Piłkarze Athletic gdyby mieli choć odrobinę godności i honoru to powinni zwrócić kibicom za bilety i pobyt w Ostersunds bo to co zaprezentowali na murawie Jamtkraft Arena było po prostu obrazą dla fanów, barw klubu i generalnie La Liga. Postronna osoba oglądając ten mecz i patrząc się na barwy w jakich grają oba zespoły mogłaby pomyśleć, że to Real Madryt (białe stroje) z nowym logo sponsora (Volksvagen) gra z jakąś podrzędną drużyną co najwyżej drugoligową. A wynik tego meczu – remis 2-2 jest mocno niesprawiedliwym wynikiem bo choćby dla samego przykładu Athletic powinien go przegrać co najmniej 4 – 5 bramkami. Baskowie mają więcej szczęścia niż rozumu że udało im się trafić te dwie bramki bo pierwsza z nich została podarowana przez bramkarza rywali Keitę, który tak przyjął piłkę, że praktycznie podał ją do szarżującego Cordoby, który był na tyle sprytny że przerzucił ja nad portero rywali i zostawił Adurizowi, który nie miał problemów ze strzałem na pustą bramkę. Drugi gol w samej końcówce to świetna akcja na skrzydle Susaety i wejście z drugiej linii Williamsa, który niepilnowany potężnym uderzeniem przełamał ręce Keity i wpakował piłkę do bramki. Wcześniej dwie bramki strzelili rywale a dokładnie Gero oraz Edwards. Najlepszym zawodnikiem w zespole Los Leones był Herrerin, który mimo że podarował rywalom gole na 1-1 to uchronił zespół od totalnej kompromitacji żeby nie powiedzieć nawet hańby.

Żeby najdosadniej opisać to co można było zobaczyć na tym meczu posłużę się jednym z komentarzy użytkowników cyt: „Ładnie dzisiaj gramy, świetnie przesuwamy, wychodzimy spod pressingu, piłka ładnie krąży i fajnie kreujemy sytuacje. A nie czekaj, my gramy na czarno..." Drużyna trenera Potter biła na głowę ekipę Zigandy w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Jak już wspominałem wyglądało to tak jakby co najmniej Real Madryt grał z jakąś podrzędną drużyną z niższej ligii i na pewno porównanie do Królewskich nie dotyczy gry Athletic. Dość powiedzieć że szwedzka drużyna mogła i powinna rozstrzygnąć mecz już w pierwszych 8 minutach gdy swoimi akcjami po prostu upokorzyli Athletic i mieli trzy 100 procentowe okazje do zdobycia bramek. Jak Ghoddos, Gero i bodajże Edwards nie trafili do siatki wiedzą tylko oni i Herrerin, który zapobiegł utracie goli. Na dodatek już w 7 minucie kontuzji po wejściu Mukibii doznał Balenziaga (skręcona kostka) ale Ziganda w swoim „geniuszu" trzymał go na murawie aż do przerwy, co może wydłużyć okres pauzy naszego obrońcy podobnie jak było z De Marcosem. Nie wiem co wyobrażał sobie Kuko ale na pewno granie z kontuzją nie spowoduje tego że ta się wyleczy. Baskowie obudzili się dopiero około 11 minuty kiedy takim „centrostrzałem" o mało co Keity nie zaskoczył właśnie Balenziaga. Trzy minuty później padł gol dla Athletic. Keita otrzymał podanie od swojego obrońcy ale tak nieszczęśliwie przyjmował że trochę za bardzo odbiła mu się od nogi i idący za podaniem rywala Cordoba uprzedził rzucającego mu się pod nogi portero, przerzucił nad nim piłkę i zostawił nadbiegającemu Adurizowi, który nie miał problemów z trafieniem do siatki. Stracona bramka dość mocno zdekoncentrowała gospodarzy, którzy przez ładny kwadrans nie byli w stanie przeprowadzić jakiejś groźniejszej akcji. Tyle że jak już im się udało (31 minuta) to powinien być remis gdyż po świetnej trójkowej akcji na jeden kontakt sam przed Herrerinem stanął Edwards ale fatalnie spudłował. Dziesięć minut później idealną sytuację miał Gero po centrze Semy ale minimalnie chybił. Po trzech minutach doliczonego czasu gry arbiter zakończył pierwszą połowę, która tak naprawdę powinna zamknąć ten mecz i zakończyć się kompromitacją Athletic.

Na szczęście drugie 45 minut rozwiało wszelkie wątpliwości i zakończyło się chyba najbardziej niesprawiedliwym remisem w historii Ligi Europy. Podopieczni trenera Pottera od początku ruszyli na bramkę i raz po raz rozbijali obronę Athletic, która gubiła się jak dzieci we mgle. To co zaprezentowała cała ta formacja do spółki z drugą linią to była katastrofa. Gospodarze długo nie musieli się rozkręcać bo już siedem minut po gwizdku sędziego wyrównali. Paradoksalnie z pomocą przyszedł im najlepszy gracz w szeregach Los Leones – Iago Herrerin. Edwards uderzył z dystansu, Iago wypluł ten stosunkowo słaby strzał przed siebie, Laporte nieudolnie wybijał piłkę z czego skorzystał Gero i wpakował ją do siatki. Szwedzki zespół poszedł za ciosem i już w 56 minucie Herrerin ratował swój zespół przed stratą bramki po strzale Semy. Minutę później sam przed naszym portero znalazł się Petterson ale na szczęście jego strzał głową trafił wprost w rękawice bramkarza. Po kolejnych akacjach gospodarzy ręce aż same składały się do oklasków bo rywale 2 – 3 podaniami z pierwszej piłki potrafili kompletnie rozbić obronę ale na szczęście zwichrowane celowniki stanęły piłce na drodze do siatki. W 64 minucie w końcu dopięli swego. Przed polem karnym niepilnowany znalazł się Edwards, i mając właściwie otwartą drogę do bramki zdecydował się na strzał, który po lekkim rykoszecie od Etxeity wpadł w prawy dolny róg bramki Herrerina. Jak najbardziej zasłużone prowadzenie Ostersunds. Ziganda zdecydował się na zmiany i.... za jednego z najlepszych zawodników w Athletic – Inigo Cordobę wpuścił Williamsa. Wprawdzie w samej końcówce Inaki trafił do siatki ale Athletic musiał zdobyć punkty i taka zmiana nie miała kompletnie sensu. Kuko mógł zmienić bezproduktywnego Raula Garcię, słabych Iturraspe i Vesgę, bezpłciowego Lekue i grać o zwycięstwo a wolał wymienić jedynego zawodnika który nie zawiódł w tym spotkaniu. W 74 minucie podopiecznych Zigandy powinien dobić arbiter i podyktować rzut karny za zagranie ręką Etxeity po centrze bodajże Semy ale na szczęście nie zauważył tego. W 77 i 78 minucie świetnie zza pola karnego uderzał Ghoddos ale Herrerin jakoś zdołał wybronić te strzały. W 80 minucie kolejną bombę z dystansu posłał Edwards ale i tym razem Iago sparował, tym razem na rzut rożny. Gdy wydawało się że nic już nie uchroni Athletic od totalnego blamażu nagle Ostersunds przestał grać i mógł za to zapłacić bardzo wysoką cenę. Najpierw na przebój poszedł Susaeta i po ograniu dwóch rywali wyszedł sam na sam z bramkarzem ale strzelił wręcz beznadziejnie i goalkeeper zdołał sparować strzał na rzut rożny. Za chwilę ponownie akcją popisał się nasz kapitan ale tym razem na lewym skrzydle i zamiast strzelać zdecydował się podać do idącego środkiem pola karnego Williamsa, który niepilnowany uderzył mocno i celnie do siatki. Remis to i tak za dużo co wyciągnęli z tego meczu piłkarze Zigandy a Ostersunds może sobie pluć w brodę że nie zapewnili sobie awansu tym spotkaniem.

„Nie potrafię znaleźć wytłumaczenia dla naszej postawy" - to słowa jakie wypowiedział po tym meczu trener Ziganda. I najlepiej podsumował to spotkanie przyznając się jednocześnie do tego że po prostu nie nadaje się na to stanowisko skoro nie wie co poszło nie tak. Bo w zasadzie wszystko było beznadziejne. Najlepszym zawodnikiem Athletic i to mimo zawalonej bramki był Iago Herrerin, który uratował Basków przez totalną hańbą. Bo Ostersunds, beniaminek pierwszej ligi szwedzkiej ogrywał ich jak trampkarzy, robił ze stoperów i bocznych obrońców wiatraki upokarzając ich w sposób niespotykany. Za pomocnikami nie nadążali zarówno Iturraspe jak i Vesga tak że przed linią pola karnego ziała wielka dziura z czego skwapliwie korzystali rywale mając praktycznie wolne pole do spokojnego przymierzenia na bramkę. Całe szczęście ze skutecznością byli na bakier bo tylko z tego miejsca mogli strzelić ze 2 – 3 bramki gdyby nie Herrerin. Jedynymi zawodnikami z pola, który zagrali w miarę przyzwoicie byli Cordoba i Susaeta. Starali się szarpali na skrzydłach ale niestety reszta ich kolegów chyba nie tylko nie wyszła z szatni przez pełne 90 minut ale nawet nie doleciała na ten mecz z Bilbao. Bo chyba rezerwiści trenera Garitano zagraliby lepiej a na pewno bardziej ambitnie. Swoje dołożył również trener Ziganda nie tylko zmianami ale i ustawieniem zespołu. Widząc potężną dziurę przed polem karnym każdy normalny trener cofnął by jednego albo nawet obydwu defensywnych pomocników bardziej do tyłu by zabezpieczyć dojście do własnej bramki. Ziganda kompletnie nie potrafi reagować na boiskowe wydarzenia i nie ma pojęcia o korygowaniu ustawienia zespołu. Trzymanie na murawie kontuzjowanego Balenziagi również było taktycznym bezsensem bo raz że kontuzja się pogłębiała a dwa że nasz zawodnik nie mógł bronić na 100% i osłabiał lewą stronę defensywy co kilka razy wykorzystali zawodnicy rywali. A nawet delikatna korekta ustawienia i taktyki w trakcie meczu może zdziałać cuda co najlepiej pokazał Valverde w meczu z Napoli w eliminacjach Ligii Mistrzów gdy Txingurri po trzech akcjach bramkowych ekipy z SerieA już na początku meczu szybko interweniował i Włosi praktycznie przestali być groźni. Ziganda niestety nie ma o tym zielonego pojęcia. Kwintesencją nieudolności szkoleniowca Athletic były zmiany. Wprawdzie jak już wspomniałem Inaki strzelił bramkę ale wpuszczenie go za Cordobę było pomyłką bo Inigo należał do najlepszych zawodników Athletic w tym meczu. Trzymanie Balenziagi na murawie to również była pomyłka tak samo jak wpuszczenie Benata, który jest kompletnie bez formy. Athletic musiał grać o bramkę a najlepiej zwycięstwo żeby przedłużyć swoje nadzieje na awans a szkoleniowiec trzyma na ławce napastnika (Sabin Merino) a wpuszcza pomocnika bez formy, który przegrał rywalizację z Vesgą, od początku sezonu jest cieniem piłkarza choćby z ostatnich rozgrywek i prawie w ogóle nie gra miał być zbawieniem dla zespołu. Szkoda, że Ziganda zapomniał jak w meczu z Zoryą Ługańsk, ściagnął dwóch defensorów, zagrał na 3 środkowych obrońców i aż 6 zawodników ofensywnych a jedynym piłkarzem łączącym linię ataku z obroną był Iturraspe. Athletic wtedy o mało co nie wyrównał wyniku tego meczu a miał ku temu kilka świetnych okazji.

Najlepsza wykładnią formy Basków jest fakt, że Iago Herrerin jest liderem rankingu na bramkarza, który obronił najwięcej celnych strzałów w Lidze Europejskiej. Ma na swoim koncie aż 20 skutecznie obronionych strzałów na bramkę (3 stracone gole) co daje 6,7 intewencji na mecz. Drugi w tej kategorii jest Andre Hansen z Rosenborga (17 skutecznych obron) a trzecim Denis Scherbitski z BATE Borysów (16). Nie jest to na pewno powód do radości a pokazuje tylko olbrzymią słabość tego zespołu. Dla porównania w eliminacjach do Ligi Europy, w czterech meczach Herrerin obronił tylko 7 strzałów (1,8 na mecz) i również stracił 3 bramki.

Ciężko być optymistą przed kolejnymi meczami czy to w Lidze Europy czy to w La Liga. Na razie Ziganda błądzi i kompletnie nie potrafi się znaleźć na ławce Athletic mentalnie tkwiąc w Segunda B Division. Pojedyncze przebłyski niestety tego nie zmieną.

Statystyka meczu:
Składy:
Ostersunds: Keita – Mukiibi, Papagiannopoulos, Petterson, Widgren – Nouri (89' Mensah) – Bachirou, Edwards – Sema, Ghoddos, Gero.
Trener: Graham Potter

Athletic: Herrerin – Lekue, Etxeita, Laporte, Balenziaga (46' Boveda) – Iturraspe, Vesga (77' Benat) – Suseata, Raul Garcia, Cordoba (64' Williams) – Aduriz.
Trener: Jose Angel Ziganda

Wynik: 2 – 2
Bramki: 52' Gero, 64' Edwards – 14' Aduriz, 89' Williamsa
Żółte kartki: Mukiibi, Sema, Gero – Cordoba
Posiadanie piłki: 56% - 44%
Strzały: 16 – 8
Strzały celne: 11 – 4
Rzuty rożne: 6 – 2
Spalone: 0 – 4
Podania: 561 – 449
Podania celne: 472 – 363
Faule: 8 – 12
Widzów ok 7,5 tys.:
Sędzia: Istvan Kovacs jako główny oraz Vasile Florin Marinescu i Ovidiu Artene na liniach. Cała trójka pochodzi z Rumunii.

 

fot. strona oficjalna www.athletic-club.eus