Bezbramkowym remisem zakończył się mecz na San Mames co oznacza, że Athletic poza spotkaniem z Realem Madryt jest wciąż niepokonany na San Mames. Jednak ten punkt smakuje jak zwycięstwo bo po wyczerpującym spotkaniu z Atletico i z potężnymi brakami kluczowych zawodników, gdyż poza wymuszonymi absencjami Valverde zdecydował się na spore rotacje w składzie udało się wyrwać punkty rywalowi grającemu nie tylko w niemal optymalnym składzie ale i mającemu cały tydzień na odpoczynek. Ba, można nawet powiedzieć że Athletic był drużyną lepszą, co dziwne lepiej wytrzymał mecz kondycyjnie i mógł się pokusić o zwycięstwo ale niestety zabrakło trochę szczęścia i jednak umiejętności rezerwowym zawodnikom. Ale i tak trzeba oddać Los Leones że naprawdę grali dobrze, z olbrzymim poświęceniem, wolą walki i ambicją oraz włożyli w ten mecz mnóstwo zdrowia. I oby tak dalej bo zapewne przed finałem Copa del Rey Txingurri da jeszcze pograć swoim rezerwowym by jak najbardziej oszczędzać swoich podstawowych zawodników przed najważniejszym meczem tego sezonu.

Mecz nie był jakimś specjalnym widowiskiem a to głównie za sprawą beznadziejnie słabej Barcelony, która fizycznie nie jest w stanie już na tym etapie podołać trudom sezonu. To jest naprawdę dziwne bo Baskowie mając za sobą 90 minut morderczej rozgrywki przeciwko Atletico, zaledwie 72 godziny wcześniej wyglądali lepiej niż podopieczni trenera Xaviego. Barcelona niby starała się atakować ale tak naprawdę przez niemal cały mecz nie stworzyła sobie 100% sytuacji do zdobycia bramki. Nawet miała olbrzymie problemy by dojść do sytuacji strzeleckiej w tym meczu bo zaledwie 8 razy uderzała na bramkę Simona, co jest jak na ten zespół wynikiem wręcz dramatycznym. Najgroźniejszą sytuację miała Barca w 31 minucie gdy Simon wyszedł daleko z bramki i wybił piłkę a w okolicach linii środkowej przejął ją Cancelo i próbował lobować naszego portero. Próba prawie się udała ale w ostatnich chwili Unai zdołał ją dotknąć a Yeray wybić z linii bramkowej. Barcelona miała przewagę ale bez specjalnego zagrożenia pod bramką Atheltic. Jedynie po stałym fragmencie gry w 10 minucie Christiansen miał nieco groźniejszą sytuację ale spudłował. Athletic miał konkretniejsze ataki ale brakowało ostatniego podania lub obrońcy dosłownie w ostatniej chwili zażegnywali niebezpieczeństwo. Sytuacje mieli Berenguer, Imanol, harujący na całej długości i szerokości Unai Gomez. Miał też świetną sytuację Inaki Williams w 37 minucie ale ofiarną interwencją popisał się Araujo blokując uderzenie własnym ciałem. Barcelona im dłużej trwał mecz tym była bardziej bezbarwna, do czego zapewne w pewnym sensie przyczyniły się kontuzje najpierw De Jonga, który niefortunnie upadł w starciu o wysoką piłkę z Unaiem Gomezem a pod koniec pierwszej części gry już bez żadnego kontaktu kimkolwiek Pedri. Obaj musieli zostać zmienieni i czeka ich kilka tygodni absencji.

Druga część meczu była ciekawsze ale tylko z takiego względu że Athletic widząc niemoc Barcy postanowił spróbować mocniej zaatakować. I Baskowie może nie osiągnęli przewagi w posiadaniu piłki, którą wciąż miała Barcelona ale przeprowadzali o wiele więcej groźniejszych akcji, w których przodował niezmordowany Berenguer. Podopiecznym trenera Xaviego jedyne co dobrze wychodziło to klepanie piłki pomiędzy sobą, często na własnej połowie. W 48 minucie ładną akcją popisał się Inaki, który mocno wbił piłkę w pole karne, być może nawet strzelał ale niestety żaden z kolegów nie zdołał przeciąć toru lotu futbolówki. Odpowiedział Lewandowski, który znalazł się w polu karnym Atheltic i oddał strzał na bramkę próbując przymierzyć na dalszy słupek ale niecelnie. W 54 minucie przed stratą bramki uratował Barclę Cubarsi, który po tym jak Berenguer ograł Kounde zdołał wybić piłkę wbitą w pole karne zanim doszli do niej zawodnicy Athletic. W 58 minucie spotkania Blaugrana miała chyba jedną z najlepszych okazji do zdobycia bramki w całym meczu. Lewandowski dostał w końcu prostopadłe podanie w pole karne i gdy wydawało się że nie ma szans na zablokowanie jego strzału to jak spod ziemi wyrósł Paredes, który ofiarnym wślizgiem, noga w nogę, można powiedzieć na złamanie gdyby polski napastnik nie trafił w futbolówkę, zdołał zablokować tą próbę i dzięki temu na tablicy wyników dalej widniał wynik 0-0. Można powiedzieć że ta interwencja to była interwencja meczu i do tego nazwijmy to w „starym baskijskim stylu" znanym z lat 80 – 90 ubiegłego wieku gdzie Los Leones grali bardzo agresywnie i ostro. Od 70 minuty.... Barcelona przestała praktycznie grać nie mając już siły. Tyle że Los Leones nie potrafili tego wykorzystać, bo brakowało dokładności i trochę szczęścia. A to próbował nękać rywali Berenguer, Sancet, Villlibre, który zmienił Guruzetę, czy też Adu Ares. Niestety bez skutku. W doliczonym czasie gry piłkę meczową w polu karnym miał na głowie Dani Garcia, który po rzucie rożnym z prawej strony boiska znalazł się niepilnowany na dalszym słupku i dotarło do niego dośrodkowanie, które niestety ale zepsuł. Szkoda bo była doskonała szansa na bramkę. Mecz zakończył się więc remisem, raczej sprawiedliwym i nie krzywdzącym żadnej ze stron.

Gdyby nie to że w zaledwie 72 godziny wcześniej Los Leones grali najważniejszy jak dotychczas mecz w sezonie, o awans do finału Copa del Rey gromiąc Atletico to zapewne spojrzenie na te zawody byłoby inne. Dostałoby się ofensywie i linii środkowej, bardzo dobre oceny zebrałaby defensywa, szczególnie patrząc na jej zestawienie osobowe, które było mocno rezerwowe, żeby nie powiedzieć po prostu eksperymentalne. No i oczywiście Atheltic zagrałby o wiele bardziej optymalnym składem. Ale tutaj nie ma co narzekać bo naprawdę było dobrze. Zespół został świetnie przygotowany do tego meczu, zawodnicy dali z siebie wszystko co mogli i byli naprawdę jeśli nie lepsi to na pewno bardziej konkretni niż utytułowany rywal, który nie miał za wielu atutów. Środek pola u Barcy praktycznie nie istniał zdominowany przez zawodników Los Leones, którzy odebrali chęci do gry rywalom, szczególnie po zejściu De Jonga. Dani Garcia i Vesga stanowili zaporę niemal nie do przejścia a niżej niż zwykle ustawiony Unai Gomez zasuwał praktycznie na całej długości i szerokości boiska, bardzo często wychodząc do kontr spod własnego pola karnego. Zostawił naprawdę mnóstwo zdrowia na murawie. W ataku świetnie spisywał się Berenguer, który napędzał ofensywę zespołu przejmując na siebie te obowiązki będąc najświeższym zawodnikiem z ofensywnego trio. Osobne słowa należą się naszym bocznym obrońcom, którzy naprawdę świetnie wywiązywali się ze swoich obowiązków. Prados, który zwykle gra na środku pomocy bardzo dobrze walczył z Cancelo czy tez Pedrim, którzy za wiele sobie nie pograli i dosłownie i w przenośni. Z kolei Imnaol po raz kolejny udowodnił że ma naprawdę spory talent i warto na niego stawiać. Wprawdzie w niedzielnym meczu mało udzielał się ofensywnie ale trudno się dziwić mając za rywala na skrzydle Raphinhie a później Yamala. Pierwszemu wybił z głowy grę zupełnie a z drugim radził sobie całkiem przyzwoicie, ale tutaj często wspomagany był przez swoich kolegów, szczególnie Berenguera. Generalnie naprawdę można zespół pochwalić z ten mecz i zdobyty punkt. Teraz po porządnym odpoczynku i w zasadzie pełnym składzie można myśleć o kolejnych zawodach, z Las Palmas w najbliższą niedzielę a także z Alaves i z Realem Madryt tuż przed finałem Copa del Rey.

Statystyka meczu:
Składy:
Athletic: Simon – Prados (80' De Marcos), Yeray, Paredes, Imanol – Dani Garcia, Vesga (63' Galarreta) – Inaki Williams (75' Adu Ares), Unai Gomez (63' Sancet), Berenguer – Guruzeta (75' Villalibre).
Trener: Ernesto Valverde

Barcelona: Ter Stegen – Kounde, Araujo, Cubarsi (75' Inigo Martinez), Cancelo – Christensen (75' Romeu) – De Jong (25' Fermin), Gundogan – Raphinha (75' Joao Felix), Lewandowski, Pedri (45' Yamal).
Trener: Xavi Hernandez

Wynik: 0 – 0
Żółte kartki: Dani Garcia, Imanol, Berenguer – Araujo, Xavi (trener), Christensen, Kounde
Posiadanie piłki: 39% - 61%
Strzały: 8 – 8
Strzały celne: 2 – 2
Podania: 355 – 568
Faule: 14 – 11
Spalone: 5 – 0
Rzuty rożne: 4 - 4
Widzów: 50295
Sędzia: Hernandez Hernandez