W taki sposób przegrać europejskie puchary potrafi tylko ekipa Los Leones. Baskowie stracili bramkę już w 6 minucie po koszmarnym błędzie obrony i przytomności umysłu Williana Jose, który z bliskiej odległości nie dał szans Simonowi. Potem przez prawie 90 minut było walenie głową w mur obrony Betisu, która nie stanowiła monolitu i podopieczni trenera Valverde mieli mnóstwo akcji i sytuacji do zdobycia bramki na wagę remisu a później ewentualnie powalczenie o zwycięskie trafienie. Celowo użyłem sformułowania „walenie głową w mur" bo to co wyprawiali pod bramką Bravo zawodnicy gospodarzy wołało o pomstę do nieba gdyż większość rozwiązań akcji była bezmyślna, a jak już dochodzili piłkarze do pozycji strzeleckich to celność uderzeń była wręcz dramatyczna a podjęte decyzje fatalne. I tutaj niestety współwinę za taki stan rzeczy może sobie przypisać Ernesto Valverde, którzy przez 8 miesięcy od kiedy wrócił na ławkę Athletic, nie był w stanie ich tego nauczyć. Bo poza ładną grą trzeba jeszcze wykorzystywać sytuacje gdyż bez tego nie zdobędzie się punktów. A patrząc na wyczyny piłkarzy Athletic to można mieć wątpliwości co do tego czy w ogóle mają jakiekolwiek treningi strzeleckie.

Jedyna bramka tego meczu padła już w 6 minucie gdy obrona Athletic po prostu się skompromitowała. Piłka została wrzucona w pole karne gdzie Vivian minął się z nią, Vesga nie spodziewał się że wpadnie na niego i się odbije a jedynym przytomnym w tej całej sytuacji był Willian Jose, który uderzył z woleja nie dając żadnej szansy na obronę Simona, który wprawdzie odbił piłkę ale ta była za silnie uderzona by dało się ją sparować na rzut rożny. 0-1 i Basków czekała teraz spora przeprawa. Zapewne byłaby mniejsza gdyby Los Leones potrafili strzelać na bramkę bo akcji było sporo, strzałów też tylko zawodziła skuteczność i głowa bo niektóre rozwiązania sytuacji ofensywnych przyprawiały o ból głowy. Po stracie bramki Betis jeszcze próbował pójść za ciosem i przez około 20 minut atakował ale potem do głosu doszli gospodarze i co końca meczu szturmowali bramkę Bravo bijąc bezmyślnie głową w mur. Verdiblancos odpowiadali sporadycznie ale większego zagrożenia pod bramką Simona już nie stworzyli. Najgroźniejszą miał Paul Akounkou po rzucie rożnym gdy doszedł do strzału głową ale na szczęście spudłował. Poza tym jeszcze Ayoze w 20 minucie zabrakło centymetrów by wbić piłkę do siatki. To tyle przez niemal 90 minut meczu ze strony gości. A Athletic rozpoczął swój festiwal marnowanych okazji. W pierwszej połowie dwukrotnie Guruzeta, dwa razy Sancet i raz Akounkou, który o mało co a strzeliłby samobója po dośrodkowani bodajże Inakiego Williamsa. W drugiej połowie Betis praktycznie nie istniał ale o emocje zadbał Unai Simon, który kolejny raz popisał się nieodpowiedzialnym wyjściem z bramki o mało co nie zakończonym stratą gola. Potem już mieliśmy kolejny festiwal niewykorzystanych okazji – Sancet, Vivian, ponownie Sancet (poprzeczka), Inaki Williams, Raul Garcia, Ander Herrera. Adu Ares i już w doliczonym czasie gry ponownie Ander Herrera. Na domiar złego również w doliczonym czasie gry za czerwoną kartkę wyleciał z boiska Vivian, który faulował wychodzącego na czystą pozycję Borję Iglesiasa i tym samym Valverde stracił trzeciego stopera na mecz z Villarrealem pozostając z samym tylko Paredesem i nadzieją że wyleczy się Inigo Martinez albo terapia zmniejszy ból pachwiny Yeraya umożliwiając mu grę w najbliższym meczu.

Jednego w tym meczu Baskom nie można odmówić. Walki do końca i ładnej gry. Tyle że niestety było to w większości kompletnie bezmyślne a poza tym punktów za wartości artystyczne w futbolu się nie daje a daje się za strzelone bramki, najlepiej o jedną więcej od rywala a ta padła łupem Betisu. Niestety tutaj można mieć sporo pretensji do Valverde. Skuteczność zespołu jest fatalna a w strzałach na bramkę zupełnie brak jakości. Większość trafień to dzieło przypadku, trochę łutu szczęścia plus technika zawodników. Wypracowania że tak powiem „stopy" nie ma w tym żadnego. A to co wpadnie to kwestia „albo siądzie albo nie" Tak się niestety nie da grać i można zapytać Valverde co w tym temacie zrobił przez ponad 10 miesięcy treningów. Bo niestety można odnieść wrażenie że nic bo efektów jak nie było tak nie ma. Druga sprawa to stałe fragmenty gry w tym rzuty rożne: Kiedyś Athletic słynął ze świetnie wykonywanych stałych fragmentów gry w ataku, których się bali wszyscy. A teraz? Według statystyk jest pod tym względem jedną z najgorszych drużyn w lidze, chyba zaraz po Elche. Towarzystwo zaiste zacne, szczególnie dla ekipy walczącej o europejskie puchary. W meczu z Betisem Los Leones mieli 13 rzutów rożnych. Nie liczę już wolnych z okolic pola karnego bo były bodajże 3 – 4. Z tych stałych fragmentów gdy nie stworzył ŻADNEGO zagrożenia dla bramki Bravo (celowo napisałem „żadnego" dużą literą). Pytanie więc kolejne do Valverde, a więc co zawodnicy robili na treningach w tym zakresie przez 10 miesięcy bo wygląda na to że kompletnie nic bo nawet trudno zauważyć jakiekolwiek schemat rozegrania tego elementu piłkarskiego rzemiosła. Ta mizeria w tych dwóch elementach zaowocowała tym że w obecnym sezonie na San Mames Athletic strzelił zaledwie 20 bramek z czego 8 przypada na mecze z Cadiz i Almeria co jest wynikiem fatalnym i negatywnym rekordem w historii klubu. Kolejny to taki że w aż 9 z 17 spotkań na La Catedral nie trafił w ogóle do siatki. Los Leones trzyma w grze jedynie to że stracili u siebie tylko 13 goli co jest czwartym wynikiem w La Liga po Barcelonie, Mallorce i Realu Sociedad. Tak się po prostu nie da grać. I ostatnia sprawa która tyczy się trenera Valverde a mianowicie stoperzy. Vivian dostał czerwona kartkę i nie zagra w meczu z Villarrealem, Yeray ma przepuklinę i jeśli wierzyć dziennikarzom to od kilku tygodni gra z nią stosując terapię zachowawczą, która przynosiła efekty ale wygląda na to że to jej koniec. Inigo Martinez jest kontuzjowany ale być może uda się go postawić na nogi na sobotni mecz. Został więc sam nieopierzony Paredes. I teraz pytanie co z tym fantem zrobił w trakcie sezonu Valverde gdyż sytuacja z brakiem stoperów nie jest pierwszy przypadek w tych rozgrywkach. Odpowiedź brzmi nic. Martinez w tym sezonie był już kilkukrotnie kontuzjowany a jedna z jego przerw trwała 4 miesiące i obejmowała cały mundial i bodajże ponad 2 kolejne miesiące rozgrywek gdzie zespół gra sporo systemem weekend – środek tygodnia. Poza tym wiadomo było od dawna że Martinez odejdzie i każdy trener będąc w takiej sytuacji szukałby kogoś na jego miejsce i pierwsze co by sięgnął to do rezerw. Można było w Copa del Rey przetestować jakiegoś stopera, uwzględnić go w mini preteporadzie w trakcie przerwy mundialowej czy nawet teraz gdy Yeray grał i trenował z przepukliną a Martinez był kontuzjowany to można było dołączyć jakiegoś młodego obrońcę żeby choć na treningach ćwiczył z pierwszym zespołem by można było go wziąć choćby tylko na ławkę rezerwowych w razie jakiejś katastrofy. No i taka się stała a zespół został tylko z Paredesem i żadnej alternatywy. Dlaczego Txingurri nic nie zrobił? Wygląda to tak jakby nasz trener uważał się za tak doskonałego i tak dobrego że po prostu nie ma prawa się nic stać. Niestety Athletic to nie Barcelona i tak się grać tutaj nie da a Valverde chyba o tym zapomniał. Dziennikarze z Kraju Basków sugerują że nie szukanie alternatyw (albo mało ich szukania) w rezerwach i wśród młodzieży ma na celu wymuszenie u prezydenta Uriarte transferów na przyszły sezon. Pytanie tylko za co i po co jak europejskich pucharów może nie być a w takim przypadku Yeray, Vivian i Paredes na ligę wystarczą i można dołączyć jakiegoś młodzieżowca albo kogoś powracającego z wypożyczenia jak Peru Nolaskoain, który dobrze spisuje się na stoperze ale nie wiadomo dlaczego Valverde go nie widzi w zespole. A kupowanie Davida Garcii, który ma 30 na karku za 20 mln euro jest kompletnie bezsensowne bo nie wniesie ani nowej jakości do zespołu ani nie jest to obrońca na dłuższy czas, a na zaledwie 2 – 3 może 4 lata.

Tyle jeśli chodzi o trenera Valverde a teraz skupmy się na zawodnikach. Tutaj ciężko ocenić bo gdyby nie koszmarna skuteczność i bezmyślność w rozwiązywaniu akcji ofensywnych to trudno się czegoś czepić gdyż sama gra i walka do końca mogła się podobać. Tyle że ogólnie bo niestety było kilka słabych ogniw a najsłabszym z nich kompletnie bezproduktywny Nico Williams, który nie wiadomo w ogóle czemu wyszedł na drugą połowę meczu. To był naprawdę słabiutki mecz naszego młodego skrzydłowego, który był bardziej hamulcowym niż napędzającym akcję swojego zespołu. W zasadzie trudno wymienić jakąkolwiek jego akcję ofensywną czy też strzał. Drugim zawodnikiem, który zaliczył słaby występ był Vivian i to nawet nie chodzi o czerwoną kartkę bo to mogło się zdarzyć przy pójściu do przodu i walce o wyrównanie. Chodzi o jego bezmyślną i brutalną grę w tym meczu, bezsensowne machanie łapami, niemal czasami walkę wręcz z zawodnikami rywali. To nie jest piłka nożna i czasami bardziej jego gra przypomina MMA a to już nie jest futbol. W meczu z Betisem arbiter łagodnie patrzył na jego poczynania ale inny sędzia nie pozwoli na takie zagrywki, a przez to Dani może w bardzo głupi sposób osłabić zespół. Poza tym był wyjątkowo niepewny w defensywie. Podobna sprawa dotyczy Simona a więc jego momentami nonszalanckiego i bezmyślnego zachowania jakim było wyjście poza pole karne, co o mało co a nie skończyłoby się ograniem go przez Mirandę. Zero wyciąganych wniosków po meczach z Sociedad i innych. Kolejnym zawodnikiem, który zawiódł był Oihan Sancet. Niekiedy bezmyślne kiwanie się, strzały z nieprzygotowanych pozycji, na siłę próby indywidualnego rozwiązania akcji zamiast podawać do lepiej ustawionego partnera. Można powiedzieć że w tym meczu zawiodła go po prostu głowa, jak zresztą często bywa z młodymi i szalenie utalentowanymi zawodnikami, szczególnie w Athletic. Chciał za wszelką cenę wziąć na siebie ciężar gry ale futbol to nie sport indywidualny bo po boisku biega jeszcze jego 10 kolegów. Pozostałym zawodnikom z formacji ofensywnej można zarzucić właściwie tylko brak skuteczności. Jedynymi piłkarzami co do których w zasadzie brak jest uwag, ale to nie znaczy że nie mogli zrobić więcej, są obaj boczni obrońcy oraz środkowi pomocnicy. Dotyczy to też Paredesa, który o dziwo zagrał lepiej niż Vivian, nie był irytujący w defensywie, zrobił co do niego należało i można powiedzieć że grał o wiele dojrzalej od swojego partnera ze środka defensywy, którego zdecydowanie ponosiły emocje. Umiejętności wprawdzie jeszcze nie ma takich jak Vivian ale nadrabia pracowitością, opanowaniem i konsekwencją. Na razie jest naprawdę solidnym zawodnikiem i miejmy nadzieję że będzie tak co najmniej dalej albo nawet lepiej. Jak czwarty w nazwijmy to hierarchii stoper naprawdę spisuje się dobrze i oby wszedł na jeszcze wyższy poziom bo zadatki na to na pewno ma. Pozostaje mieć nadzieję że w kolejnym meczu nasi zawodnicy spiszą się o wiele lepiej choć to będzie bardzo trudny egzamin.

Statystyka meczu:
Składy:
Athletic: Simon – De Marcos (81' Capa), Paredes, Vivian, Yuri – Dani Garcia (58' Herrera), Vesga (81' Adu Ares) – Inaki Williams, Sancet, Nico Williams (65' Berenguer) – Guruzeta (58' Raul Garcia).
Trener: Ernesto Valverde

Betis: Bravo – Sabaly, Pezzella, Paul Akounkou, Miranda – Guido, Guardado (82' Abner) – Canals, Carvalho (64' Rodri), Ayoze (75' Henrique) – Willian Jose (75' Borja Iglesias).
Trener: Manuel Pellegrini

Wynik: 0 – 1
Bramka: 6' Willian Jose
Żółte kartki: De Marcos – Pezzella, Guardado, Ayoze Perez
Czerwona kartka: Vivian - bezpośrednia
Posiadanie piłki: 63% - 37%
Strzały: 21 – 12
Strzały celne: 6 – 2
Podania: 531 – 330
Faule: 13 – 7
Spalone: 2 – 2
Rzuty rożne: 13 – 2
Widzów: 43166
Sędzia: Ortiz Arias