Nie tego spodziewali się kibice na San Mames i po raz pierwszy od dłuższego czasu kibiców i trenera Zigandę żegnały przeciągłe gwizdy z trybun. Athletic zaledwie zremisował z Eibarem 1-1 i o ile wynik można określić jako bardzo słaby to grę zawodników, nie mówiąc już o taktyce, należy nazwać po prostu zbrodnią dokonaną na kibicach, którzy nie zasłużyli na to co zobaczyli na La Catedral. Eibar był drużyną o klasę lepszą i co bardziej zaskakujące poruszającą się szybciej i świeższą niż Athletic mimo że grali w poniedziałek mecz z Malagą a Athletic miał niemal trzy dni dłuższy odpoczynek niż rywale. Marnym pocieszeniem jest fakt, że drużyna jest niepokonana od 10 spotkań. Byłoby to osiągnięcie warte uwagi gdyby Athletic wygrał większość z tych meczów a remisy i to z niżej notowanymi rywalami, czy też straty kompletów punktów przez sabotaż Zigandy na pewno nie są powodem do dumy.

Jak już wspomniałem mecz zakończył się remisem. Athletic wyszedł na prowadzenie po ładnej akcji prawą stronąWilliamsa i dośrodkowaniu na drugi słupek do Aduriza, który z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. Eibar wyrównał po bramce Kike Garcii i serii błędów w defensywie. Co gorsze to był w zasadzie jedyny błąd formacji obronnej w tym meczu, pozbawionej Aymerica Laporte. A samo spotkanie przebiegało pod dyktando Eibaru, który był drużyną lepszą, lepiej ułożoną taktycznie, grającą szybciej i bardziej pomysłowo. Los Armeros atakowali przez pełne 90 minut ale wiele zagrożenia z tego nie zrobili. Podopieczni trenera Zigandy atakowali rzadziej ale mieli groźniejsze sytuacje. Sam Williams zmarnował dwie setki, które powinny zakończyć się bramkami. Jedną z nich na początku meczu kiedy okazję sam na sam z Dmitroviciem podarowali mu obrońcy Eibaru ale nasz wybitny „snajper" nie byłby sobą gdyby nie zepsuł najprostszej sytuacji do zdobycia gola. Swoje dołożył Ziganda, który z całych sił walczył o zwycięstwo, do tego stopnia, że w samej końcówce wprowadził na murawę tak bardzo „ofensywnego" zawodnika jak Mikel Vesga zmieniając jednocześnie Markela Susaetę a więc zawodnika wybitnie „defensywnego". No bo przecież to „norma" w warsztacie trenerskim najlepszych w tym fachu, że gdy się chce wygrać na własnym stadionie to wprowadza się zawodników odpowiedzialnych za obronę. Pogratulować pomysłowości i zmysłu „taktycznego" trenerowi Zigandzie. A jak źle gra Athletic na San Mames niech najlepiej wyrażą statystyki bramek – 8 strzelonych i 6 straconych w dotychczasowych 10 spotkaniach. W sumie w tym sezonie na San Mames padło 14 goli co jest najgorszym wynikiem w historii tego stadionu od początku rozgrywek La Liga – od 1928 roku. Wynik wyczynów snajperskich graczy Los Leones również zostawia daleko w tyle resztę występów od początku powstania rozgrywek.

Powiedzmy sobie szczerze, że ten sezon można już odpuścić bo to co proponuje Ziganda to jest po prostu przejaw sadyzmu na kibicach a oglądanie czegoś co nie sprawia przyjemności czyli gry Athletic ociera się o masochizm. Zespół mimo naprawdę olbrzymiego potencjału marnuje go w zastraszający sposób. Obiecywanie sobie czegokolwiek jest chyba masochizmem gdyż Ziganda jest w stanie zepsuć naprawdę wszystko. Ten trener nie ma ani warsztatu, nie ma pojęcia o taktyce, nie umie reagować na wydarzenia boiskowe a motywacja po prostu nie istnieje. No i zmiany, które zamiast wprowadzać więcej jakości z grze i dawać impuls do lepszej gry wprowadzają tylko chaos i stanowią hamulec dla drużyny. Nad poszczególnymi zawodnikami nie ma co się pastwić bo to nie ich wina że ktoś kto mieni się trenerem ustawia ich tak a nie inaczej i każe grać coś czego nie umieją i nigdy nie grali. Bo jak wyjaśnić ciągłe schodzenie do boku Aritza Aduriza, który zamiast na środku ataku pojawia się na skrzydłach a jego pozycję dubluje Inaki Williams, który na środek atak u po prostu się nie nadaje. Gdy Athletic zagrał normalnie tzn. Williams zagrał na skrzydle a Aduriz na środku ataku to od razu padła bramka. Ponownie Raul Garcia pojawiał się częściej na skrzydle niż na pozycji mediapunta, co od razu odbiło się na jego grze, czyli był po prostu niewidoczny przez niemal cały czas swojej gry. Mikel Rico drugi albo nawet trzeci mecz z rzędu zaczyna zgrywać gwiazdę bezsensownie się kiwając i notują katastrofalne straty. W zasadzie jedynymi piłkarzami, którzy starali się w ofensywie byli Williams i Susaeta. Tyle że tradycyjnie u Inakiego szybciej pracowały nogi niż głowa a Markel nie miał po prostu z kim grać. Nasz kapitan starał się, zmieniał pozycję, wychodził do piłek żeby ją rozegrać ale nic to nie dawało. Obronę można rozliczać tylko i wyłącznie z zadań defensywnych, z których wywiązała się w miarę poprawnie poza jedną sytuacją po której Kike Garcia trafił do siatki. Poza tym jak na brak najlepszego obrońcy w zespole to wyglądało to co najmniej obiecująco. Wprawdzie Etxeita nie będzie nigdy lewym środkowym obrońcą ale jego występ jako lidera obrony był całkiem dobry mimo największego udziału w straconej bramce. Na dobry poziom mimo ostatnich słabszych występów wrócił Nunez i oby tak dalej. Niepokoi postawa bocznych obrońców, którzy w ataku byli beznadziejni ale za to w tyłach raczej spisywali się bez zarzutu. Za tydzień mecz ze świetnie spisującą się na własnym obiekcie Gironą. Z taką grą nie ma co szukać w Katalonii.

Trener Ziganda popisuje się nie tylko wielką „fantazją" w trakcie meczu ale i w czasie konferencji prasowych. Oto jak wytłumaczył brak Aymerica Laporte w podstawowej jedenastce: „Nie był w najlepszej kondycji, pytałem go o grę ale odpowiedział mi że nie odpoczął dobrze bo miał bardzo zajęty miniony tydzień. Dlatego zdecydował się go nie powoływać. Pytałem go czy czuje się inaczej niż w poprzednie dni i odpowiedział mi że tak. Nic mi nie wiadomo że odchodzi do City. Zobaczymy czy te szeroko rozpowszechnione pogłoski potwierdzą się i okażą się prawdziwe".

Nie wiem gdzie był trener Ziganda przez ostatnie kilka dni i co robił ale na pewno nie była to planeta ziemia. Rozumiem, żeby jeszcze przed meczem opowiadać takie rzeczy ale po meczu kiedy jest niemal pewne, że Aymeric w poniedziałek zostanie graczem City jest bezsensowne. Wcześniej można by to tłumaczyć mobilizacją przed pojedynkiem z Eibarem, chęcią podtrzymania dobrej atmosfery ale po spotkaniu? Naprawdę można było powiedzieć co i jak a nie ciągnąć farsę dalej narażając się na śmieszność. Valverde w obliczu potencjalnego transferu Herrery gdy posadził Andera na ławkę miał odwagę powiedzieć, że chodziło o całe zamieszanie z transferem i obawiał się że może to się odbić na grze piłkarza, który nie jest pewny swojej przyszłości w klubie. Ostatecznie do transferu wtedy nie doszło.

Statystyka meczu:
Składy:
Athletic: Herrerin – Lekue, Nunez, Etxeita, Saborit – Iturraspe, Mikel Rico (78' Benat) – Williams, Raul Garcia (69' Sabin Merino), Susaeta (87' Vesga) – Aduriz.
Trener: Jose Angel Ziganda

Eibar: Dmitrovic – Ruben Pena, Ramis, Arbilla, Junca (78' Capa) – Papa Dio, Escalante – Orellana, Inui, Alejo (61' Charles) – Kike Garcia.
Trener: Jose Luis Mendilibar

Wynik: 1 – 1
Bramki: 50' Aduriz – 73' Kike Garcia
Posiadanie piłki: 43% - 57%
Strzały: 7 – 13
Strzały celne: 1 – 2
Spalone: 3 – 1
Rzuty rożne: 3 – 7
Podania: 331 – 416
Dośrodkowania: 8 – 32
Faule: 15 - 14
Widzów: ok 39 tys.
Sędzia: Melero Lopez jako główny oraz Torre Cimiano i Martinez Serrato na liniach.

 

fot. strona oficjalna - www.athletic-club.eus