Parafrazując klasyka polskiego kina „Gra jaką pokazał Athletic w tym meczu była biegunowo odległa od tego co można uznać za futbol w najwyższym ligowym wydaniu". „Swoją postawą na murawie doprowadzili fanów i klub do upodlenia". „Nie ma językach ludzi kulturalnych dość obelżywych słów aby określić to czego dopuścili się zawodnicy i w szczególności trener w pojedynku z Formenterą". „To co zaprezentował trener Ziganda nie kwalifikuje go nawet do podawania piłek średnioutalentowanym trenerom". „W oczach kibiców Ziganda jest zwykłym amatorem omyłkowo tylko branym za trenera". „Niech on już stąd idzie bo nie można na niego patrzeć". To oczywiście wersja łagodna jaką wybrałem i w zasadzie wystarczy za opis całego spotkania w którym Los Leones popisali się frajerstwem najwyższych lotów ulegając trzecioligowcowi 0-1 w szóstej minucie doliczonego czasu gry i tak naprawdę ostatniej akcji meczu gdy nie przypilnowali przy rzucie rożnym Alvaro, który trafił głową do siatki. A najbardziej chyba pasuje tutaj stwierdzenie pewnego ministra w słynnej restauracji w Warszawie, ale to myślę że można zostawić na podsumowanie całego pobytu Zigandy na ławce pierwszego trenera Athletic, który miejmy nadzieję wkrótce dobiegnie końca.

Athletic miał przewagę niemal przez cały mecz i mógł nastrzelać kilka bramek ale amatorszczyzna i impotencja strzelecka jaką wykazywali się zawodnicy była zatrważająca. Tylko w pierwszej połowie Los Leones mieli z 6 sytuacji do zdobycia bramek – dwa razy Sabin Merino, dwa razy Williams, raz Aketxe i raz Saborit. Niestety dla miejscowych albo ofiarnie interweniowali obrońcy ale świetnie spisywał się bramkarz Marcos. Formentera miała również jedną sytuację ale tylko dlatego że Lekue popisał się podaniem wprost pod nogi rywala będącego sam na sam z Aymerikiem Laporte. Na szczęście strzał na bramkę był niecelny. Poza tym zawodnicy grali niedbale, bez większego zaangażowania.

W drugiej połowie Baskowie kontynuowali swój „pokaz" bezmyślności w którym dzielnie sekundował im trener Ziganda, który już na etapie powołań i później ustalania podstawowej jedenastki kolejny raz pokazał, że jest kompletnym beztalenciem, ignorantem i amatorem trenerskim. No ale to później. Festiwal niewykorzystanych okazji kontynuował Williams, który partolił akcję za akcją. W 65 minucie na murawę wszedł Aduriz i również dostosował się do kolegów zaprzepaszczając niemal pewną akcję bramkową. Athletic miotał się bezradnie a Formentera jakby czekała na swój moment. I doczekała się go bo z zupełnie niezrozumiałych powodów, jak kompletni amatorzy podopieczni trenera Zigandy w 80 minucie cofnęli się na własną połowę i dali piłkę Formenterze, która skwapliwie skorzystała z okazji broniąc się niemal cały czas. Sygnał do ataku dał strzelec bramki z pierwszego meczu – Linan, który ładnie uderzył sprzed pola karnego ale niecelnie. Formentera nie grała jakiegoś wyrafinowanego futbolu tylko podawała piłkę do skrzydła a następnie centrowała w pole karne. A ponieważ podopieczni trenera Zigandy zostali pozbawieni przez swojego szkoleniowca umiejętności obrony przed taką grą to każde takie zagranie pachniało bramką. Wprawdzie tuż przed końcem meczu kolejną doskonałą okazję spartolił Williams ale ostateczne słowo należało do zespołu trenera Tito Garcii. Po kolejnej wrzutce w pole karne udało im się wywalczyć rzut rożny, który okazał się ostatnią akcją spotkania. Dośrodkowanie na krótki słupek zamienił na bramkę kompletnie niepilnowany Alvaro i poprowadził swój zespół do największego sukcesu w historii. A Baskowie po raz piąty odpadli z Copa del Rey z zespołem trzecioligowym. Ostatni raz miało to miejsce pięć lat temu gdy trenerem był Marcelo Bielsa a zwycięzcą dwumeczu Eibar. A Ziganda powtórzył swój wyczyn sprzed 25 lat kiedy grając jako zawodnik w podstawowej jedenastce odpadł z Xerez. Ponadto Los Leones odpadali jeszcze z Realem Union, oraz Gimnastikiem Torrelavega.

To był prawdziwy pokaz beznadziei, katastrofalnej gry i zaangażowania, nie mówiąc już o fatalnych decyzjach kadrowych Zigandy, który w swoim amatorstwie pobił już chyba wszelkie możliwe rekordy. To jednak nie pozbawiło go poczucia humoru na konferencji prasowej gdzie stwierdził m.in. „Musimy dalej pracować by polepszyć swoją grę", „Jesteśmy w szoku i zawiedliśmy kibiców ale mamy cały sezon i musimy iść do przodu", „Zagraliśmy dobry mecz, mieliśmy sporo sytuacji do zdobycia bramki ale zawiodła skuteczność i stało się to co się stało, widać nie było nam to pisane". No i wisienka na torcie: „Nie boje się o swoja posadę, jestem jej pewny. Boję się wielu innych rzeczy ale jestem pewny swoich umiejętności trenerskich". Na tą ostatnia wypowiedź nasuwa się jedno pytanie... o jakich umiejętnościach trenerskich mówi ten człowiek?

Lista błędów Zigandy jest olbrzymia. Pierwsza i główna z nich to wystawienie po raz kolejny Williamsa na środku ataku gdzie chyba największa trenerska łajza wie, że ten zawodnik się tam nie nadaje. Kolejna to wystawienie Sabina Merino na prawym skrzydle gdzie ten nigdy nie grał ale na środku ataku gdzie radził sobie co najmniej dobrze to i owszem. Zamiana tej dwójki pozycjami na pewno dała by o wiele lepszy efekt. Kolejna katastrofa to wystawienie Etxeity na środku obrony. I nie chodzi o to że Xabier zagrał źle czy coś z tych rzeczy ale ma On zastąpić w meczu z Realem Madryt pauzującego za kartki Laporte. Pytanie o świeżość i formę naszego stopera po 90 minutach w deszczowym pojedynku z Formenterą, niespełna 72 godziny przed meczem z Realem, wydaje się chyba retoryczne. Wpuszczanie na murawę Aduriza, Raula Garcię i Iturraspe w takich warunkach pogodowych również wydaje się bezsensowne. Mecz z drużyną z trzeciej ligi to powinna być okazja do pokazania się głębokiej rezerwie i nic nie stało na przeszkodzie żeby powołać kilku zawodników trenera Garitano – w pierwszym spotkaniu na Balearach dobrze pokazali się Munoz (prawoskrzydłowy – mógłby odpocząć Williams i Sabin mógłby zagrać na środku ataku) i Oscar Gil (stoper – mógł zagrać zamiast Etxeity). Można było dać szansę napastnikowi Guruzecie, który zbiera świetne opinie i zainteresowane są jego usługami kluby z Premier League. Można było przesunąć Aketxe na pozycję rozgrywającego gdzie chyba lepiej się czuje niż na pozycji mediapunta co wczoraj pokazał kilka razy świetnie rozgrywając piłkę. W jego miejsce mógł zagrać również ktoś z rezerw albo nawet Vesga, który obiecująco spisywał się jako mediapunta. Młodzi piłkarze z rezerw na pewno zagraliby z olbrzymim zaangażowaniem i może spartoliliby tylu sytuacji podbramkowych. No ale do tego trzeba mieć jakieś umiejętności trenerskie i wizję gry zespołu o które to przymioty raczej trudno posądzać trener Zigandę.

Niestety ale zawodnicy coraz bardziej dopasowują się poziomem do swojego trenera – czyi krótko mówiąc równają w dół. Williams poza szybkością nie prezentuje nic i szczerze powiedziawszy jakby się trafił jakiś frajer, który chciałby zapłacić klauzule odstępnego to w ramach promocji można mu ją obniżyć o połowę i nawet opłacić transport i rok wynagrodzenia gratis. Kolejną „gwiazdą" był Mikel San Jose, który zagrał nawet nie na poziomie Segunda B Division ale najwyżej Tercera a i to pewnie byłoby obrazą dla niektórych grających tam piłkarzy. Nasz defensywny pomocnik nie potrafił powstrzymać rywali grających o dwie klasy niżej, nie potrafił nawet przyjąć piłki i jej rozegrać. Kilka razy potknął się też o własne nogi co wywołało nawet konsternację na trybunach. Vesga z kolei tylko przeszedł koło meczu. Jedynymi zawodnikami do których nie można mieć pretensji to Sabin Merino, Aketxe, Cordoba oraz obaj nasi boczni obrońcy. Sabin wprawdzie nie wykorzystał dwóch świetnych okazji do zdobycia bramek ale dwa razy tak wyłożył piłkę że spartolić akcję to był naprawdę sukces ale Williamsowi się to udało. Jego ściągnięcie z boiska pokazuje tylko bezmyślność Zigandy, który zostawił o klasę gorszego Williamsa. Aketxe im bliżej grał drugiej linii tym spisywał się lepiej więc zmiana go na Raula Garcię była również bezsensowna. Lepiej było cofnąć Aketxe na środek pomocy na rozegranie a właśnie za Vesgę wpuścić ofensywnego zawodnika. Również co najmniej poprawnie spisał się Cordoba, który nieźle współpracował z Saboritem na lewej flance i stale stanowił zagrożenie dla rywali. To samo można powiedzieć o grze Lekue i Saborita. Nie mieli zbytnio pracy w obronie ale za to mogli pokazać sporo w ataku i starali się jak mogli. No ale właśnie ich wysiłek był psuty przez źle dobrana taktykę bo Williams grać głową nie potrafi, Aketxe był za niski (Vesga na mediapunta lepiej by się spisał) a Sabin Merino, czyli ktoś kto potrafi zrobić z dośrodkowania dobry użytek grał na skrzydle a nie na środku ataku. Dwa razy jednak doszła do niego piłka i dwa razy oddał groźny strzał głową. Aż się prosiło aby, jak już wspomniałem, zamienić ich rolami. Tak więc wygląda na to że wszystko rozbijało się o ustawienie zespołu, które po prostu było fatalnie dobrane.

Jedyne co może cieszyć po tym meczu to reakcja zawodników, którzy nawet przed kamerami telewizyjnymi nie przebierali w słowach o swoim występie. Najbardziej dosadnie wypowiedzieli się Mikel San Jose, który tuż po meczu wypalił do mikrofonu „Po prostu spier... ten mecz" a Iturraspe w strefie mieszanej stwierdził: „Nie jesteśmy godni noszenia tego herbu i koszulki klubu, który reprezentujemy. Powinniśmy przejść dalej ale trzeba było dać więcej z siebie". Szkoda że do takiego samego wniosku nie dojdzie sprawca tego samego bajzlu a więc trener Ziganda i nie poda się do dymisji.

Składy:
Athletic: Herrerin – Lekue, Etxeita, Laporte, Saborit – Vesga (73' Iturrape), San Jose – Sabin Merino (64' Aduriz), Aketxe (81' Raul Garcia), Cordoba – Williams.
Trener: Jose Angel Ziganda

Formentera: Marcos – Bonilla, Javi Rosa, Samuel (65' Kiko Gonzalez), Ojeda – Linan – Adrian Riera, Quesada (69' Gabri Gomez), Garmendia (78' Alvaro Muniz), Omar Alvarez – Juan Antonio.
Trener: Tito Garcia

Wynik: 0 – 1
Bramka: 90' Alvaro
Żółta kartka: Kiko Gonzalez
Widzów: 14294
Sędzia: Del Cerro Grande jako główny oraz Yuste Gimenez i Alvarez Canton