Niestety obawy przed starciem z Rayo okazały się słuszne i Athletic po chyba najsłabszym swoim meczu w dotychczasowych rozgrywkach skompromitował się na własnym obiekcie i przegrał z Rayo Vallecano 1-2. Styl tej porażki był niestety katastrofalny i nawet trudno obwiniać o to nieco rezerwowy skład gdyż trener Marcelino wprowadził aż sześć zmian w porównaniu do pojedynku z Atletico. Zadecydowały tragiczne błędy oraz niestety typowe dla zawodników Athletic po serii dobrych wyników, zlekceważenie potencjalnie słabszego rywala i uwierzenie we własną „wielkość" co objawiało się po prostu grą na pół gwizdka. Jeśli dopatrywać się pozytywów w tym wszystkim to jest nim Andoni Iraola, na ławce trenerskiej Rayo, który spisał się naprawdę świetnie, doskonale ustawił drużynę zarówno pod względem taktycznym jak i mentalnym a podjęte ryzyko wprowadzenia na końcówkę spotkania napastnika opłaciło się i zaowocowało pełną pulą punktową, która pojechała na Estadio Vallecas. Widać że Legenda Los Leones wie o co chodzi w piłce i potrafi wykorzystać słabość rywala, co miejmy nadzieję w niedalekiej przyszłości spożytkuje na ławce trenerskiej klubu w którym spędził większość swojego piłkarskiego życia.

To był po prostu słabiutki mecz gospodarzy. Goście spisali się na miarę oczekiwań i krok po kroku realizowali taktykę trenera Iraoli. Athletic z kolei grał, w sumie sam nie wie co, tak samo chyba jak sami zawodnicy niekoniecznie wiedzieli co robią na murawie. Dramat ekipy z Bilbao zaczął się w 5 minucie i pokazał w pełnej krasie podejście piłkarzy do tego spotkania za co powinni srogo oberwać od kibiców bo zarzucić im brak ambicji to po prostu za słabe określenie. Vesga postanowił poholować piłkę mimo ataku ze strony rywala i bardzo mokrej murawy na która lały się przez cały mecz strugi deszczu. Zakończyło się to stratą na rzecz Sergi Guardioli, który podciągnął w kierunku pola karnego a następnie prostopadłym podaniem uruchomił Alvaro Garcię, który w sytuacji sam na sam z Simonem przerzucił piłkę nad naszym portero i umieścił ją dokładnie w długim rogu bramki Los Leones. Co w tym czasie robili zawodnicy Athletic? Vesga nawet nie próbował wracać za rywalem, De Marcos krył nie wiadomo kogo choć powinien być przy Alvar Garcii, który mu z łatwością uciekł a Nunez sam nie wiedział co ma robić i zamiast agresywnie wyjść czy to do Sergi Guardioli czy też do Alvaro to sobie obok nich truchtał. Unai Simon też nie wiedział co ma zrobić i wyszedł ot tak od niechcenia, mało zdecydowanie, w sumie nie wiadomo czy było to potrzebne bo kąt ostry a i Nunez był stosunkowo blisko więc strzał w długi róg raczej byłby skazany na niepowodzenie. W każdym razie Los Leones przegrywali po 5 minutach meczu 0-1 i mieli przed sobą trudne zadanie doprowadzenia do wyrównania grając a normalnych warunkach przy dosłownie fontannie wody lejącej się z nieba. Tyle że Athletic mało atakował i mecz był dość wyrównany, tak jakby gospodarze w ogóle nie przegrywali i nie musieli odrabiać strat. Dopiero w ostatnim kwadransie Baskowie przycisnęli i w 33 minucie udało się wyrównać stan meczu. Iker został sfaulowany na lewym skrzydle, z rzutu wolnego zacentrował na krótki słupek gdzie Ciss tak niefortunnie główkował że trafił idealnie w długi róg bramki Dimitrevskiego. Los Leones przed końcem pierwszej części meczu mieli jeszcze szanse na objęcie prowadzenia ale młodszy z braci Williams, w sytuacji sam na sam z bramkarzem trafił prosto w niego. Szkoda doskonałej sytaucji w której świetnym podaniem do naszego skrzydłowego popisał się Raul Garcia. To w zasadzie jedyne trzy sytuacje warte odnotowania w pierwszej części meczu gdyż z boiska wiało nudą, głównie dzięki beznadziejnej postawie gospodarzy. A szkoda bo wystarczyło nieco przyśpieszyć akcje i obrona Rayo się gubiła co kilka razy miało miejsce w okolicach pola karnego ale brakowało precyzji w podaniach i co gorsza wyglądało jakby również nie było chęci i dominował minimalizm.

W drugiej części niestety ale gra niewiele się zmieniła a Athletic pogrążał się coraz bardziej. Szczególnie że zawodnicy Athletic jakby zapomnieli o taktyce a zaczęli grać zupełnie bez głowy decydując się na dziwne podania czy też strzały z kompletnie nieprzygotowanych pozycji, często oddawane na siłę. Rayo miało dwie sytuacje – w 53 i 55 minucie ale najpierw strzał Alvaro na dwa razy wyłapał Simon a później uderzenie Isi'ego zablokował Martinez i skończyło się na strachu. Baskowie mieli wprawdzie coraz większą przewagę ale niewiele z niej wynikało. W 64 minucie świetną okazję zmarnował Villalibre, strzelając wprost w ręce Dimitrievskiego. Na kolejne emocje pod bramką Macedończyka musieliśmy czekać do końcówki meczu a właściwie doliczonego czasu gry. Szansę na objęcie prowadzenia w 94 minucie zaprzepaścił Morcillo, który po centrze Williamsa oddał koszmarnie niecelny strzał głową. Chwilę wcześnie nie popisał się Berenguer, który po ładnej indywidualnej akcji ściągnął na siebie dwóch stoperów i zamiast oddać piłkę na lewą flankę do kompletnie nieobstawionego Morcilli, który wyszedłby sam na sam z bramkarzem to oddał beznadziejny strzał na bramkę. W 96 minucie meczu faul na Falcao na lewej flance popełnił Martinez, Bebe dośrodkował na piąty metr gdzie były piłkarza Galatasaray idealnie w tempo wyszedł do piłki i nie miał problemów z umieszczeniem jej w siatce. Co w tym czasie robili zawodnicy Athletic? De Marcos, który miał kryć Kolumbijczyka nie zrobił nic, nawet niespecjalnie krył rywala. Obok niego byli jeszcze Williams i Villalibre, których minął nabiegając na piłkę a oni patrzyli jak zaczarowani na snajpera rywali nawet nie próbując biec za nim. Na bramce stał przyspawany do linii Simon, który powinien wyjść i przynajmniej wypiąstkować ta piłkę gdyż każda centra na 5 metrze powinna padać łupem bramkarza a Simon nie zrobił nic. I tak w ostatniej akcji meczu Rayo zapewniło sobie wygraną do tego jak najbardziej zasłużoną bo po pierwsze bardzo im zależało i chciało się co pokazali na murawie a po drugie grali z głową czego nie można powiedzieć o Baskach, którzy podeszli do tego spotkania lekceważąco, grając na pół gwizdka za co spotkała ich odpowiednia kara.

To był koszmarny mecz całego zespołu. Postawy zawodników nie tłumaczy nawet sześć zmian dokonanych przez Marcelino. Zmiennicy spisali się katastrofalnie na czele z De Marcosem, Vesgą i Nunezem. Ale ich winić za całą porażkę nie można bo jest jeszcze formacja ofensywna, która była beznadziejna. Villalibre, który skończył mecz z kontuzją kompletnie sobie nie radził i chyba trzeba sobie w końcu dać spokój z dawaniem mu szans w ataku bo nic z tego nie będzie. Jego ciągłe przepychanie się, gra faul w obecnym futbolu nie przejdzie a tylko psuje grę. Skrzydła prawie w ogóle nie istniały. No może prawie bo coś tam od czasu do czasu próbował Nico Williams i Inigo Lekue bo De Marcos kompletnie jest bez formy a jedno dobre dośrodkowanie w meczu Muniaina plus może kwadrans dobrej gry to za mało jak na lidera drużyny. Nie sądziłem że kiedykolwiek to powiem bo byłem pierwszy do tego żeby zawodnik ten wyleciał z zespołu ale obecnie najlepszym bocznym obrońcą Athletic jest Inigo Lekue, który jako jedyny dobrze gra w tyłach jak i w ataku. Tak samo było w meczu z Rayo ale zawodnik pozbawiony wsparcia Ikera sam niewiele mógł zdziałać. A jeśli już zdarzyła się dobra współpraca to od razu było niebezpiecznie pod bramką rywali (rzut wolny po którym padła bramka). Szkoda że Marcelino nie zdecydował się wystawić Capy lub Petxarromana na prawej stronie bo Oscarowi póki co Asturyjczyk robi wielką krzywdę wystawiając go na murawie. Druga linia istniała tylko z nazwy. Vesga nie grał nic a Zarraga jak nawet próbował cokolwiek rozegrać to po prostu nie miał z kim. Było kilka ciekawych zalążków akcji gdzie nasz środkowy pomocnik chciał popchnąć akcję do przodu ale trafiał na mur rywali i żadnego z kolegów, który by poszedł za akcją. Jedyny gracz do którego trudno się przyczepić jest Raul Garcia. Wprawdzie nie stanowił zagrożenia pod bramką Rayo, ale takowe nie miał prawa choćby z racji tego że nikt mu piłki nie podał. Za to sam próbował rozruszać kolegów i posłał kilka naprawdę fajnych podań przyśpieszających akcję ale co z tego jak reszta jego kolegów grała bezmyślnie bądź miała problem ze zrozumieniem jego intencji mimo że akcję ocierały się o piłkarskie abecadło. Poza tym mimo 35 lat jako jedyny praktycznie bezustannie biegał po murawie, starał się wychodzić na pozycję i intensywnie pressował w bardzo ciężkich warunkach pogodowych gdzie piłkarzowi o jego gabarytach gra się naprawdę ciężko i kosztuje to sporo zdrowia. Wstyd dla pozostałych kolegów. No ale cóż. Miejmy nadzieję że ten mecz będzie solidną nauczką dla podopiecznych trenera Marcelino i wszyscy wyciągnął z niego wnioski. Oby jak najszybciej bo w sobotę czeka już ciężki mecz z Valencią na Mestalla, która również ma wiele do udowodnienia swoim kibicom po ostatnich porażkach.

Statystyki meczu:
Składy:
Athletic: Simon – De Marcos, Nunez, Martinez, Lekue – Nico Williams (75' Morcillo), Vesga (75' Dani Garcia), Zarraga (69' Vencedor), Muniain (69' Berenguer) – Raul Garcia (63' Williams), Villalibre.
Trener: Marcelino Garcia Toral

Rayo: Dimitrievski – Balliu, Maras, Catena, Fran Garcia – Comesana, Ciss (59' Valentin), Unai Lopez (76' Falcao) – Isi (79' Kevin Rodrigeez), Sergi Guardiola (59' Nteka), Alvaro Garcia (79' Bebe).
Trener: Andoni Iraola

Wynik: 1 – 2
Bramki: 33' Ciss (samobójcza) - 5' Alvaro Garcia, 96' Falcao
Żółte kartki: Nunez, Muniain, Inigo Martinez – Catena, Sergi Guardiola, Maras
Posiadanie piłki: 47% - 53%
Strzały: 8 – 8
Strzały celne: 1 – 3
Podania: 386 – 436
Faule: 16 – 20
Spalone: 1 – 2
Rzuty rożne: 2 - 1
Widzów: 16236
Sędzia: Munuera Montero