^Powrót na górę!
Witaj stary dobry Athletic. Los Leones zgarnęli miano frajera 4 kolejki ligowej i przegrali po bramce Angela Correi w 93 minucie meczu, który wykorzystał koszmarny błąd Lekue i podanie od Sorlotha, by wygrać pojedynek sam na sam z Agirrezabalą i trafić na wagę zwycięstwa. Jest to też kolejny mecz, który na klatę bierze Ernesto Valverde, który nie tylko wystawił swojego beznadziejnego pupilka – Lekue na prawej obronie, z zupełnie niewytłumaczalnych powodów ale i kompletnie nie przygotował zespołu do gry i w trakcie meczu popisywał się również beznadziejnymi zmianami. San Mames póki co przestało przypominać twierdzę jaka było w poprzednim sezonie i jest bardzo gościnne dla rywali gdyż na 9 możliwych punktów udało się zgarnąć zaledwie 4. To też totalnie nieudany początek sezonu gdyż wspomniane punkty to jedyne zdobyte w czterech meczach czyli na 12 oczek. Teraz dwa tygodnie przerwy i powrót do gry 15 września w niedzielny wieczór na dalekich Wyspach Kanaryjskich gdzie rywalem będzie Las Palmas.
Po zeszłosezonowym laniu jakie Atletico brało od Athletic trener Simeone wyciągnął wnioski i przygotował zespół perfekcyjnie do tego meczu. Atletico zagrało cofnięte na własną połowę, można powiedzieć jak za starych dobrych czasów i dawało się wyszumieć Baskom, którzy bili głową w mur. Zespół przyjezdnych miał wszystko pod kontrolą a każdy błąd gospodarzy był wykorzystywany i pachniał bramką. Niestety o takim przygotowaniu nie można powiedzieć w przypadku ekipy Valverde. Trzeba być naprawdę bardzo naiwnym, żeby nie powiedzieć po prostu że głupim by pomyśleć że Simeone nie będzie szukał innego sposobu na wywiezienie punktów z San Mames niż to co proponował kilka miesięcy temu i co zakończyło się klęską. Argentyńczyk to ekstraklasa wśród trenerów i Txingurri chyba o tym zapomniał. Resztę dopełniła niezbyt wysoka forma jego podopiecznych, którym daleko nawet do stanów średnich, z niewielkimi przebłyskami. No i cały mecz piłkarze z San Mames miotali się po boisku i prawie nic nie byli w stanie wskórać w polu karnym Musso. Szczególnie w pierwszej połowie w której nawet trudno przypomnieć sobie jakąkolwiek niebezpieczną akcję. Atletico miało dwie takie i spokojnie powinny się one zakończyć trafieniami. Najpierw w 13 minucie sam na sam z Agirrezabalą wyszedł Julian Alvarez ale jego uderzenie w porę zdołał zablokować i posłać na rzut rożny Yuri, który ratował tyłek Yerayowi i Lekue po ich kuriozalnym błędzie. Następnie w 39 minucie Lino znalazł się ładnie na skrzydle, podał przed pole karne do Gallaghera a ten po zwiedzeniu obrońcy z czystej pozycji próbował uderzyć na bramkę ale na szczęście dla gospodarzy zrobił to niecelnie.
Druga połowa wyglądała niemal identycznie jak pierwsza choć mogła się zacząć wręcz idealnie dla Los Leones. Już po niespełna 30 sekundach gola zdobył Nico Williams, po świetnym podaniu od swojego brata z prawego skrzydła, zamykając akcję na dalszym słupku. Niestety sędzia podniósł chorągiewkę a arbiter upewnił się jeszcze na VARze czy na pewno był offside. Był ale naprawdę może 2 – 3 centymetrowy jeśli wierzyć powtórkom. Tak więc na tablicy wyników widniał dalej rezultat 0-0 ale można było mieć nadzieję że może w końcu coś ruszy. Nic z tych rzeczy bo Atletico wyciągnęło wnioski, Simeone szybko przywołał swoich zawodników do porządku a Valverde.... no właśnie co zrobił Valverde? Nic bo i po co... Jak już wspomniałem dekoncentracja rywali trwała tylko chwilę bo już po kilku minutach Los Colchonerros wrócili do swojej gry, a pierwszy ich poważniejszy wypad na połowę Athletic, oczywiście po stracie miejscowych o mało co a nie skończył się bramką. Świetnie znalazł się w polu karnym Griezmann, zauważył niepilnowanego na przeciwległym skrzydle Lino, który w decydującym momencie stracił panowanie nie tylko nad piłką ale i nad swoim ciałem i na szczęście dla defensywy Los Leones nic z tego nie wyszło. W 58 minucie mieliśmy niemal kalkę tej sytuacji i tym razem Lino zrobił wszystko dobrze, tyle że został zablokowany przez Inaki Williamsa. W 64 minucie trener Valverde dokonał aż potrójnej zmiany. Na boisku pojawili się Vesga, Jauregizar i Djalo w miejsce Pradosa, Herrery i Guruzety. Czemu miały te zmiany służyć nie wiadomo bo Djalo zajął teoretycznie miejsce na pozycji środkowego napastnika, a praktycznie to nie wiadomo gdzie bo na szpicy go nie było. Wymianę pozostałej dwójki tez zrozumieć bo Herrera grał dobrze tak samo jak Prados a po zmianie nasza kreatywność jeszcze bardziej spadła o ile można mówić o jakiejkolwiek. Być może chodziło o zwiększenie intensywności w drugiej linii i większą świeżość ale o ile to drugie zostało zrealizowanie to to pierwsze nie. Athletic dalej rozbijał się o mur świetnie ostawionej drużyny Cholo Simeone. W 67 minucie mieliśmy jedyny celny strzał na bramkę Musso, a popisał się nim Oihan Sancet. Naprawdę ładne uderzenie z dystansu i świetna, choć z problemami obrona nowego nabytku Atletico. W 71 minucie meczu zszedł Inaki a wszedł Berenguer i tez trudno wytłumaczyć tą zmianę bo starszy z braci Williamsów grał o wiele lepiej od Nico, który był pierwszym zawodnikiem ofensywnym, który powinien być zmieniony w tym meczu gdyż grał beznadziejnie. W 86 minucie mieliśmy drugą groźną sytuację Athletic w tym meczu, która mogła spokojnie zakończyć się bramką gdyby na boisku był napastnik. Unai Gomez świetnie przedarł się prawą flanką ogrywając dwóch rywali, wpadł w pole karne i z linii końcowej wycofał na wolną przestrzeń w okolice 5 metra gdzie powinien był być napastnik, który wykończy taką okazję. Niestety w Athletic takowego nie było i sprawę wyjaśnił De Paul. W 88 minucie na murawie pojawił się Correa za Koke i był to strzał w 10-tkę Simeone. W drugiej minucie doliczonego czasu gry po rzucie rożnym Atheltic, Lekue tak beznadziejnie przyjmował piłkę na że stracił ją na rzecz Sorlotha, który natychmiast uruchomił wybiegającego na czystą pozycję Correę a ten samotnie pognał na bramkę Agirrezabali, bez problemu minął naszego portero i skierował futbolówkę do pustej siatki. 0-1 i 3 punkty poszły na konto Atletico, które w ostatnich sekundach mogło i powinno podwyższyć wynik ale na szczęście nasz bramkarz wyszedł zwycięsko z pojedynku oko w oko z norweskim napastnikiem.
Naprawdę trudno zrozumieć co kierowało Valverde w tym meczu. Dostał Txingurri prawego obrońcę na zmianę za De Marcosa i niestety nie korzysta z niego wystawiają na prawej Lekue, który ma być zmiennikiem Yuriego. Gorosabel to wyższa pólka jeśli chodzi o umiejętności niż Inigo, który zawsze był słabym zawodnikiem i naprawdę wciąż się zastanawiam jak to się stało że piłkarz który ma umiejętności na poziomie Segunda Division przez tyle lat gra w pierwszej drużynie Athletic. Nie było żadnych przesłanek że po słabiutkim meczu z Barceloną Lekue zagra lepiej na San Mames. Co do reszty podstawowej jedenastki to trudno się przyczepić ale już do nastawienia zespołu i taktyki owszem bo w zasadzie tego nie było. Tylko wyjątkowy naiwniak żeby nie powiedzieć ze po prostu głupieć mógł pomyśleć że Simeone nie wyciągnie wniosków z lania jakie dostał dwa razy na La Catedral w minionym sezonie. Txingurri nie przygotował z kolei nic, nie potrafił nic zmienić w przerwie i Los Leones zagrali kolejny słabiutki mecz. Kolejna sprawa to zmiany. Ostatnio nasz trener lubuje się w hurtowej zmianie środka pola, które było wymieniane chyba w każdym meczu. Trudno powiedzieć czemu to ma służyć ale raczej nie wychodzi. O ile wymianę Herrery można byłoby zrozumieć bo to zawodnik wiekowy i wysiłek w takim meczu jak z Atletico może mu się dać we znaki to już niekoniecznie można zrozumieć wymianę Pradosa. Ze wszystkich natomiast 5 zmian jakie zrobił Valverde broni się jedynie Jauregizar, który zagrał nieźle, starał się kreować i agresywnie atakował rywali starając się odebrać piłkę. Reszta przeczłapała mecz nie wnosząc dosłownie nic. Po co zszedł Inaki Williams podczas gdy o wiele słabszy od swojego brata był Nico, który cały mecz można powiedzieć trywialnie „kopał się po czole". Co zespół miał grać po wejściu Djalo, który nie wiedział co ma robić, czy grać jako napastnik, czy jako mediapunta albo nawet skrzydłowy bo strasznie blisko grał z Nico, często dublował pozycję Sanceta przez co na szpicy nie było nikogo. Trudno powiedzieć czy zabrakło komunikacji i jasnego przekazu dla byłego zawodnika Bragi co ma grać, albo po prostu sam trener wymyślił coś co nie wiadomo o co chodziło. Wraz z Nico do zmiany był również Inigo Lekue, z którego nie było żadnego pożytku czy to w ataku czy to w obronie bo regularnie gubił krycie Lino na skrzydle i gdyby nie indolencja strzelecka zawodnika Atletico to miałby na swoim koncie 2 bramki, wszystkie obciążające Lekue. Naprawdę trudno zrozumieć decyzje Valverde i jego wizję, bo po meczu z Barceloną to kolejny położony mecz z rywalem, który był do pokonania. Trzeba było tylko się do tego mecz przyłożyć taktycznie i strategicznie. A Txingurri to potrafi tylko z niewiadomych przyczyn czasami robi z siebie po prostu zwykłego amatora. Jeśli chodzi o grę zawodników w tym meczu to w zasadzie nie ma co oceniać bo każdy zagrał poniżej poziomu na jakim potrafi grać. Najbardziej zawiodły gwiazdy zespołu ale też bez wsparcia kolegów nawet największa gwiazda niewiele zdziała. Inna sprawa że wszystkie atuty Los Leones zniwelowało Atletico poprzez doskonałe przygotowanie taktyczne do tego meczu i perfekcyjna realizacja przez zawodników założeń Simeone. Cholo odrobił lekcję natomiast Txingurri nie.
Teraz przed nami pierwsza przerwa na mecze kadr narodowych. Z Athletic na zgrupowania jadą Nico i Vivian (Hiszpania), Inaki Williams (Ghana) oraz Padilla (Meksyk). Będą nieobecni do przyszłej środy-czwartku. Reszta zawodników jest do dyspozycji trenera bo do zajęć wraca Galarreta. Trener ma więc 2 tygodnie czasu na poprawki a tych jest naprawdę sporo bo piłkarze z formą kompletnie nie dojechali na początek rozgrywek. Na szczęście wszystko jest jeszcze do nadrobienia i wyciąganie daleko idących wniosków po czterech pierwszych meczach nie ma kompletnie sensu. Tyle że Txingurri musi nie tylko zbudować formę piłkarzy ale i zmienić również swoje podejście do meczu. Kolejne spotkania to pojedynki wyjazdowe z Las Palmas w niedzielę 15 wrześnie o godzinie 18.30 oraz w czwartek 19 września o godz. 19.00 na Estadio Butarque z beniaminkiem z Leganes. Zawodnicy po meczu z Atletico dostali dzień wolnego a kolejne cztery dni trenowali. Następnie weekend od piątku do niedzieli (6 – 9 września) będą mieli wolne by wrócić już na stałe do treningów przed kolejnymi meczami.
Statystyka meczu:
Składy:
Athletic: Agirrezabala – Lekue, Vivian, Yeray, Yuri – Herrera (64' Jauregizar), Prados (64' Vesga) – Inaki Williams (71' Berenguer), Sancet (81' Unai Gomez), Nico Williams – Guruzeta (64' Djalo).
Trener: Ernesto Valverde
Atletico: Musso – Le Normand, Gimenez, Reinildo – Llorente, Lino (70' Riquelme) – Barrios, Koke (88' Correa), Gallagher (70' De Paul) – Griezmann (83' Simeone), Julian Alvarez (70' Sorloth).
Trener: Diego Simeone
Wynik: 0 – 1
Bramka: '90+ Correa
Żółte kartki: Nico Williams, Yeray, Sancet – Koke
Posiadanie piłki: 54% - 46%
Strzały: 8 – 9
Strzały celne: 1 – 2
Podania: 585 – 524
Faule: 13 – 9
Spalone: 1 – 2
Rzuty rożne: 2 – 2
Widzów: 48617
Sędzia: Hernandez Hernandez