Nie tak wyobrażali sobie inaugurację sezonu kibice na San Mames. Athletic po słabym meczu zaledwie zremisował z beniaminkiem z Getafe a fani nie zobaczyli ani jednej bramki. Niestety nie obyło się bez kontrowersji bo już na początku spotkania po dośrodkowaniu Fajra i strzale głową Bergary Kepa na raty bronił piłkę a zawodnicy Los Azulones sygnalizowali że futbolówka przekroczyła całym obwodem linię bramkową. Arbiter miał wątpliwości co do tego czy gol padł i nakazał grać dalej a żadne dostępne powtórki nie były w stanie jednoznacznie pokazać czy miał rację czy nie. Ponownie rozgorzała dyskusja na temat technologii w futbolu, przed którym La Liga broni się wszelkimi możliwymi sposobami. Akurat w tym przypadku nie trzeba jakichś specjalnych nakładów bo technologia goal-line, którą z powodzeniem używają w Premier League jest dość tania w użyciu i można ją zastosować na każdym stadionie w La Liga. Gorzej jest z technologią VAR bo niektóre stadiony mogą mieć problemy z przystosowaniem się do niej gdyż większość obiektów w La Liga jest dość wiekowych i niezbyt nowoczesnych co może utrudniać umieszczenie odpowiedniej ilości kamer. Swoją drogą trochę dziwne że na tak nowoczesnym obiekcie jak La Catedral nie była do dostępna powtórka i kamera, która pozwoliłaby rozwiać wszelkie wątpliwości. Wisienką na torcie jest sytuacja w drugiej połowie gdy Cala faulował Laporte w polu karnym i arbiter powinien wskazać na wapno.

Całe spotkanie przebiegało pod dyktando ekipy gospodarzy, którzy byli o wiele lepsi nie tylko piłkarsko ale i taktycznie raz po raz zagrażając bramce Guaity. Poza wspomnianą sytuacją po której Kepa bronił na raty piłkę uderzoną przez Bergarę Los Azulones niewiele stworzyli zagrożenia w polu karnym Basków a jeśli już się udało coś zagrać to kończyło się to co najwyżej na rzucie rożnym. Podopieczni trenera Zigandy byli o wiele bardziej konkretni ale brakowało nie tylko ostatniego podania ale i wykończenia. Dobre sytuacje do zdobycia goli mieli Muniain i Williams ale szczególnie Inaki nie miał szczęścia pod bramką rywali bo albo strzelał minimalnie niecelnie albo jego uderzenie bronił Guaita. Tylko w pierwszej części meczu Williams miał cztery świetne sytuacja do zdobycia bramki a kolejne dwie dołożył Iker ale wynik na tablicy po 45 minutach wciąż był remisowy.

Początek drugiej części meczu był o wiele bardziej wyrównany a właściwie można powiedzieć że należał do przyjezdnych, którzy odważniej natarli na bramkę Kepy. Tyle że próżno było szukać klarownych sytuacji bramkowych poza dość niebezpiecznymi stałymi fragmentami gry bitymi przez Faycala Fajra. Napór podopiecznych Bordalasa zakończył się w 66 minucie kiedy czerwoną kartkę dostał Alvaro Jimenez i grające w dziesiątkę Getafe cofnęło się do defensywy. Tyle że Athletic kompletnie nie potrafił sobie poradzić z wzmocnioną defensywą rywala, który praktycznie nie wychodził z obrębu własnego pola karnego. Mimo wprowadzenia Aduriza i gry na dwóch napastników udało się tylko dwukrotnie zagrozić bramce Guaity. Raz z ostrego kąta w sytuacji niemal sam na sam spudłował Williams a drugi raz już w doliczonym czasie gry po rzucie rożnym głową przestrzelił Unai Nunez. Co ciekawe w tej części meczu to Getafe mogło przeprowadzić decydujące akcje meczu bo kilka razy wyszło z ciekawymi kontratakami ale na szczęście dla Basków podopieczni trenera Bordalasa gubili się w decydującej fazie akcji i obrońcy nie mieli problemów z kasowaniem ataków. Wynik 0-0 utrzymał się do końca spotkania i w sumie można stwierdzić że nie krzywdzi żadnej ze stron choć na pewno dla gospodarzy należy go traktować jako porażkę.

Na pomeczowej konferencji prasowej trener Ziganda stwierdził że jedyną dobrą rzeczą w tym meczu były debiuty Unaia Nuneza oraz Inigo Cordoby. I tutaj można przyznać rację szkoleniowcowi choć nie do końca bo było więcej plusów jak choćby gra Ikera Muniain, łatwość dochodzenia do sytuacji strzeleckich Inaki Williamsa czy też postawa naszej defensywy wraz ze wspomnianym Unaiem Nunezem, który spisał się naprawdę bardzo dobrze. Zawiodła przede wszystkim nasza druga linia i atak. Williamsowi brakowało skuteczności, niewidoczny był Raul Garcia i Markel Susaeta. W drugiej linii za mało kreatywności zaprezentowali Benat i San Jose. Szczególnie nasz rozgrywający był cieniem samego siebie i kompletnie nic mu nie wychodziło na czele ze stałymi fragmentami gry. Gdyby nie skrzydła (Muniain i Lekue) oraz schodzenie do środka Ikera to atak właściwie by nie istniał. Tak więc trener Ziganda ma nad czym pracować. Fatalną wiadomością dla zespołu jest też uraz Oscara de Marcosa, który musiał opuścić murawę już w 16 minucie meczu. Pomimo że pierwsza diagnoza mówiła nawet o złamaniu kostki to na szczęście poniedziałkowe badania wykluczyły taką ewentualność i stanęło na skręceniu drugiego stopnia. I tak oznacza to kilkutygodniową przerwę w treningach. Jeśli wszystko pójdzie dobrze to w wariancie optymistycznym Oscar wróci na pojedynek z Gironą. W wariancie pesymistycznym dopiero na mecz z Las Palmas.

Bezbramkowy remis był pierwszym meczem od trzynastu spotkań na San Mames w którym Athletic nie strzelił bramki. Ostatni raz miało to miejsce na początku stycznia tego roku kiedy padł bezbramkowy remis w pojedynku z Alaves.

Statystyka meczu:
Składy:
Athletic: Kepa – De Marcos (16' Lekue), Nunez, Laporte, Balenziaga (88' Cordoba) – Benat, San Jose – Susaeta, Raul Garcia (61' Aduriz), Muniain – Williams.
Trener: Jose Angel Ziganda

Getafe: Guaita – Damian Suarez, Djene, Cala, Molinero – Alvaro Jimenez, Bergara (88' Arambarri), Ndiaye, Fajr – Shibasaki (73' Mora), Jorge Molina (80' Angel).
Trener: Jose Bordalas.

Wynik: 0 – 0
Żółte kartki: Nunez – Alvaro Jimenez, Bergara, Damian Suarez
Czerwona kartka: 66' Jimenez – za dwie żółte
Posiadanie piłki: 64% - 36%
Strzały: 13 – 8
Strzały celne: 4 – 2
Spalone: 1 – 1
Podania: 532 – 304
Dośrodkowania: 26 – 14
Faule: 16 – 15
Widzów: 37884
Sędzia: Melero Lopez jako główny oraz Torre Cimiano i Martinez Serrato na liniach.