Bardzo zmęczeni ale radośni wracali z Granady piłkarze Los Leones. Po ciężkim meczu udało się podjąć pełną pule punktową z murawy za sprawą bramek Raula Garcii w pierwszej części meczu oraz Aymerika Laporte w drugiej. Oba trafienia przedzieliło trafienie Carceli dla gospodarzy. Tym samym kryzys w jakim znajduje się zespół Paco Jemeza jeszcze się pogłębił a El Grana na stałe utkwiła w dolnych rejonach tabeli natomiast Los Leones po fatalnym początku rozgrywek pnął się gorę a trzecie zwycięstwo z rzędu pozwoliło awansować aż a 7 pozycje a tabeli, tylko 2 oczka mniej od kolejnego rywala – wicelidera tabeli Sevilli.

Mecz nie obfitował w fajerwerski ale mógł się podobać. Był dość, szybki, obie drużyny nieźle operowały piłką, było kilka ładnych strzałów i efektownych parad bramkarskich z tym że trudno było w nim o sytuacje podbramkowe, szczególnie te w wykonaniu gospodarzy a na to przede wszystkim liczyła publiczność. Granada niestety potwierdziła że przed nią jeszcze sporo pracy zanim odciśnie na niej swoje piętno trener Paco Jemez choć trzeba przyznać że doskonale operowali piłką z tym że im bliżej pola karnego tym było gorzej, nie mówiąc już o wypracowywanych sytuacjach bramkowych, które gdyby nie pomoc defensywy Athletic to chyba nie byłoby wcale. Na szczęście takie sytuacje miały miejsce tylko w pierwszej połowie meczu bo w drugiej pod bramką Kepy nie działo się prawie nic. Prawie bo Arrizabalaga miał jedną interwencję kiedy efektowną paradą wybijał a rzut rożny potężne uderzenie z dystansu Bueno, które zmierzało idealnie tuż pod poprzeczkę.

 

Już w pierwszych minutach obrona Athletic zadbała o to żeby trener Valverde nabrał odpowiedniego ciśnienia na ten mecz kiedy sprezentowała dobrą okazję Kravetsowi ale na szczęście Kepa był a miejscu. Defensywa Granady postanowiła się odwdzięczyć tym samym, tyle że skutek był gorszy dla nich. W 15 minucie Athletic w akcji ofensywnej zapędził się w prawy róg boiska. Obrońcy nie byli wstanie wybić piłki Susaecie, który podał do Lekue, ten minął jednego obrońce ale drugiemu już udało się wybić futbolówkę. Tyle że robił to tak nieporadnie że ta trafiła na ok. 20 metr od bramki Ochoy wprost pod nogi Raula Garci. Ponieważ nie było przy nim żadnego zawodnika rywali, nasz pomocnik spokojnie przełożył piłke na lewą nogę, popatrzył jak jest ustawiony bramkarza i pięknym technicznym strzałem odbitym od słupka w długi róg skierował futbolówkę do siatki. Jak widać były zawodnik Atletico w prawej nodze ma prawdziwą rakietę a w lewej finezję. Z meczu z Granadą skorzystał z obydwu bo w drugiej części meczu huknął z około 25 metrów w róg i Ochoa z trudem wybił piłkę na rzut rożny. W każdym razie od 15 minuty Athletic prowadził 0-1. Gospodarze próbowali rzucić się do odrabiania strat ale Athletic w pełni kontrolował mecz i rywale bezradnie miotali się w środkowej strefie boiska. W 31 minucie powinno być już 0-2. Munian posłał prostopadłe podanie do Aduriza, ten ograł Gastona Silvę i miał przed sobą właściwie tylko Ochoę ale niestety nasz snajper trafił prosto w meksykańskiego portero. Gdy wydawało się że Baskowie dociągnął do przerwy z jednobramkowym prowadzeniem defensywa postanowiła sprezentować rywalom bramkę. Granada mocniej zaatakowała, powstało potworne zamieszanie w polu karnym, piłkę w końcu dostał a prawej stronie Carcela, ograł Laporte i strzałem w krótki róg pokonał Kepę. Wyjątkowo nieudolnie spisali się tutaj obrońcy Athletic, którzy w pięciu nie potrafili sobie poradzić z miotającym się Foulquierem i Carcelą. Nawet nie potrafili wybić piłki mimo tego że najpierw mógł to zrobić Etxeita i później dwukrotnie Laporte, którego na końcu jak juniora zwodem na zamach nabrał Carcela. Nie popisał się również Kepa, który odsłonił cały krótki róg i tak naprawdę było to jedyne miejsce w które mógł strzelać zawodnik rywali. Tak więc po pierwszej połowie na tablicy wyników widniał rezultat 1-1.

 

Druga część meczu zaczęła się od wspomnianego już przeze mnie uderzenia Bueno, które z wielkim trudem sparował na rzut rożny portero Athletic. Trzy minuty później ten sam piłkarz stanął w polu karnym przed kolejną szansą na bramkę gdy dostał doskonałe podanie z prawej flanki ale jego uderzenie nieznacznie minęło długi słupek bramki Kepy. W odpowiedzi Raul Garcia popisał się piekielnie mocnym uderzeniem z ok. 25 metrów z którym z wielkim trudem poradził sobie Ochoa. Kolejne dwie akcje to dośrodkowanie Pereiry z którym poradził sobie Etxeita oraz strzał Kravetsa, który wybronił bez większych problemów Arrizablaga. Swoich sil próbowali również Ponce po podaniu Tito oraz z drugiej strony Sabin Merino ale również bezskutecznie do tego dość mocno niecelnie. Impas został przełamamy w 76 minucie spotkania kiedy to Athletic wywalczył rzut rożny, podszedł do niego Benat i posłał świetne dośrodkowanie na 5 metr. Tam w tempo wyszedł Mikel San Jose i uderzył na bramkę Ochoi. Meksykanin poradził sobie z tym strzałem ale wobec dobitki Laporte'a był już bezradny i Baskowie wyszli na prowadzenie, którego jak się okazało nie oddali do końca meczu. Zresztą nie mieli nawet okazji jak oddać do końca pojedynku Granada ani razu nie zagroziła bramce Los Leones i trzy oczka pojechały do Bilbao.

 

To był całkiem dobry mecz w wykonaniu Athletic mimo tego że rywal nie postawił zbyt ciężkich warunków. Gra może nie była jakaś genialna ale co najmniej solidna a przy tej dawce spotkań jaką aktualnie dostają zawodnicy Los Leones trudno w każdym spotkaniu prezentować się świetnie. Celem były punkty i to zostało zrealizowane. Jedyne co może martwić to trochę beztroska obrony, która przy anemicznych i do bólu przewidywalnych atakach Granady powinna sobie z nimi łatwiej radzić a kilka razy doprowadziła do zagrożenia własnej bramki a na dodatek można powiedzieć sprezentowała rywalom gola. Trochę martwi również gra skrzydeł, szczególnie brak dośrodkowań, których jest jak na lekarstwo a dodatkowo są wyjątkowo niecelne. To co było zawsze najgroźniejszą bronią Basków teraz jest bezużyteczne i stąd się biorą rodzone w bólach wygrane. Nieźle prezentował się środek pola gdzie rządzili niepodzielnie Benat i San Jose. Nasz rozgrywający nieźle rozdzielał piłki, sterował grą zespołu. Wysoką formę potwierdził Raul Garcia autor bramki na 0-1. Słabiej niż z Valencią spisał się Aduriz, który miał obowiązek wykorzystać podanie Muniaina. Poza tym starał się angażować obronę rywali i ściągać na siebie obrońców, tak jak to m.in. zrobił przy golu swojego kolegi z ataku ale to zdecydowanie za mało jak na tej klasy napastnika od którego możemy wymagać zdecydowanie więcej. Nieźle zagral Markel Susaeta, który mocno pracował i w ataku i w obronie, starał się biegał, próbował rozgrywać ale o ile z De Marcosem rozumieją się bez słów to już z Lekue szło mu gorzej ale i tak mają swój udział przy golu Garcii. Cóż, Valverde stara się jak może i wymienia skrzydłowych w nadziei że w końcu któraś para zaskoczy ale na razie wygląda to nieciekawie. Miejmy nadzieję że będzie lepiej wszak to dopiero początek sezonu i w końcu wszyscy zawodnicy powinni dojść do wysokiej formy.

 

Statystyka meczu:
Składy:
Granada: Ochoa – Tito, Silva, Agbo, Foulquier - Angban (79' Boga), Samper (66' Atzili) – Carcela, Bueno, Pereira – Kravets (60' Ponce).
Trener: Paco Jemez

Athletic: Kepa – Lekue, Etxeita, Laporte, Balenziaga – Benat, San Jose – Susaeta (60' Williams), Raul Garcia, Muniain (60' Sabin Merino) – Aduriz (79' Iturraspe).
Trener: Ernesto Valverde

 

Wynik: 1 – 2
Bramki: 44' Carcela – 15' Raul Garcia, 76' Laporte
Żółta kartka: Foulquier
Posiadanie piłki: 53% - 47%
Strzały: 7 – 8
Strzały celne: 4 – 5
Faule: 8 – 9
Rzuty rożne: 6 – 3
Spalone: 3 - 0
Widzów: 14603
Sędzia: Martinez Munuera jako główny oraz Aguilar Rodriguez i Noval Font na liniach.