatniego meczu z Zoryą Ługańsk Kuko dokonał aż 8(!!!) zmian w podstawowej jedenastce sadzając na ławce rezerwowych Raula Garcię, Aritza Aduriza, Bovedę i Benata. Na mediapunta został wystawiony Mikel Vesga a parę środkowych pomocników tworzyli Iturraspe oraz Mikel San Jose. Oczywiście na środku ataku zagrał Williams i niestety widać było w poczynaniach Los Leones, że po raz kolejny nie był to dobry pomysł. A na ławce rezerwowych siedział Sabin Merino, który o wiele lepiej spisuje się na środku ataku. No ale Kuko z uporem godnym lepszej sprawy stawia na Inakiego jako snajpera nie przejmując się tym, że ten gra tam po prostu beznadziejnie.

Początek spotkania należał do Athletic, który mimo licznych zmian i meczu na wyjeździe zdecydował się na otwartą grę. W 6 minucie ładnie uderzył Susaeta ale dobrze spisał się Neto. Później kolejne ataki oskrzydlające Basków skończyły się rzutami rożnymi, które niestety nie przyniosły żadnej korzyści w postaci choćby zagrożenia bramki rywali. Z drugiej strony Valencia niezbyt zagrażała bramce Kepy a wszystkie ataki były bez problemów kasowane przez obronę Los Leones. Niestety wszystko co dobre skończyło się w 27 minucie meczu. Chwile wcześniej Nunez wprawdzie poradził sobie ze strzałem Guedesa skutecznie blokując zawodnika PSG ale za chwilę cała obrona na czele z Balenziagą dała „ciała" i niestety ale Kepa musial wyciagać piłkę z siatki. Wszystko zaczęło się od ładnej akcji Guedesa i Gayi na lewej stronie boiska. Ten ostatni dostał podanie na wolne pole, dociągnął do linii końcowej pola karnego i dośrodkował na ok. 10 metr od bramki gdzie kompletnie niepilnowany był Zaza, który nie miał problemów z oddaniem soczystego i celnego strzału na bramkę. Koszmarny błąd niemal całej obrony (tylko Vesga i Nunez coś usiłowali bronić), która stała jak osłupiała i nic kompletnie nie zrobiła (Laporte, San Jose, Iturraspe). Największe pretensje można mieć jednak do Balenziagi, który nie wiadomo dlaczego zamiast Zazy to krył.... w sumie nie wiadomo kogo i co. Być może Mikel wyczuł jakieś zagrożenie ze strony długiego słupka Kepy bo patrząc na ustawienie go na boisku podczas akcji Gayi trudno stwierdzić co innego robił w tym rejonie boiska. Ches postanowili pójść za ciosem bo już w 31 minucie meczu Rodrigo stanął przed szansą na drugą bramkę ale tym razem Kepa nie dał się pokonać. Niestety trzy minuty później nasz bramkarza chyba postradał rozum bo w sobie tylko wiadomym celu wyszedł z bramki naprzeciw szarżującego Rodrigo i gdy ten go mijał to próbując wybijać piłkę po prostu „zdzielił" go w głowę a sędzia jak najbardziej słusznie wskazał na jedenasty metr. Nie wiadomo co podkusiło naszego bramkarza żeby wyjść z bramki bo wprawdzie Rodrigo uciekł Laporte ale szedł do boku i jeśliby dopadł do piłki to tak czy tak musiałby ograć francuskiego stopera i jeszcze pokonać bramkarza z dość ostrego kąta. Pewnym egzekutorem jedenastki okazał się Dani Parejo i Los Ches prowadzili już 2-0. Athletic obudził się dopiero pod koniec pierwszej połowy meczu mając dwie świetne okazje do zdobycia bramki kontaktowej. Najpierw po rzucie rożnym egzekwowanym przez Susaetę, doskonałą okazję na strzelenie bramki miał Vesga ale jego uderzenie głową sparował na słupek Neto. Tuż przed przerwą ponownie świetnie spisał się portero gospodarzy, który sparował na rzut rożny ładny strzał Williamsa. Po pierwszej połowie Athletic przegrywał 2-0.

Na drugą połowę nie wyszedł już Mikel San Jose a jego miejsce zajął Aritz Aduriz. Athletic przeszedł na system 4-4-2 z Williamsem jako drugim napastnikiem. Niestety początkowo przejście na nowy system nie przyniosło rezultatu bo o ataków ruszyła Valencia. Dwukrotnie na bramkę strzelał Pereira ale raz zrobił to niecelnie a za drugim razem zablokował go Nunez. Baskowie zaatakowali dopiero około 60 minuty. Sygnał dał Aritz Aduriz, który minimalnie przestrzelił głową po dośrodkowaniu Cordoby. W kolejnej akcji już nie spudłował. Cordoba ładnie rozegrał akcję na skrzydle z Vesgą, Mikel gdy tylko miał odrobinę wolnego miejsca zacentrował na długi słupek gdzie Aduriz świetnie przyjął piłkę i pięknie obrócił się z obrońcą na plecach. Przy uderzeniu z pięciu metrów w długi słupek Neto nie miał szans. Na murawie pojawił się Raul Garcia w miejsce Williamsa. W 66 minucie powinno być już 2-2. Po rzucie rożnym i wybiciu piłki przez obrońców Ches, Athletic ponowił akcję i Susaeta posłał ponownie piłkę w pole karne na 5 metr gdzie kompletnie nieobstawiony stał Nunez ale źle przymierzył i futbolówka zamiast w siatce znalazła się poza bramką. To była 100 % sytuacja. Szkoda że zamiast gracza z 30 na plecach w tym miejscu nie była zawodnika z nr 20 bo na pewno zakończyłoby się to bramką. Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i za chwilę bardzo dobitnie przekonali się o tym podopieczni trenera Zigandy. Montoya posłał długie podanie w pole karne z prawej flanki, Rodrigo uciekł Nunezowi i być może z akcji nic by nie było gdyby kolejne nieodpowiedzialne wyjście Kepy, który został uprzedzony przez napastnika i ten nie miał problemów ze skierowaniem piłki do pustej siatki. Za chwilę po kolejnej akcji Nietoperzy mogło być 4-1 ale Laporte wybił piłkę z linii bramkowej. Prowadzenie gospodarzy 3-1 wydawało się bezpieczne ale Baskowie jednak nie złożyli broni i walczyli dalej. W 76 minucie zmniejszyli straty. Po faulu na Cordobie, z lewej flanki rzut wolny wybijał Susaeta, posłał piłkę na długi słupek gdzie kompletnie niepilnowany Raul Garcia posłał świetne kontrujące uderzenie w długi róg i mimo rozpaczliwej interwencji Paulisty futbolówka wpadła do siatki. Pozostało niespełna 15 minut do końca meczu i pod bramką Neto zaczęły się dziać dantejskie sceny. W 81 minucie Raul Garcia przegrał pojedynek sam na sam z Neto. Dwie minuty później Laporte spudłował z kilku metrów po kolejnym rzucie rożnym. W 87 minucie po centrze Cordoby Balenziaga znalazł się na 5 metrze od bramki i piętą próbował skierować piłkę do siatki ale minimalnie spudłował. Ostatecznie Valencia utrzymała prowadzenie do końca meczu i zgarnęła komplet punktów.

Szkoda przegranego spotkania bo naprawdę była szansa na zdobycz punktową, szczególnie że cały zespół rozegrał bardzo dobre zawody. Niestety o przegranej zadecydowały dwa koszmarne babole Kepy, który był zdecydowanie najsłabszym zawodnikiem zespołu. Nie popisała się również defensywa, szczególnie Balenziaga, który był jej najsłabszym ogniwem. Nie wnosił nic do ataku, w defensywie był przeciętny a i bramka Zazy obciąża jego konto. Słabo rozumieli się Laporte z Nunezem. Tym razem jednak lepszy był Unai, który kilka razy nieźle przerwał akcje rywali odważnymi wślizgami. Obaj zaliczyli po jednym błędzie kiedy uciekł im Rodrigo i oba kosztowały bramki. Tyle że obrońcy dość szybko zareagowali i być może nic by z tych akcji nie było gdyby nie kompletnie bezmyślne wyjścia z bramki Kepy. Najlepiej z całej czwórki spisał się Lekue ale tylko dlatego że po prostu nie popełnił żadnego błędu w defensywie ale w ofensywie mecz w jego wykonaniu był do zapomnienia. Nieźle zagrała druga linia ale jako całość. Bo o ile Vesga, który nominalnie wystąpił na pozycji mediapunta rozegrał fenomenalne zawody to już na drugim biegunie był San Jose i nie dziwne że został zmieniony w przerwie. Dobrze spisał się Iturraspe, który walczył i w defensywie i ofensywie aktywnie wspomagając Vesgę, Zdecydowanie najlepszymi zawodnikami Los Leones byli wspomniany już Vesga i Cordoba. Grali bez kompleksów, starali się za dwóch, szczególnie ten pierwszy biegał od pola karnego do pola karnego i nawet miał szansę na bramkę. Skończyło się na asyście. Inigo z kolei starał się dryblować, rozbijać podaniami obronę rywala ale wciąż brakuje mu doświadczenia. Stylem gry przypomina Ikera więc jak nabierze ogrania to będzie z niego sporo pożytku. Starał się im sekundować Susaeta i wprawdzie był nieco słabszy od nich ale swoją asystę zaliczył. No i stałe fragmenty gry w jego wykonaniu są o niebo niebezpieczniejsze niż Benata. Koszmarnie spisał się Williams, który poza bieganiem bez celu nie zaprezentował prawie niczego. Może wyjdzie mu 1 mecz na 10 rozegranych ale naprawdę nie ma sensu go męczyć na tej pozycji. Trochę lepiej wyglądało to po wejściu Aduriza. Wciąż trudno zrozumieć czemu Ziganda nie stawia na Sabina Merino i Kike Solę. Na pozycji wysuniętego snajpera na pewno nie byliby gorsi.

Wywołałem temat trenera Zigandy. Z jednej strony aż 8 zmian w pojedynku z przeciwnikiem klasy Valencii to taktyczne samobójstwo a z drugiej strony trzeba też przyznać że po początkowym szoku spowodowanym składem na murawie całkiem nieźle to wyglądało. Pytanie na ile to jest działanie trenera a na ile forma zawodników. Szkoleniowiec nie mógł przewidzieć baboli Kepy ale już słabą formę Balenziagi, San Jose czy bezużyteczność Williamsa na pozycji napastnika owszem bo w tym sezonie poza pojedynczymi wyskokami grają oni po prostu słabo. Poza tym nie wiadomo czemu trener czasami nie uznaje trzech zmian w meczu. Przegrywając 3-2 i mając 15 minut do końca meczu nic nie stało na przeszkodzie by wprowadzić jeszcze jednego napastnika, który był na ławce rezerwowych i zagrać z trzema snajperami w przodzie. Można było spokojnie zagrać Vabank w ostatnich minutach. Czego przestraszył się popularny Kuko? Kolejna sprawa to zmiany pozycji przez poszczególnych piłkarzy. Szczególnie dotyczy to skrzydłowych bo z Susaety taki lewoskrzydłowy jak z Cordoby prawoskrzydłowy czyli żaden. Jaki jest sens żeby zmieniali się na kilka minut pozycjami, skoro w tym czasie zespół nic nie gra a nawet traci bramki. Ziganda musi wyciągnąć odpowiednie wnioski jak najszybciej bo zaraz zacznie się nerwówka i wraz z kolejną stratą punktów coraz większa presja wyników. Najważniejsze jednak że mimo kontuzji Muniaina gra zespołu wyglądała lepiej niż można było się spodziewać.

Porażka z Valencią była dla Basków szóstym meczem bez wygranej. Poza zwycięstwem z Gironą na początku września Los Leones zremisowali z Herthą i Malagą oraz przegrali z Las Palmas, Atletico, Zoryą i Valencią. Jest to wątpliwy powód do dumy ale podobne wyniki uzyskiwali o wiele lepsi trenerzy od Zigandy a Ernesto Valverde okazał się nawet lepszy pod tym względem bo miał serię nawet 9 spotkań bez wygranej. Miało to miejsce w sezonie 2014/2015 kiedy Athletic grał w Lidze Mistrzów i pomiędzy wygraną z Levante w dniu 30 sierpnia 2014 r. a pokonaniem Almerii w dniu 25 października 2014 r. poniósł 6 porażek (Barcelona, Granada, Rayo, BATE, Real Madryt, Porto) oraz 3 razy remisował (Szachtar, Eibar i Celta). Miejmy nadzieję że Kuko nie będzie miał „ambicji" pobić wyniku swoich mentorów.

Statystyka meczu:
Składy:
Valencia: Neto – Montoya, Garay, Paulista, Gaya (83' Lato) – Pereira (71' Maksimovic), Soler, Parejo, Guedes – Zaza, Rodrigo Moreno (73' Santi Mina).
Trener: Marcelino Garcia Toral

Athletic: Kepa – Lekue, Nunez, Laporte, Balenziaga – San Jose (46' Aduriz), Iturraspe – Susaeta, Vesga, Cordoba – Williams (60' Raul Garcia).
Trener: Jose Angel Ziganda

Wynik: 3 – 2
Bramki: 27' Zaza, 34' Parejo (karny), 66' Rodrigo) – 59' Aduriz, 76' Raul Garcia
Żółte kartki: Zaza, Parejo, Gaya – Kepa, Vesga, Nunez, Raul Garcia
Posiadanie piłki: 39% - 61%
Strzały: 10 – 16
Strzały celne: 6 – 6
Dośrodkowania: 7 – 28
Spalone: 2 – 3
Rzuty rożne: 2 – 8
Podania: 322 – 480
Faule: 18 - 16
Widzów: ok 42 tys.
Sędzia: Hernandez Hernandez jako główny oraz Sobrino Magan i Naranjo Perez na liniach.

 

fot. strona oficjalna - www.athletic-club.eus