Według wielu ekspertów i trenerów (np.: Czesława Michniewicza) 2-0 to najniebezpieczniejszy wynik na świecie bo wystarczy jedna bramka przeciwnika by zmienić obraz meczu. Niby statystyki temu przeczą ale od czwartkowego wieczora na pewno z tym stwierdzeniem zgodzą się kibice i piłkarze Panathinaikosu Ateny, który w iście frajerski sposób zaprzepaścił szansę na pierwsze w swojej historii wyeliminowanie klubu z Hiszpanii. Do 68 minuty spotkania podopieczni trenera Ouzounidisa mieli wszystkie atuty po swojej stronie, prowadzili dwiema bramkami, bliżej byli strzelenia trzeciej i rozstrzygnięcia rywalizacji już w pierwszym meczu niż Athletic zdobycia gola kontaktowego. Wystarczyła chwila dekoncentracji, cofnięcia się na własną połowę celem zaczerpnięcia powietrza by wzorem pojedynku pięściarskiego dostać trzy potężne sierpy na szczękę po których Koniczynki zostały obdarte ze złudzeń i znalazły się na deskach zaliczając ciężki nokaut. Wynik 2-3 może nie rozstrzyga w 100% rywalizacji na korzyść Los Leones ale na pewno jest to olbrzymia zaliczka w obliczu rewanżu na San Mames. I to wszystko przy, nie oszukujmy się to powiedzieć wręcz słabiutkiej grze Athletic.

Athletic grał w tym meczu tylko 6 minut. Dokładnie między 68 a 74 minutą kiedy demolował defensywę Panathinaikosu. Przez resztę meczu Baskowie spali grając nawet nie na pół gwizdka. To co zobaczyliśmy na murawie w wykonaniu podopiecznych trenera Zigandy bardziej przypominało sparing i to po ciężkim treningu. Cuco zdecydował się po raz kolejny dać szansę w pierwszym składzie Mikelowi Vesdze na pozycji mediapunta ale był to strzał w przysłowiową „stopę" bo ten zagrał beznadziejnie. To samo można powiedzieć o drugim eksperymencie a więc Inigo Lekue na prawym skrzydle. Nie wiadomo o co chodziło trenerowi Athletic ale gra na prawej flance była słaba a Inigo często nie wracał do defensywy by pomagać De Marcosowi. Tak samo jak zresztą Vesga, który mało wspierał obronę. Z tego powodu padła pierwsza bramka dla Koniczynek autorstwa Lod'a, Z lewej flanki dośrodkował Cabezas, Etxeita przegrał pojedynek główkowy z Molinsem i futbolówka trafiła na prawą stronę gdzie było dwóch rywali przeciwko osamotnionemu De Marcosowi. Lod przejął piłkę, ograł naszego obrońcę, wpadł w pole karne i w sytuacji sam na sam nie dał szans Herrerinowi. Fatalny błąd defensywy Athletic i przede wszystkim wspomniany brak wsparcia ze strony kolegów dla Oscara. Zanim padła bramka Athletic kontrolował mecz i stworzył sobie dwie sytuacje bramkowe ale zarówno Aduriz jak i Raul Garcia nie zdołali ich wykorzystać bo górą był portero gospodarzy. Ten pierwszy strzelał głową po centrze Lekue a drugi po podaniu Muniaina będąc w okolicach 11 metra trafił wprost w bramkarza. Poza tym Los Leones niby starali się przejąć inicjatywę i atakować ale w większości przypadków robili to bez większego zaangażowania (poza Muniainem), na stojąco co tylko ułatwiało obronę rywalom, który bez problemu sobie radzili z ofensywą Basków. Z kolei podopieczni trenera Ouzounidisa mimo licznych prób ataków tak naprawdę nie stworzyli większego zagrożenia pod bramką gości bo obrona mimo że była w iście „wakacyjnej" formie to radziła sobie z atakami wybijając futbolówkę na rzuty rożne lub auty. Nudna pierwsza połowa zakończyła się jak najbardziej zasłużonym wynikiem 1-0 dla gospodarzy, którzy mimo widocznie słabszych umiejętności czysto piłkarskich po prostu bardziej chcieli grać niż przyjezdni i to wystarczyło do objęcia prowadzenia.

Druga część meczu podobnie jak pierwsza rozpoczęła się od ataków Los Leones, którzy ponownie „na stojąco" próbowali przejść defensywę rywali. A Panathinaikos grał swoją piłkę opartą na ambicji i chęci co ponownie zaowocowało bramką. Wprawdzie w 53 minucie meczu Luciano (wszedł na murawę w 51 minucie) minimalnie chybił ale dwie minuty później Cabezas, po kolejnym fatalnym błędzie defensywy, już nie zmarnował sytuacji i podwyższył prowadzenia na 2-0. Tego było już za wiele dla trenera Zigandy, który zdecydował się na zmiany i zdjął kompletnie bezproduktywnego Lekue wpuszczając na murawę Williamsa. To od razu rozruszało szeregi Basków bo trener Ouzounidis nakazał nieco cofnąć się obrońcom i pomocnikom obawiając się wzmocnionej ofensywy Athletic i przede wszystkim szybkości Inakiego co okazało się brzemienne w skutkach. W międzyczasie Athletic przeszedł na system 4-3-3 z Adurizem, Williamsem i Muniainem w ataku oraz nieco cofniętym za ich plecami Raulem Garcią. Iker zajął pozycję na lewej flance i od razu akcje ofensywne nabrały tempa. Dziesięć minut zajęło podopiecznym trenera Zigandy rozmontowanie obrony rywali. Na lewej flance swoje firmowe zagranie ze ścięciem do środka boiska zaprezentował Muniain, dośrodkował na długi słupek a tam wyszedł w górę Aduriz i mając piłkę na głowie bez problemów umieścił ją w siatce. Lwy poczuły krew a gospodarze jeszcze nie otrząsnęli się z pierwszego ciosu a już dostali poprawkę. W bliźniaczej akcji jak poprzednia Balenziaga dośrodkował na długi słupek gdzie zza pleców obrońcy wyskoczył De Marcos i mocnym strzałem z pierwszej piłki wyrównał stan meczu. Kompletnie zagubieni rywale za chwilę stracili kolejną bramkę. Błąd przy wyprowadzaniu piłki popełnił jeden ze stoperów, futbolówkę przejął Williams i pognał na bramkę Vlachodimosa. W polu karnym próbował ograć wracającego Moledo ale ten nie widząc innego wyjścia na powstrzymanie naszego napastnika sfaulował go i arbiter wskazał na „wapno". Pewnym egzekutorem okazał się Aduriz i remontada stała się faktem. Wprawdzie Panathinaikos próbował jeszcze odmienić losy meczu ale poza jedną akcją w samej końcówce był bezradny. I to przy słabej postawie obrony Athletic. W 90 minucie grecki zespół mógł i nawet powinien wyrównać ale Lod przegrał pojedynek oko w oko z Herrerinem. Athletic wygrał na Apostolos Nikolaidis i jest jedną nogą w rozgrywkach grupowych Ligi Europy.

Powiedzieć że to był słaby mecz Athletic byłoby nadużyciem. Trener Ziganda na pomeczowej konferencji prasowej stwierdził że to najgorsze spotkanie od kiedy został trenerem pierwszej drużyny. I zapewne tak jest bo zespół zagrał wręcz beznadziejnie, bez zaangażowania jakby myślami był zupełnie gdzie indziej. Zdecydowało 6 minut dobrej gry, które wstrząsnęły Atenami i które chyba jedna rozstrzygnęły losy tej rywalizacji. Trudno przypuszczać by Baskowie dali sobie wydrzeć awans na San Mames. A zawodnicy powinni się zastanowić nad kilkoma sprawami bo to co zaprezentowali na murawie było żałosne. Przede wszystkim gra na pół gwizdka w takim spotkaniu jest niewybaczalna. Obrona popełniała kuriozalne błędy i należy się cieszyć że Panathinaikos miał zbyt duży respekt do klasy rywala bo wykorzystał tylko dwie sytuacje a mógł wypracować i wykorzystać więcej. Obrona zagrała katastrofalnie a Vesga pokazał że póki co pierwszy skład to trochę za wysokie progi dla niego. Słabo wracał, mało pomagał kolegom, w ataku też grał bezpłciowo i chyba zapomniałem ze jego podstawowym zadanie jest zabezpieczenie tyłów. Dużo się jeszcze musi uczyć od San Jose czy też Iturraspe. Zarówno Mikel jak i Ander grając w obronie często dublują pozycję środkowego obrońcy o czym nie ma pojecia Vesga. Stoperzy również się nie popisali bo często kryli na radar. Boczni obrońcy dostali by również słabą notę za grę w tyłach ale tutaj akurat można ich rozgrzeszyć bo bez pomocy skrzydłowych czy też schodzącego do pomocy defensywnego pomocnika, często musieli grać sami przeciwko dwójce rywali co jest po prostu niedopuszczalne. Za to w ataku spisali się bardzo dobrze ale również tylko przez kilka minut. Kluczem było wyższe wyjście obydwu skrzydłowych i odepchnięcie od własnego pola karnego dwójki bocznych obrońców Koniczynek, którzy zmuszeni do obrony pozwolili De Marcosowi i Balenziadze na wyższe wyjście w ataku co skończyło się trafieniem tego pierwszego przy którym asystował ten drugi. Niewidoczny był również Benat, który podobnie jak większość jego kolegów przeszedł koło meczu. Na szczęście ciężar gry wzięły na siebie trochę skrzydła, szczególnie po zmianie Lekue na Williamsa i przesunięciu bardziej do boku Ikera Muniaina. Zresztą Iker był wyróżniającą się postacią bo chyba tylko jemu jedynemu chciało się grać. Szarpał, kiwał, atakował, rozgrywał i w tym wszystkim niestety zapominał często o powrocie do obrony co jest małym minusem przy jego ocenie. Nieźle zaprezentował się Raul Garcia, któremu przynajmniej się chciało i miał ze 2 sytuacje do zdobycia bramki ale za każdym razem zwycięsko z tego pojedynku wychodził bramkarz gospodarzy. Aduriz gdyby nie te dwie strzelone bramki to pewnie byłby nawet nie zauważony na murawie bo do tej 68 minuty trudno było szukać zawodnika z nr 20 na koszulce w jakiejś akcji ofensywnej na bramkę rywali.

Do postawy zawodników Athletic w meczu z Panathinaikosem można więc mieć całą masę zarzutów na czele których jest brak zaangażowania ale zwycięstwo to jednak zwycięstwo, do tego odniesione na trudnym terenie. Miejmy nadzieję że w kolejnych meczach zobaczymy o wiele lepszą postawę, w szczególności już w niedzielę na San Mames.

Statystyka meczu:
Składy:
Panathinaikos: Viachodimos – Reis, Koutroumbis, Moledo, Hult – Cabezas (84' Donis), Kourbelis, Zeca, Lod – Molins (73' Chatzigiovanis), Altman (51' Luciano).
Trener: Marinos Ouzounidis

Athletic: Herrerin – De Marcos, Etxeita, Laporte, Balenziaga – Benat (77' San Jose), Vesga – Lekue (57' Williams), Raul Garcia, Muniain (84' Susaeta) – Aduriz.
Trener: Jose Angel Ziganda

Wynik: 2 – 3
Bramki: 29' Lod, 55' Cabezas – 68' i 74' (karny) Aduriz, 71' De Marcos
Żółte kartki: Kourbelis – Etxeita, Raul Garcia, San Jose
Posiadanie piłki: 51% - 49%
Strzały: 14 – 7
Strzały celne: 3 – 4
Rzuty rożne: 6 – 4
Spalone: 2 – 2
Faule: 12 – 13
Widzów: ok 16 tys.
Sędzia Manuel de Sousa jako główny oraz Alvaro Mesquita i Ricardo Santos na liniach. Wszyscy pochodzą z Portugalii.