Tradycji stało się zadość. Athletic wrócił z Wanda Metropolitano bez punktów, które stracił na własne życzenie po kardynalnych błędach w środkowej linii, które bezwzględnie wykorzystali podopieczni trenera Simeone. Klopsy autorstwa Mikela San Jos wykorzystali Kevin Gameiro oraz Diego Costa trafiając po jednym razie do bramki Kepy. Tym sposobem Los Colchonerros dotrzymują kroku Barcelonie i przewaga Katalończyków nad rywalami w dalszym ciągu wynosi 7 oczek. Dla Athletic z kolei strata punktów oznacza spadek na 14 miejsce w tabeli, na szczęście z przewagą aż 10 oczek nad strefą spadkową i 7 punktami straty do miejsca dającego grę w europejskich pucharach.

To był typowy mecz do jednej bramki. Ale niestety tak to bywa kiedy naprzeciwko amatora na ławce trenerskiej staje trener z krwi i kości potrafiący świetnie ustawić i przede wszystkim zmobilizować swój zespół. Najlepszym wyznacznikiem jak wyglądało to spotkanie jest statystyka strzałów ze strony Athletic – 4 w całym meczu w tym ani jednego w światło bramki. Ba nawet te strzały, które oddali Baskowie raczej trudno nazwać strzałami bo niebezpieczeństwa dla Oblaka nie było żadnego. Słoweniec postanowił więc sam sobie stworzyć niebezpieczeństwo i w drugiej połowie jego wyjście z bramki o mało co nie zakończyło się stratą gola. Było to przy stanie 0-0 i zaledwie minutę później padła pierwsza bramka dla Atletico. Oczywiście jak to bywa w meczach z Los Colchoneros zamieszani w to byli zawodnicy Athletic, którzy popisali się kuriozalną stratą na własnej połowie (San Jose) po której jednym podaniem w pole karne został uruchomiony Kevin Gameiro i strzałem w drugi słupek pokonał Kepę. Druga bramka dla gospodarzy padła w identyczny sposób. Ponownie naiwnością wykazał się San Jose, podanie w pole karne dostał Diego Costa i tym razem umieścił piłkę przy krótkim słupku obok trochę źle ustawionego Kepy. Atletico mogło strzelić więcej bramek bo należał się im karny za faul Nuneza na Coście, choć ten też mógł spokojnie wylecieć za machanie łokciami na lewo i prawo po twarzach zawodników Los Leones, no ale taki już jest styl gry tego piłkarza. Baskowie niemal nie atakowali a to co zaprezentowali w ofensywie to było po prostu nic. Przez większość meczu po prostu się bronili i to całkiem skutecznie. Gdyby nie te dwa błędy to była szansa wywiezienia punktu z Wanda Metropolitano bo Atletico nie zagrało nawet średniego meczu a po prostu wykorzystało naiwności żeby nie powiedzieć frajerstwo podopiecznych trenera Zigandy. Bo z Atletico należy grać bezbłędnie bo każde potknięcie będzie bezwzględnie wykorzystane co stało się i tym razem. Zresztą w kilku poprzednich meczach pomiędzy tymi zespołami było tak samo.

Wprawdzie każdy kibic Athletic to wie patrząc na grę zespołu Los Leones, że Ziganda jest beznadziejnym trenerem ale porażka na Wanda Metropolitano pokazała to w najlepszy możliwy sposób – statystycznie. Kuko jest najgorszym trenerem w historii Athletic jeśli chodzi o procent zwycięstw zespołu. Tylko 25% spotkań w których prowadził zespół zakończyło się wygranymi – 6 na 24 rozegrane spotkania Diego Simeone upokarzając trenera Athletic zepchnął go na „zaszczytne" ostatnie miejsce z takimi „tuzami" myśli szkoleniowej o której kibice Basków chcieli by zapomnieć – Stepanovic (8 wygranych na 31 spotkań – 26%) i Txetxu Rojo (18 na 65 – 28%).

Nad zawodnikami nie ma się co pastwić bo nie ich wina, że na ławce siedzi tak słaby trener. Zagrali to co im kazano i to co potrafili. Bez Aduriza i Raula Garcii byli w ataku bezzębni. Tym bardziej że Ziganda wymyślił kolejną „świetną" taktykę i ustawił zespół 4-1-4-1 cofając do drugiej linii na skrzydłach Susaetę i Sabina Merino a zostawiając na szpicy Williamsa. Szkoda że Kuko w swoich szaleństwie nie pomyślał żeby spróbować jeszcze raz 5-3-2. Z Gironą wyglądało to słabo ale zespół przynajmniej trenuje to ustawienie o czym mówił Ziganda a 4-1-4-1 nie grali jeszcze pod kierunkiem obecnego szkoleniowca i to było widać na boisku. Mimo przegranej, najlepiej w zespole spisała się defensywa, która trzymała się bardzo dobrze do momentu strzelenia przez rywala bramki. Później było trochę gorzej ale i tak mimo sporego naporu Atletico udało im się dopuścić rywali do celnego strzału dopiero w drugiej połowie meczu i to niewiele wcześniej niż strzelili oni bramkę. Dobrze spisywali się obydwaj środkowi obrońcy. Inigo Martinez pokazał, że jego transfer był strzałem w dziesiątkę. Nunez również nieźle radził sobie z Costą. Całkiem dobre zawody rozegrali obaj boczni defensorzy. Może nie było ich zbytnio widać w ataku, jak całej formacji ofensywnej ale w tyłach dobrze trzymali boki. Czasami może za rzadko schodzili do środka i asekurowali stoperów ale generalnie było całkiem dobrze. Niestety im dalej do przodu tym gorzej. San Jose grał pokazowe wręcz zawody na pozycji defensywnego pomocnika, dopóki nie poczuł się zbyt pewnie i popełnił dwa błędy, które kosztowały utratę goli. Pozostałe formacje praktycznie nie istniały i co gorsze trener Ziganda nie potrafił nic zmienić w grze zespołu przez pełne 90 minut. Nawet po stracie bramki zespół zamiast atakować i próbować odrobić straty to dalej się bronił. Tak nie gra ambitna drużyna. No ale trudno się dziwić z takim trenerem na ławce rezerwowych, który sam nie ma żadnych ambicji.

Statystyka meczu:
Składy:
Atletico: Oblak – Vrsaljko, Gimenez, Godin (45' Lucas Hernandez), Filipe Luis – Koke (59' Gameiro), Thomas, Saul – Correa (70' Gabi), Griezmann, Costa.
Trener: Diego Simeone

Athletic: Kepa – Lekue, Unai Nunez, Martinez, Saborit – San Jose – Benat (65' Iturraspe), Vesga (72' Cordoba) – Susaeta, Williams, Sabin Merino (68' De Marcos).
Trener: Jose Angel Ziganda

Wynik: 2 – 0
Bramki: 67' Gameiro, 79' Costa
Żółte kartki: Filipe Luis, Costa, Correa – Nunez, Benat
Posiadanie piłki: 58% - 43%
Strzały: 14 – 4
Strzały celne: 4 – 0
Spalone: 2 – 0
Rzuty rożne: 5 – 2
Podania: 542 – 397
Dośrodkowania: 16 – 10
Faule: 6 – 12
Widzów: ok. 60 tys.
Sędzia: Gonzalez Gonzalez jako główny oraz Becerril Gomez i Matias Caballero na liniach.

 

fot. strona oficjalna - www.athletic-club.eus