To co można było zobaczyć na stadionie Mapei to trudno nazwać falstartem. To był po prostu blamaż w wykonaniu podopiecznych trenera Valverde, którzy zagrali wyjątkowo słabo, można by nawet rzecz bezpłciowo, bez woli walki, determinacji, bez agresji, dając sobie często odbierać piłkę i ogrywać się jak trampkarze. Za to debiutująca w europejskich pucharach ekipa Sassuolo pokazała naprawdę świetny futbol, pełen polotu, finezji, z olbrzymim sercem do gry. Trener Eusebio Di Francesco pokazał swój olbrzymi talent trenerski, szczególnie w przerwie meczu kiedy zorientował się ze nie taki „diabeł" straszny jak go malują i nakazał frontalny atak co skończyło się tylko trzema trafieniami bo Neroverdi powinni wygrać nawet wyżej gdyby nie świetna interwencja Herrerina w sytuacji sam na sam z Defrelem. Co gorsze Baskowie przegrali tak wysoko grając niemal podstawowym składem czego nie można powiedzieć o rywalach co dopełnia obrazu tej kompromitacji.

Mecz można opisać w zasadzie jednym zdaniem. Athletic próbował grać piłką i w piłkę a Sassuolo punktowało prezentując efektowny i pełen pasji futbol. Do pierwszej połowy meczu piłkarze gospodarzy przystąpili chyba ze zbytnim respektem dla Basków bo właściwie nie zagrozili bramce Herrerina. Athletic miał kilka okazji, głównie po stałych fragmentach gry ale strzały pozostawały wiele do życzenia. Jedynie Benat w 44 minucie meczu oddał bardzo groźne uderzenie z którym spore kłopoty miał Consigli.

 

W szatni trener Eusebio Di Francesco dał do zrozumienia swoim podopiecznym że rywal dzisiejszego dnia jest zupełnie bezpłciowy, bez formy i udaje że gra. A że jego piłkarze są pojętnymi uczniami zobaczyliśmy w drugiej części meczu. Trójka Mazzitelli, Magnanelli i Biondili wzmocnili i tak już bardzo agresywny odbiór w drugiej linii a Politano, Ricci i Lirola rozpoczęli swoje rajdy przy zupełnie biernych w obronie zawodnika Basków. Tak padła pierwsza bramka kiedy Lirola przebojem przeszedł trzech zawodników Athletic w tym kompletnie biernego Laporte'a, który mógł i miał obowiązek powstrzymać prawego obrońcę rywali. Niestety nasz stoper myślał chyba że 19-letni Hiszpan przestraszy się 50 mln euro (tyle chciał dać za Francuza ManCity) biegających z nr 4 na koszulce. Tyle że Lirola jednak się nie przestraszył, bez problemów minął Aymerica i strzałem w długi róg pokonał Herrerina. Mikel San Jose nie chciał być gorszy od swojego kolegi z defensywy i sprezentował rywalom drugą bramkę. Sassuolo przeprowadziło akcję ofensywną, którą Los Leones przerwali ale naciskany przez Defrela San Jose postanowił podawać pod własnym polem karnym do bramkarza. Zrobił to jednak bardzo lekko i idealnie między obydwoma stoperami tak że najbliżej do piłki miał wspomniany Defrel i skończyć to się mogło w jeden sposób – golem nr 2 dla gospodarzy. Trzecią bramkę wpakował Politano, który wraz z Defrelem rozpracował całą defensywę Basków. Lekue, Laporte i Yeray mogli co najmniej 2 razy przerwać akcję gdyby wykazali się większym zdecydowaniem i agresją przy odbiorze piłki a tak piłkarze trenera Eusebio zabawili się z nimi i na końcu były zawodnik Pescary pokonał Herrerina strzałem sprzed pola karego. Politano mógł jeszcze w końcówce strzelić na 4-0 ale na szczęście Herrerin wygrał pojedynek jeden na jeden z rywalem i uchronił swój zespół od większej kompromitacji. Baskowie w drugiej części niestety nie mogą się pochwalić niemal żadną wartą uwagi sytuacją poza bezsensownymi i czytelnymi dośrodkowaniami w pole karne, które były wykonywane w ilościach niemal hurtowych i nie przynosiły żadnego efektu. Innego pomysłu na rozmontowanie obrony rywali niestety nie było.

 

Nie ma co się znęcać na zawodnikami Athletic gdyż niemal wszyscy zagrali bardzo słabo, żeby nie powiedzieć że żenująco. Jeśli już można kogoś wyróżnić to Sabina Merino, który starał się jak mógł w ataku wyciskając z piłek które otrzymywał maksymalnie co się dało. Również kilka dobrych słów można powiedzieć o Benacie, który w ataku starał się rozdzielać piłki i posłał kilka ciekawych podań, tyle że jego koledzy albo szybko tracili piłkę, albo nie rozumieli intencji podającego nie mówiąc już o tym że jak dostali piłkę to zwykle zamiast próbować ciekawszych rozwiązań wrzucali ją w pole karne z nadzieją że trafią ją Sabin Merino, Aduriz (wszedł w drugiej połowie) czy Raul Garcia. Szkoda tylko że w obronie dostosował się do swoich kolegów. Niezły debiut w Athletic zaliczył Yeray, choć przy trzeciej bramce wraz z całą defensywną wykazał się daleko posuniętą biernością. Najlepszym zawodnikiem z całego mizernego bloku defensywnego był Balenziaga, który poza grą w obronie angażował się w ataku. Zdecydowanie gorzej było z drugiej strony gdzie De Marcosa nie było widać ani w defensywie ani w ofensywie.

 

Cóż po niezłym meczu z Deportivo przyszedł zimy prysznic. W dodatku był to zdecydowanie najsłabszy mecz z dotychczas rozegranych. Baskowie są kompletnie bez formy i nie zmienią tego chwilowe przebłyski. Szkoda że tych nie było w czwartkowym pojedynku z Sassuolo. Teraz Valverde ma zaledwie 2 dni żeby wymyślić coś na ekipę Valenci z którą przy obecnej dyspozycji zespołu na pewno nie będzie łatwo.

 

Statystyka meczu:

 

Składy:

 

Sassuolo: Consigli – Lirola, Cannavaro, Acerbi, Letschert – Mazzitelli (73' Duncan), Biondini, Magnanelli – Ricci (54' Ragusa), Defrel (83' Matri), Politano.
Trener: Eusebio di Francesco

 

Athletic: Herrerin – De Marcos, Yeray, Laporte, Balenziaga (77' Lekue) – Benat, San Jose – Williams (54' Susaeta), Raul Garcia, Muniain (54' Aduriz) – Sabin Merino.
Trener: Ernesto Valverde

 

Wynik: 3 – 0
Bramki: 59' Lirola, 75' Defrel, 82' Politano
Żółte kartki: Acerbi, Mazzitelli – Raul Garcia
Posiadanie piłki: 44% - 56%
Strzały: 7 – 13
Strzały celne: 4 – 2
Rzuty rożne: 1 – 6
Spalone: 3 – 5
Podania: 382 – 490
Podania celne: 312 – 414
Faule: 12 – 11
Trener: Paweł Raczkowski jako główny oraz Tomasz Listkiewicz i Michał Obukowicz na liniach. Cała trójka pochodzi z Polski.