Wstyd i hańba. Tak można określić to co zaprezentowali podopieczni Valverde na Power Horse Stadium w Almerii. I to wnioski po remisie 0-0 z ostatnią drużyną w tabeli. Athletic zaprezentował się żałośnie, a co gorsza mógł spokojnie to spotkanie przegrać i to grając przez około 40 minut z przewagą jednego zawodnika po drugiej żółtej i w konsekwencji czerwonej kartce dla Ramazaniego. Los Leones popełniali tak straszne błędy i narażali się na kontrataki że gdyby nie nieskuteczność podopiecznych trenera Garitano to nawet powinni przegrać ale na szczęście zawodnicy gospodarzy oszczędzili swoich nieudacznych rywali. Właśnie takimi meczami przegrywa się europejskie puchary, z zespołami z dołu tabeli, z którymi powinno się wygrywać. W ten sposób Los Leones stracili już 2 punkty z Cadiz, i tyle samo w pojedynku z Almerią. Jak łatwo policzyć byliby w tym momencie tuż za Barceloną i przed Atletico na czwartym miejscu w tabeli, a strata do Girony wyniosłaby 6 oczek co w perspektywie poniedziałkowego pojedynku właśnie z ekipą wicelidera tabeli byłoby dodatkową motywacją, gdyż w razie zwycięstwa przewaga rewelacji sezonu zmalałaby do zaledwie 3 oczek, co przy 15 kolejach do końca sezonu można by było spokojnie odrobić i zagrać w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie.

Mecz jaki taki był jeszcze w pierwszej połowie gdzie Los Leones nieco bardziej się starali. Już w 3 minucie meczu ładnym uderzeniem z dystansu popisał się Vesga ale Maximiano był na posterunku. W 6 minucie dobrą sytuację miał Villalibre po centrze Yuriego ale uderzył głową za wysoko. W 9 i 11 minucie ładnymi akcjami odpowiedziała Almeria ale Pubill przestrzelił a uderzenie Ramazaniego na dwa razy wyłapał Simon. W 26 minucie w ostatniej chwili Maximiano uprzedził szarżującego Inakiego, który wychodził sam na sam z bramkarzem. Pięć minut później ponownie w roli głównej starszy z Williamsów, centrował Galarreta, ale tym razem skończyło się na faulu na Baba'ie zamiast bramce. Za chwilę ponownie przed szansą stanął nasz prawoskrzydłowy. Tym razem podawał Villalibre, reprezentant Ghany wypalił na bramkę ale świetną interwencją popisał się Maximiano. Jeszcze lepszą paradę Argentyńczyk zanotował w 40 minucie po strzale Paredesa, czym uchronił swój zespół od utraty bramki. Ostatnie słowo należało do Almerii, a właściwie Choco Lozano, który najwyżej wyskoczył w polu karnym do centry Pubilla ale świetnie ustawiony był Simon i bez problemów wyłapał piłkę. Po pierwszych 45 minutach wynik brzmiał 0-0 i niestety gra, szczególnie Athletic pozostawiała delikatnie rzecz ujmując wiele do życzenia. Podopieczni trenera Valverde zagrali apatycznie, od niechcenia i zupełnie lekceważąc rywala. Mimo tego udało im się stworzyć kilka sytuacji bramkowych.

Jeśli ktoś myślał że Athletic zagra po przerwie lepiej albo otrząśnie się z marazmu i przynajmniej raz trafi do siatki to grubo się mylił. Tak samo jeśli liczył na lepsze widowisko. Bo niestety ale było ono beznadziejne, chyba najgorsze jakie zafundowali swoim fanom zawodnicy z Bilbao. A Almeria robiła wszystko żeby Athletic strzelił bramkę. Od 52 minuty grała w 10 po beznadziejnym zachowaniu Ramazaniego, który sfaulował mijającego go De Marcosa i zarobił drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Tyle że podopieczni trenera Valverde uznali że bramka sama się strzeli rywalom i totalnie go zlekceważyli. Zresztą bramkę mogli stracić zanim Ramazani zszedł z boiska bo głupio stracili piłkę i poszła kontra 3 na 2, tyle że na szczęście powracający Galarreta zdołał wybić piłkę spod nóg składającego się do strzału Melero. Poza tym niemal do końca meczu nic się na murawie nie działo. Dopiero końcówka przyniosła jakie takie emocje i pokazała że Athletic spisał się w tym meczu katastrofalnie. Najpierw w 86 minucie Raul Garcia pomylił się o milimetry uderzając w słupek po centrze De Marcosa. Za chwilę ponownie przed szansą stanął Raul, również po centrze Oscara ale w ostatniej chwili Baba zażegnał niebezpieczeństwo. W 89 minucie powinna Almeria zdobyć zwycięską bramkę. Kolejny klops w ataku wykorzystali goście, którzy wyszli w kontrą za sprawą Melero. Pomocnik gospodarzy w polu karnym wypatrzył Mareziego, który dostał piłkę na sam na sam z bramkarzem. Unai Simon zrobił co mógł wychodząc z bramki i skracając kąt ale to powinno być 1-0 dla gospodarzy bo napastnik rywali miał wszystkie atuty po swojej stronie a spudłował koszmarnie i futbolówka uderzyła w poprzeczkę i wyszła poza boisko. I to w zasadzie wszystko co działo się w tym meczu.

Jedyny pozytyw tego meczu to 600 spotkanie Raula Garcii w La Liga w jego karierze. I to w zasadzie wszystko co można powiedzieć o grze Atheltic. Niby obrona zagrała na zero z tyłu ale przeciwko ostatniej drużynie w tabeli, która miała na swoim koncie zaledwie 6 oczek, bramek strzela mało to nie jest wyczyn. W ataku i w drugiej linii był po prostu dramat. Zero ambicji, zero chęci, zlekceważenie rywala to tylko niektóre grzechy Los Leones. Gra była ślamazarna, sporo niedokładności, prostych błędów czyli w skrócie po prostu brak przyłożenia się zawodników to gry co jest po prostu niedopuszczalne. Liczbę pressingów zespołu trenera Valverde można policzyć na palcach jednej ręki. I zawodnicy nie mają na swoją obronę nic a nic bo spokojnie mogli się zregenerować w 5 dni jakie upłynęły od meczu z Atletico Madryt w Copa del Rey. To naprawdę potężny zawód dla fanów. Niestety takimi meczami przegrywa się europejskie puchary bo Los Leones już zdołali zremisować z Granadą, Cadiz i Almerią w więc całą trójką z dołu tabeli, co jest stratą 6 oczek, które gdyby dodać do stanu posiadania Athletic pozwoliłoby awansować na 3 miejsce tabeli z tylko 4 oczkami straty do drugiej Girony. Cóż oby więcej takich meczów nie było w wykonaniu ekipy trenera Valverde bo nie tylko jest to po prostu wstyd to jeszcze po prostu margines błędu coraz bardziej się wyczerpuje wraz z upływem kolejnych kolejek ligowych do końca sezonu.

Statystyka meczu:
Składy:
Almeria: Maximiano – Pubill, Edgar, Radovanović, Centelles (66' Langa) - Lopy (48' Melero), Baba – Arribas (66' Embarba), Robertone, Ramazani – Lozano (66' Marezi).
Trener: Gaizka Garitano

Athletic: Simon – De Marcos, Yeray, Paredes, Yuri – Vesga (66' Herrera), Galarreta (66' Sancet) - Berenguer (74' Adu Ares), Unai Gomez (46' Muniain), Inaki Williams – Villalibre (46' Raul Garcia).
Trener: Ernesto Valverde

Wynik: 0 – 0
Żółte kartki: Pubill, Ramazani, Melero - Sancet
Czerwona kartka: Ramazani – za dwie żółte
Posiadanie piłki: 62% - 38%
Strzały: 10 – 12
Strzały celne: 4 – 4
Podania: 324 – 490
Faule: 17 – 15
Spalone: 2 – 3
Rzuty rożne: 4 - 10
Widzów: 12863
Sędzia: Garcia Verdura