To zdanie wypowiedziane przez trenera Marcelino Garcii Torala na pomeczowej konferencji prasowej najlepiej podsumowuje i jest pewnego rodzaju obrazem tego meczu. Athletic przegrał na San Mames po raz drugi w tym sezonie, tym razem jednak z drużyną ze strefy spadkowej jaką przed tą kolejką było Cadiz. Strzelcem jedynej bramki był Salvi, który trafił do siatki już w 6 minucie meczu po niefrasobliwości w wyprowadzeniu piłki i błędzie w kryciu w obronie. Reszta meczu to pełna kontrola Athletic i koszmarna niefrasobliwość zarówno w ataku jak i obronie. Jednak najgorsze jest to że Baskowie po prostu zlekceważyli niżej notowanego rywala, co jest niedopuszczalne na tym poziomie rozgrywek i zostali za to skarceni bo to spotkanie było jak najbardziej do wygrania.

Początek meczu należał do Cadiz, które wyszło wysokim pressingiem do zawodników Los Leones i próbowało złapać gospodarzy przy wyprowadzeniu piłki. I trzeba przyznać że przy wydatnej pomocy podopiecznych trenera Marcelino dość często się to udawało, szczególnie w pierwszej połowie. Pierwsze ostrzeżenie miało miejsce już w 4 minucie meczu gdy po przechwycie Jonsson podawał do Perei a ten uderzył z dystansu. Na szczęście na posterunku był Unai Simon. Drugiego ostrzeżenie już nie było bo zaledwie 2 minuty później Cadiz wyszło na prowadzenie. Athletic stracił piłkę przy próbie wyprowadzenia piłki z własnej połowy, Yeray nie zdołał przeciąć podania kierowanego do Lozano, który nie opanował piłki w polu karnym a ta odbita trafiła do Salviego, który z bardzo ostrego kąta uderzył na bramkę. Futbolówka po rykoszecie od Lekue zmyliła Simona i tuż obok słupka wpadła do siatki. 0-1 dla gości i prawie 85 minut czasu na odrobienie strat. No i Baskowie ruszyli po bramkę wyrównującą ale robili to w stylu co najmniej żałosnym. Do tego mogli stracić kolejne bramki po koszmarnych błędach Yeraya i Nuneza, którzy próbowali pobawić się w Messiego i indywidualnymi akcjami wyprowadzić piłkę pod pole karne rywali ale niemal za każdym razem kończyło się do stratą. Na szczęście drużyna trenera Cervery nie potrafiła wykorzystać prezentów a i dobrze na bramce spisywał się Simon. Za to to co w ofensywie zaprezentowali Los Leones to był prawdziwy dramat. Sama gra nie wyglądała źle ale bardzie przypominała gierkę sparingową niż poważny mecz. Podopieczni trenera Marcelino wymieniali ze sobą mnóstwo bezsensownych podań usiłując wejść z piłką do bramki zamiast po prostu najprostszymi metodami spróbować zdobyć bramkę. Sztuczki techniczne, podania wtedy kiedy należało strzelić i strzały wtedy kiedy należało podać. Do tego dochodziły dziwne wybory przy sposobie rozegrania akcji, mnóstwo dziwnych decyzji, które owocowały seriami strat oraz totalny brak zaangażowania lub zbytnia pewność siebie. Momentami miało się wrażenie jakby piłkarze byli tak przekonani o swojej wyższości i tego że bramka prędzej czy później padnie, że koncentrowali się bardziej na tym by zagrać ładnie niż po prostu efektywnie. Cadiz nie grało jakiejś wyrafinowanej piłki ale najprostszymi metodami dążyło do rozegrania futbolówki i znalezienie się w polu karnym Unaia Simona. W 32 minucie Baskowie mogli przegrywać 0-2 ale na szczęście Simon ponownie popisał się refleksem przy strzale Perei. Cała akcja Cadiz miała miejsce po kolejnej beznadziejnej akcji Nunez, który starał się efektownym wyjściem z piłką zapoczątkować akcję Athletic. W 34 minucie Athletic powinien wyrównać ale po świetnym podaniu Williamsa, Sancet pokazał czemu mizerny z niego napastnik i w dogodnej sytuacji zamiast podjąć jakąś decyzję to tak długo zwlekał, że stracił piłkę na rzecz wracającego Jonssona. W 37 minucie mieliśmy kolejną stratę Athletic i kolejną kontrę, która zakończyła się strzałem Lozano przy którym kolejny raz w tym meczu musiał wykazać się Simon. W 45 minucie w polu karnym po centrze Lekue i przepuszczeniu piłki Williamsa padł Oihan Sancet atakowany przez Haroyana. Podstawy do odgwizdanie rzutu karnego były ale sędziowie ostatecznie nie zdecydowali się na rozpatrzenie tej sytuacji i Jaime Latre nakazał grać dalej. Pierwszą połowę zakończył ładny aczkolwiek minimalnie niecelny strzał Muniaina z rzutu wolnego.

W drugiej części Cadiz już prawie nie atakowało bramki Simona a Athletic walił w mur trzeszczącej a szwach obrony, która jednak wobec chaotycznych i mizernych ataków gospodarzy nie miała większych problemów z radzeniem sobie. Tym bardziej że Los Leones wyglądali tak jakby mimo uszu puścili uwagi trenera w przerwie i dalej grali jak na treningu, a więc próbując rozgrywać koronkowe, techniczne akcje bardziej pod publikę, dokładnie jakby to oni prowadzili i to nie 1-0 a dużo wyżej. W 48 minucie Cadiz postanowiło podać pomocną rękę Athletic i przy dośrodkowaniu z rzutu rożnego pogubiło się w polu karnym a futbolówka trafiła do Nico Williamsa, który niestety strzelił koszmarnie niecelnie. W 53 minucie Nico Williams świetnie ograł Espino i Calę, dośrodkował w pole karne gdzie Haroyan uprzedził drugiego z braci Williams. Akcją zakończyła się niecelnym strzałem Vesgi. W 60 minucie Raul Garcia miał szansę na zdobycz bramkową. Lekue zacentrował z prawej flanki a El Rulo uderzył celnie tyle że świetnie spisał się Ledesma broniąc instynktownie nogami. W 64 minucie ładnie przed polem karnym zastawił się Sancet, następnie obrócił się z rywalem na plecach i uderzył na bramkę, ale niestety niecelnie. Cztery minuty później po rzucie rożnym uderzał głową Nunez ale w środek bramki, wprost w ręce bramkarza. Kolejną szansę na zdobycz bramkową miał Nico Serrano, który zmienił Muniaina. W 79 minucie znowu centrował szalenie aktywny Lekue, Williams przedłużył piłkę głową a zamykający akcję Serrano zdecydował się na uderzenie z woleja. Wszystko było wykonane poprawnie ale znowu na drodze do siatki stanął Ledesma, który w ostatniej chwili zdołał przesunąć się na długi słupek i zamknąć drogę piłce do siatki. Skończyło się na rzucie rożnym. Tuż po tej akcji mieliśmy kolejną kontrowersję w polu karnym po starciu Haroyana z Raulem Garcią i podobnie jak w pierwszej części tutaj również były podstawy do wskazania na wapno ale sędziowie zdecydowali inaczej uznając że nie było to na tyle mocne zagrania by kwalifikowało się na jedenastkę. Sześć minut później portero gości znowu ratował swojemu zespołowi skórę. Po rzucie wolnym bitym z lewej strony przez Serrano, futbolówka trafił do zamykającego akcją na długim słupku Raula Garcii. El Rulo uderzył bez przyjęcia ale bramkarz zdołał sparować piłkę a resztę wyjaśnili obrońcy rywali. I to w zasadzie była ostatnia warta uwagi akcja w tym meczu. Athletic zaliczył bardzo wstydliwą porażkę w tym meczu, w którym miał obowiązek zdobyć komplet punktów.

W zasadzie jedynymi zawodnikami, których można rozgrzeszyć w tym spotkaniu są Simon i Lekue. Ten pierwszy co miał do obrony to obronił a przy bramce gdyby nie rykoszet i zmiana toru lotu piłki oraz bardzo bliska odległość to zapewne i to by wyciągnął. Drugi zagrał dobry mecz i w ataku posłał tyle centr w pole karne że co najmniej jedna powinna zakończyć się bramką. W obronie również zagrał poprawnie choć trochę zbyt często jego stroną przedzierał się Espino ale to akurat bardziej wina będącego w słabej formie Berneguera niż Lekue, który często musiał walczyć z dwoma rywalami bo dochodził do tego Perea. Reszta zawodników zagrała słabo, a to co wyprawiali na obronie Nunez z Yerayem to kryminał. Jak już wyżej wspomniałem postanowili się zabawić w Messiego albo innego Ronaldo i dryblingiem przejść rywali wyprowadzając piłkę do ataku. Prawie zawsze kończyło się to stratą i bardzo groźną sytuacją pod bramką Simona. Po jednej z takich strat Nunez o mało co nie zarobił kartki za głupi faul, nawet mogła być czerwona ale słabiutki w tym meczu arbiter nie pokazał żadnej a i VAR tez chyba dostosował się do poziomu Pana Jaime Latre i był ślepy na faule. Rezerwowi zamiast pokazać się z dobrej strony trenerowi to robili wszystko aby pokazać dlaczego np. parę stoperów tworzą Martinez z Vivianem a w środku pola grają Vencedor z Danim Garcią. Sancet też pokazał że 35 letni Raul Garcia to gracz na atak a nie On. I nie zmienią tego pojedyncze przebłyski jak akcja z 64 minuty gdy obrócił się z rywalem na plecach i uderzył na bramkę. Sancet może być co najwyżej rozgrywającym a nie egzekutorem. Podobnie jak Sancet na ławkę nadaje się Alex Berenguer, po którego formie z zeszłego sezonu pozostało jedynie wspomnienie. Były skrzydłowy Torino jest wolny, przewidywalny i w fatalnej dyspozycji i słusznie został zmieniony w przerwie meczu przez Nico Williamsa, który w 45 minut zrobił więcej niż Alex w kilku spotkaniach. Największa jednak bura należy się wszystkim bez wyjątku zawodnikom za podejście do tego meczu, które było beznadziejne. Wyszli jak na sparing i grali jak na sparingu, bez zaangażowania, bez piłkarskiej złości kompletnie lekceważąc rywala co jest naganne i niedopuszczalne. To był zdecydowanie najsłabszy mecz w tym sezonie i miejmy nadzieję że upokorzenie jakie zaznali zadziała na nich orzeźwiająco. Musiało być w szatni naprawdę ostro ze strony Marcelino, który musiał przepraszać na konferencji prasowej fanów zespołu, co zresztą zrobili również niektórzy zawodnicy. Bo można przegrać ale po walce gdy rywal jest lepszy a nie mając olbrzymią przewagę w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła i prezentując futbol podwórkowy godny bardziej amatorów niż zawodowców. Oby piłkarze wyciągnęli z tej porażki odpowiednie wnioski.

Statystyka meczu:
Składy:
Athletic: Simon – Lekue, Nunez, Yeray, Balenziaga – Berenguer (46' Nico Williams), Vesga (57' Raul Garcia), Dani Garcia, Muniain (76' Nico Serrano) – Sancet (89' Morcillo), Inaki Williams.
Trener: Marcelino Garcia Toral

Cadiz: Ledesma – Iza (70' Akapo), Cala, Haroyan, Espino – Jonsson (84' Negredo), Alex Fernandez – Salvi (46' Chapela), Perea (62' Arzamendia), Sobrino – Lozano (70' Fali).
Trener: Alvaro Cervera

Wynik: 0 – 1
Bramka: 6' Salvi
Żółte kartki: Yeray, Morcillo, Nico Williams – Haroyan
Posiadanie piłi: 71% - 29%
Strzały: 15 – 8
Strzały celne: 5 – 4
Podania: 570 – 233
Faule: 14 – 19
Spalone: 1 – 0
Rzuty rożne: 5 - 1
Widzów: 37581
Sędzia: Jaime Latre