^Powrót na górę!
Derby dla Athletic. Po naprawdę dobrym i emocjonującym meczu Los Leones bez problemu pokonali ekipę Erreala a strzelcem jedynej bramki był Oihan Sancet, który wykorzystał świetne dośrodkowanie Nico Williamsa i umieścił piłkę głową w bramce Remiro. Wynik mimo że niski niewiele mówi o tym meczu bo był On pod zupełną kontrolą i dominacją ekipy trenera Ernesto Valverde. Zespół trenera Alguacila jedynie co mógł to klepać piłkę i to w dość dużej odległości od bramki i w bezpieczny sposób w obawie przed stratami i kontratakami ekipy gospodarzy, które mogły być zabójcze gdyby nie zabrakło precyzji, szczęścia albo ofiarnie nie interweniowała obrona Txuri-Urdin. Komplet punktów został na San Mames a Athletic wrócił na 5 miejsce w tabeli ze stratą 2 oczek do Villarrealu, który ma jednak jeden mecz zaległy.
Mecz mógł się naprawdę podobać mimo naprawdę niskiego wyniku. Przede wszystkim był rozgrywany na olbrzymiej wręcz intensywności. Los Leones wyszli wysoko do rywala i praktycznie każdy błąd Sociedad, mógł kosztować ich utratę bramki bo świetnie dysponowani byli szybkościowo zarówno Sancet, Inaki jak i Nico. Nawet Djalo próbował dostosować się do poziomu kolegów i mocno mieszał w przodzie często zmieniając się pozycjami z obydwoma braćmi, co stwarzało potężne zamieszanie w szeregach defensywnych Erreala. No i Djalo miał pierwszą dobrą sytuację do zdobycia bramki w 17 minucie meczu gdy dostał świetne podanie na wolne pole, wpadł w pole karne z obrońcą na plecach i próbował zaskoczyć Remiro strzałem w krótki róg. Portero gości wyszedł jednak obronną ręką z tej sytuacji. W 20 minucie tylko interwencja Zubeldii na Sancecie na żółtą kartkę zapobiegła wyjściu Athletic w sytuacji 4 na 2 na bramkę Remiro. W 23 minucie na drodze piłki do bramki gości stanął ofiarnie interweniujący Zubimendi, który zablokował strzał niemal z „wapna" Nico Williamsa. Minutę później niemal z tego samego punkty świetną okazję miał Prados, który jednak fatalnie skiksował (dośrodkowanie bodajże De Marcosa). Tyle że podopieczni trenera Valverde ponowili akcję gdyż piłka trafiła na lewe skrzydło Do Nico, który rozegrał futbolówkę z Pradosem, ten pomiędzy nogami rywali oddał ją młodszemu Williamsowi a ten z linii końcowej, zupełnie niepilnowany dośrodkował na dalszy słupek. Javi Lopez nie miał szans w walce powietrznej z Sancetem, który z może 2 metrów dokonał egzekucji. 1-0 na San Mames i w pełni zasłużone prowadzenie podopiecznych trenera Valverde. Sociedad próbowało odpowiedzieć ale podopieczni trenera Alguacila byli bezradni wobec harujących jak woły w obronie zawodników Los Leones, którzy nie pozostawiali im nawet odrobiny wolnego miejsca. Najgroźniejsza akcję rywale mieli w 44 minucie kiedy Kubo znalazł się sam przed polem karnym i próbował uderzyć na bramkę, ale trafił w będącego na spalonym Oyarzabala. Poza tym ekipa Txuri-Urdin była po prostu bezradna. Na dodatek każda akcja ekipy gospodarzy pachniała bramką po przechwytach, ale większość akcji padała łupem harującego na całej szerokości boiska Zubimendiego, który jako jedyny dojechał na ten mecz i starał się dorównać swoim rywalom z Bilbao.
Druga część meczu mogła zacząć się idealnie dla Los Leones gdyż po akcji Sanceta i dośrodkowaniu w pole karne w idealnej sytuacji znalazł się Prados. Niestety nasz pomocnik uderzył za lekko i niemal w środek bramki pozwalając Remiro na skuteczną interwencję. Za chwilę ofiarna interwencja Aguarda zapobiegła sytuacji Sanceta sam na sam z Remiro. W 57 minucie tylko ofiarny powrót i interwencja Zubimendiego, zakończona rzutem rożnym zapobiegła być może utracie drugiej bramki bo w polu karnym znalazł się świetnie Djalo i już szukał krótkiego rogu bramki Remiro. Najlepszą sytuację i praktycznie jedyną 100% w całym meczu mieli podopieczni Alguacila w 59 minucie. Prawą flanką urwał się Sucic, dośrodkował na około 5 metr gdzie Zubimendi zdołał uprzedzić Yuriego i uderzyć w kierunku bramki ale futbolówka w niewielkiej odległości minęła słupek bramki Agirrezabali. W 65 minucie pierwszy celny strzał i jedyny zespołu w całym meczu na bramkę Agirrezabali oddał Sergio Gomez. Jednak był on za słaby i szedł niemal idealnie w środek bramki więc nie stanowił problemu dla Julena. Od 71 minuty Erreala powinni grać w 10 po paskudnym i celowym nadepnięciu bez piłki Aramburu na nogę Yuriego. Czemu nie zareagował VAR trudno powiedzieć, bo Gil Manzano prowadzący ten mecz nie został nawet wezwany do monitora, a sam raczej tego nie mógł widzieć. W 78 minucie dobrą okazje zmarnował Oyarzabal, który zgubił krycie w polu karnym przy rzucie rożnym i uderzył na bramkę ale trafił w boczną siatkę. I to w zasadzie była ostatnia akcja tego meczu. Sociedad nie było już stać na nic więcej bo Los Leones maksymalnie utrudniali im zadanie wysoko pressując do ostatniej minuty tego spotkania. Niemal pełna kontrola w drugiej połowie meczu nad niemal bezzębnych w przekroju 90 minut Realem Sociedad.
Naprawdę spotkanie mogło się podobać. Los Leones zagrali mecz świetnie taktycznie, nie pozwolili rywalom, szczególnie w pierwszej połowie prawie na nic. Świetnie funkcjonował pressing, krycie, a nawet atak mimo tylko jednej strzelonej bramki. Zabrakło jedynie trochę precyzji i szczęścia bo były szanse na kolejne bramki. Inna sprawa że było widać że Alguacil ogarnął już zespół w obronie po odejściu Le Normanda i teraz przydałoby się ogarnięcie w ofensywie. Inna sprawa że w obronie podopieczni trenera Valverde zagrali naprawdę bardzo dobrze bo jedna powiedzmy setka na cały mecz jak również okazja Oyarzabala gdzie i tak na drodze miał niemal ścianę obrońców, więc musiał szukać strzału obok, który ostatecznie ugrzązł w bocznej siatce to naprawdę niewiele jak na tak klasowy zespół jakim jest Sociedad. Najlepszym graczem tego meczu był oczywiście Sancet, a więc strzelec bramki i inicjator właściwie wszystkich akcji ofensywnych zespołu Los Leones. Szkoda że nie udało mu się wykorzystać jeszcze jednaj szansy bramkowej jaką miał, a także koledzy nie wykorzystali należycie jego podań, Bardzo dobrze na skrzydłach spisywali się bracia Williams, którzy niemal zajeździli Aramburu i Javi Lopeza. Obaj boczni obrońcy byli niemal kompletnie niewidoczni w ataku, a to jest bardzo istotny element taktyki Alguacila. Z tej strony było niemal ciągłe zagrożenie defensywy Txuri-Urdin, jak również i linii pomocy, która nie mogła sobie pozwolić na zbyt wysoką grę z obawy o naprawdę niesamowicie szybkie kontrataki gospodarzy. Nawet Djalo wyglądał dobrze w ataku. Z podwieszonym za plecami Sancetem, który dublował pozycję napastnika, były zawodnik Bragi czuł się dobrze i mógł w końcu zagrać tak jak lubi a więc cofnąć się i wejść z drugiej linii. Jego częste zmiany pozycji również z braćmi Williams były naprawdę ciekawym pomysłem bo wprowadzały sporo zamieszania w szeregi rywali. Djalo też swietnie pracował z kolegami w defensywie kilka razy pokrywając dziury na bokach obrony (2 razy bodajże z Inakim i raz z Nico) gdy boczni defensorzy nie zdążyli wrócić, dzięki czemu skutecznie zamykali akcje ekipy z San Sebastian. Jak zwykle olbrzymią pracę wykonał Prados w drugiej linii co rusz przechwytując piłkę i zmuszając rywali do błędu. Nie był w tym gorszy od Zubimendiego, a przewaga jego vis-a-vis polegała tylko na tym ze ten po prostu miał więcej okazji do wykazania się przy masie ataków Los Leones. Najsłabszy z całej trójki pomocników był Galarreta ale tylko dlatego że doskonale dysponowany Sancet brał na siebie ciężar rozgrywania a Prados zadanie defensywne. Tak więc Inigo niewiele miał do roboty, ale kilka razy świetnie zainicjował akcję podaniem, przetrzymał piłkę albo zmienił kierunek ataku. Naprawdę zagrał bardzo dojrzale jak na lidera drugiej linii przystało. Jedynie co można mieć obiekcje to trochę słabo bite rzuty rożne. Obrona zagrała z tego wszystkie najsłabiej ale tylko dlatego że po prostu nie za bardzo było co robić, szczególnie w pierwszej połowie. Po prostu Sociedad jeśli już się przebił przez pressującą linię ataku to albo wpadał na Pradosa, a jeśli już i to udało mu się przejść to był Galarreta. Więc naprawdę niewiele zostało naszym stoperom do „sprzątania" w tym meczu. Trochę kłopotów bywało w bocznych sektorach za sprawą Kubo i Barrenetxei ale tutaj jeśli tylko wrócił Nico z Inakim, dołączył do nich Prados lub nawet Djalo to przeważnie kończyło się na rzucie rożnym, aucie albo na stracie rywali i kontrze. To było naprawdę bardzo dobre widowisko i gra Athletic i tylko szkoda że nie udokumentowane większą ilością bramek na jaką zasługiwali podopieczni trenera Valverde. Naprawdę chyba jeden z najlepszych meczy naszego zespołu biorąc pod uwagę klasę rywala. Miejmy nadzieję że to zapowiedź naprawdę udanej serii spotkań do końca roku, bo taka forma naszej drużyny będzie naprawdę bardzo potrzebna.
Statystyka meczu:
Składy:
Athletic: Agirrezabala – De Marcos, Vivian, Yeray, Yuri – Galarreta (77' Herrera), Prados (60' Jauregizar) – Inaki Williams (77' Berenguer), Sancet (69' Unai Gomez), Nico Williams – Djalo (60' Guruzeta).
Trener: Ernesto Valverde
Sociedad: Remiro – Aramburu (83' Aritz Elustondo), Zubeldia, Aguerd, Javi Lopez (75' Munoz) – Zubimendi – Sucic, Sergio Gomez – Kubo (60' Brais Mendez), Oyarzabal, Barrenetxea (60' Becker).
Trener: Imanol Alguacil
Wynik: 1 – 0
Bramka: 26' Sancet
Żółte kartki: Prados, Galarreta, Yuri – Zubeldia, Javi Lopez, Sucic, Aguerd
Posiadanie piłki: 39% - 61%
Strzały: 12 – 6
Strzały celne: 4 – 1
Podania: 313 – 490
Faule: 18 – 9
Spalone: 1 – 3
Rzuty rożne: 4 - 4
Widzów: 50719
Sędzia: Gil Manzano