Yeray Alvarez jest póki co jedną z rewelacji obecnych rozgrywek La Liga. Nasz młody środkowy obrońca świetnie spisuje się nie tylko jako partner Aymerica Laporte ale i sam umie doskonale pokierować defensywą, co pokazał w ostatnim meczu z Espanyolem gdy po zejściu o wiele bardziej doświadczonego Etxeity musiał wziąć odpowiedzialność za całą formację. Mierzący zaledwie 183 cm środkowy obrońca imponuje szybkością, odbiorem, czytaniem gry, siłą a nawet bardzo dobrze radzi sobie w pojedynkach główkowych. Doskonale potrafi też rozegrać piłkę co pokazał popisując się piękną asystą przy bramce Aduriza w meczu z Genk. Yeray jest jednym z zawodników bardzo utalentowanej generacji urodzonej w latach 90-tych, która poprzez szkółkę w Lezamie ma szansę stanowić o przyszłości Los Leones. Należa do niej m.in. (w nawiasie rok urodzenia): Eraso (90), Muniain, Sabin, Saborit (92), Lekue i Vesga (93), Laporte i Williams (94), Unai Lopez i Jurgi Oteo (96) Villalibre i Cordoba (97).

Dobra gra niestety nie uszła uwadze innych klubów i wielu skautów nazwisko stopera ujęło w swoim notatniku. Jak podaje Mundo Deportivo Yeray znalazł się w orbicie zainteresowań ekipy FC Barcelona. Blaugrana chce znacznie wzmocnić swoją defensywę jeśli nie w zimowym to już na pewno letnim okienku transferowych. Drużyna z Katalonii poszukuje przede wszystkim bocznych obrońców zarówno na lewą jak i na prawą flankę oraz stopera. Boczni są potrzebni niemal od zaraz natomiast jeśli chodzi o stopera to Luis Enrique może poczekać z zakupem do lata, gdyż póki co może jeszcze liczyć na Mathieu i Mascherano a poza tym jest nowy nabytek Umtiti, który świetnie wkomponował się do składu. Tyle że pierwsi dwaj młodsi już nie będą i trzeba znaleźć dla nich zastępstwo a w przyszłości również dla Pique. Jednak już teraz skauci rozglądają się za wzmocnieniami. Wprawdzie Katalończycy chcieli już wyciągnąć z Athletic Aymerica Laporte (być może wciąż chcą) ale była to dla nich po pierwsze za drogą opcją gdyż musieliby zapłacić klauzulę odstępnego, która na dzień dzisiejszy wynosi 65 mln euro a po drugie jest to zawodnik na podstawową jedenastkę, który na pewno nie zgodziłby się na pełnienie roli rezerwowego. Co innego Yeray, który według decydentów z Nou Camp miałby łatwiej pogodzić się z taka rolą. Nie byłoby również kłopotów z kwotą odstępnego, która wynosi zaledwie 30 mln euro co jest niewielkim wydatkiem jak na piłkarza, który ma taki potencjał i może grac w klubie przez co najmniej 10 lat na najwyższym poziomie. Skauci Barcy mieli obserwować Yeraya w meczu Genkiem i na Cornella El Prat w Barcelonie.

 

Yeray to nie jedyny zawodnik, który wzbudza zainteresowanie innych klubów w szeregach Athletic. Niedawno angielski Sky Sport doniósł o liście życzeń Jurgena Kloppa, trenera Liverpoolu. Według dziennikarzy tamtejszej telewizji jednym z głównych celów transferowych niemieckiego trenera jest Inaki Williams. Były opiekun Borussii Dortmund poszukuje wszechstronnego, bardzo szybkiego napastnika, który nie tylko będzie potrafił zagrać na środku ataku ale również jeśli trzeba cofnie się po piłkę, zagra na skrzydle i wejdzie z drugiej linii. Pierwszym wyborem miał być Aubameyang, którego dobrze zna z Signal Iduna Park ale klub z Zagłębia Ruhry nawet nie chce słyszeć o sprzedaży albo dyktuje wręcz zaporową cenę, ma którą The Reds po prostu nie stać. Tak więc oczy włodarzy z Anfield Road są zwrócone w kierunku Baska.

 

Nie jest to pierwsze podejście klubu z Liverpoolu po Williamsa, który już kilka lat temu był już kuszony do przejścia na Wyspy Brytyjskie. Poza ekipą The Reds zainteresowanie wyrażały ekipy Evertonu, Arsenalu i Manchesteru City. Inaki odmówił wtedy opuszczenia szkółki w Lezamie, do której przybył w 2012 roku. W styczniu 2016 roku ponownie wrócił temat transferu do Liverpoolu i według The Guardian podobno szefostwo było gotowe nawet aktywować klauzule odstępnego wynoszącą wtedy zaledwie 20 mln euro ale i tym razem piłkarz odmówił. Josu Urrutia już wtedy nie próżnował i wynegocjował z zawodnikiem umowę obowiązującą do 2021 roku z klauzulą wynoszącą 50 mln euro. I tutaj właśnie pojawia się problem z potencjalnym transferem bo wątpliwe jest by w zimowym okienku transferowym stać byłoby Liverpool na takie wydatki. Tym bardziej że przy takiej kwocie to Williams stałby się najdroższym transferem w historii klubu a i Klopp wyszedłby trochę na hipokrytę bo wszem i wobec w mediach krytykuje swoich rywali z innych zespołów o wydawanie kosmicznych sum na zawodników.