Trener Jose Angel Ziganda w przypływie swojego „geniuszu" trenerskiego postanowił na mecz z Gironą zmienić ustawienie i chyba choć raz poczuć się jak „prawdziwy" szkoleniowiec i zabawić się w „taktyka". Niestety Kuko zapomniał, że przeciwko sobie ma prawdziwego trenera a nie amatora jak On sam tak więc wynik był z góry przesądzony a dwie bramki Stuaniego, w tym jedna z karnego załatwiły sprawę. Co gorsza Girona nie zagrała nawet średniego meczu by bez problemu pokonać wyjątkowo bezzębny tego dnia zespół z Bilbao. Tym samym seria 10 spotkań bez porażki została zakończona i zespół wrócił do swojej optymalnej dyspozycji czyli beznadziejnej.

Relacja z tego spotkania jest kompletnie nieuzasadniona bo Los Leones nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę a w pierwszej połowie, gdyby nie pięciominutowy zryw w samej końcówce spotkania można powiedzieć, że w ogóle nie wyszli z szatni. Do tego groźne akcje pod bramką rywali można w zasadzie ograniczyć do dwóch może trzech, podczas, których bramkarz rywali mógł się trochę rozruszać. Jedynym pozytywnym aspektem tego meczu był powrót na murawę Yeraya Alvareza, który rozegrał pełne 90 minut. Co gorsza dla Zigandy był On najlepszym zawodnikiem Athletic na murawie a to pokazuje mizerię tej drużyny i umiejętności szkoleniowe Kuko. Bo jeśli w najlepszej formie jest zawodnik, który przez pół roku niemal nie kopnął piłki i w zasadzie nie zagrał w oficjalnym meczu pierwszej drużyny to świadczy o kompletnej degrengoladzie całego zespołu i wręcz cofnięciu się w rozwoju.

Testowanie nowego ustawienia i wystawienie nowicjusza na lewej flance zemściło się już po kilku minutach gdy sędzie podyktował dość kontrowersyjnego karnego za faul debiutanta Andoniego Lopeza na jednym z napastników rywali. Trudno stwierdzić co zauważył sędzia bo nawet powtórki jednoznacznie nie pokazywały czy był to faul czy po prostu walka bark w bark. Pewnym egzekutorem okazał się Stuani, który wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Później Girona cofnęła się i oddała pole Athletic, który bił głową w mur i co gorsze nie wiedział kompletnie co ma grać. Tutaj pojawia się pytanie co trener Ziganda robił na przedsezonowych przygotowaniach gdzie ćwiczy się różne taktyki – zarówno podstawową jak i rezerwową. Na pewno nie robi się tego tuż przed meczem z bezpośrednim rywalem w przeciągu trzech dni na zamkniętych dla publiczności treningach. To już pokazuje skalę amatorstwa Kuko. Druga sprawa, że szkoleniowiec Los Leones nie ma kompletnie wariantów alternatywnych na wypadek niekorzystnego wyniku na murawie. Zmiana ustawienie, przesunięcie zawodników u niego nie istnieje. Athletic miał wprawdzie przewagę przez cały mecz i to całkiem sporą ale kompletnie nic z niej nie wynikało. Co gorsza Girona nie zagrała wcale jakiegoś dobrego meczu a wręcz spisywała się słabo. Być może zespół był tak zaskoczony postawą Athletic, że po prostu ograniczył się do nielicznych kontr chyba okazując litość upadłemu rywalowi. W drugiej połowie Los Leones wrócili do swojego optymalnego ustawienia ale i to nic nie pomogło a na dodatek stracili drugą bramkę po dośrodkowaniu z prawej strony i strzale głową Stuaniego, który z łatwością przeskoczył Lekue a Yeray trochę zgubił krycie, co można zrozumieć bo pierwszy raz grał z Inigo Martinezem i Lekue w jednej formacji. Swoją drogą ustawienie z pięcioma defensorami w tym czterech grających ze sobą pierwszy raz w życiu było po prostu „genialne". No i nie zapomnijmy o zmianach – aż dwóch bo przecież większej ilości graczy ofensywnych Ziganda nie zabrał do Katalonii bo i po co. Aketxe, Cordoba, Kike Sola, Sabin Merino zostali w domu a na ławce poza Adurizem i Susaetą nie było nikogo. Stąd tylko dwie zmiany, co na tym etapie sezonu jest raczej pokazem braku warsztatu trenerskiego. Mecz odbywał się w strugach deszczu, na grząskiej murawie, a Baskowie będą za chwilę grali co trzy dni a więc im świeżsi piłkarze tym lepiej, szczególnie że niektórzy mają w nogach już sporą liczbę spotkań.

W całej tej beznadziei na murawie Estadio Montilivii, co zakrawa trochę na paradoks najmniej pretensji można mieć do piłkarzy, którzy coś próbowali sklecić ale przez własnego trenera byli mocno ograniczeni ustawieniem. Kilka akcji zapowiadało się naprawdę nieźle ale w jej końcowej fazie brakowało z jednego piłkarza w ofensywie, który by wyszedł na pozycję i mógł dostać ostatnie podanie. Zespół był po prostu za bardzo cofnięty a boczni obrońcy nie rozumieli, bo i nie mogli zrozumieć skoro dopiero zaczęli trenować to ustawienie, że muszą grać bardzo wysoko a czasami schodzić jako boczni napastnicy. Najmniej pretensji można mieć do obrony, która w zasadzie poza obiema sytuacjami bramkowymi nie dopuściła do zagrożenia pod bramką Herrerina. To samo druga linia, która całkowicie opanowała środek boiska i naprawdę nieźle operowała piłką ale trzymała się niepotrzebnie za blisko środka boiska zamiast podejść pod pole karne. Tyle że mecze wygrywa się bramkami a po przekroczeniu środkowej linii Athletic już nie istniał w ataku waląc bezmyślnie głową w mur. Athletic ma piłkarzy na granie systemem 5-3-2 tyle że to trzeba trenować w lipcu i sierpniu a nie zabierać się za to na początku lutego. A skoro pomocnicy i obrońcy nie mieli z kim grać to całe spotkanie przypominało jedną wielką klepaninę piłki na zasadzie „Ty do mnie, ja do Ciebie" bez żadnego zagrożenia w ofensywie i bez pomysłu co dalej zrobić z piłką.

Tak więc trener Ziganda wrócił na swoją „drogę", którą wytyczył w pierwszej rundzie. Tyle że w adekwatnym okresie w pierwszej rundzie miał na koncie 6 oczek a teraz ma ledwie 2 i o wiele słabszą grę. Wtedy jeszcze można było być optymistą bo w składzie był Iker Muniain, który mógł pociągnąć grę robiąc różnicę w ataku a teraz nie ma takiego zawodnika. Z taką grą i pomysłami Zigandy ciężko jest być optymistą co do reszty sezonu i trudno oprzeć się przed myślami o tym by ten „szkodnik" jak najszybciej opuścił zespół. Na rynku jest kilku ciekawych szkoleniowców, którzy mogliby zespół postawić na nogi jak np.: Tuchel, Gaultier czy Dieter Hecking. Cała trójka świetnie pracuje z młodzieżą i wie jak prowadzić zespoły bez gwiazd, nastawione na ciężką pracę.

Statystyka meczu:
Składy:
Girona: Bono – Mojica, Bernardo, Juanpe, Ramalho, Maffeo – Pere Pons, Granell – Portu, (89' Aleix Garcia), Borja Garcia (83' Timor) – Stuani (81' Olunga).
Trener: Pablo Machin

Athletic: Herrerin – Lekue, Yeray, Nunez (62' Susaeta), Inigo Martinez, Andoni Lopez – Mikel Rico, Benat (62' Aduriz), Iturraspe – Raul Garcia, Williams.
Trener: Jose Angel Ziganda

Bramki: 7' (karny) i 64' Stuani,
Żółte kartki: Maffeo - Nunez
Posiadanie piłki: 39% - 61%
Strzały: 8 – 9
Strzały celne: 3 – 0
Spalone: 2 – 5
Rzuty rożne: 2 – 4
Podania: 337 – 534
Dośrodkowania: 14 – 12
Faule: 13 – 14
Widzów: ok 11 tys.
Sędzia: Munuera Montero jako główny oraz Baena Espejo i Alcoba Rodriguez na liniach.