Skuteczność, skuteczność i jeszcze raz skuteczność, tak można w skrócie opisać mecz na Ciutat de Valencia. Athletic zaliczył kolejny remis w La Liga, tym razem z Levante po golach Rogera Martiego dla gospodarzy i Raula Garcii dla gości. Obie bramki padły po rzutach karnych, dość wątpliwych bo nawet na powtórkach dość trudno było dojrzeć kontakty piłkarzy broniących z atakującymi, które skutkowałyby popełnieniem przewinienia. VAR nie zgłaszał jednak zastrzeżeń do żadnej z tych sytuacji i pozostaje wierzyć że sędziowie przebywający w Las Rozas a więc głównej siedziby monitoringu rozgrywek mieli lepszą wizję niż oglądający, tak samo jak główny, który nie miał ani chwili zwątpienia wskazując na „wapno". Niestety też było widać po piłkarzach i w szczególności trenerach że raczej myślami są już przy czwartkowym półfinałowym spotkaniu, który zostanie rozegrany na tym samym obiekcie. Punkty ligowe są ważne ale trudno też się nie zgodzić z tym że awans do finału Copa del Rey jest ważniejszy. Cieniem na tym meczu kładzie się również zachowanie dwóch zawodników już po gwizdku sędziego kończącym to spotkanie - Sergio Leona który najpierw bez piłki uderzył łokciem Inigo Martineza, a następnie jeszcze bardziej kretyńskie zachowanie naszego stopera, który postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość i sprzedał plaskacza w twarz napastnikowi Levante. Efekt był taki że piłkarz gospodarzy obejrzał tylko żółta kartkę a Bask czerwoną i grozi mu zawieszenie od 4 do 12 spotkań. Pozostaje mieć nadzieję że komisja zdyskwalifikuje Inigo tylko na mecze ligowe i zastosuje złagodzenie kary ze względu na zachowanie rywala.

Levante na pierwszą połowę schodziło prowadząc od 31 minuty 1-0 po rzucie karnym wykorzystanym przez Rogera Martiego. Vencedor popisał się fatalną stratą na własnej połowie, poszła kontra po której w polu karnym interweniował Nunez, a De Frutos padł jak rażony piorunem. Sędzia wskazał na wapno, VAR nie interweniował choć po powtórkach ciężko stwierdzić czy był kontakt Unaia z De Frutosem no ale sędzia był bliżej całej sytuacji, arbitrzy na VAR zapewne widzieli lepiej i trudno mieć pretensje a jeśli już to tylko do pomocnika Athletic za stratę i może trochę do obrońcy za zbyt agresywną obronę, bo mógł spróbować zagrać inaczej zamiast wślizgiem. No ale stało się inaczej. To była w zasadzie druga i ostatnia akcja Levante w tej części meczu bo wcześniej w 22 minucie Son popisał się ładnym uderzeniem po akcji Rogera Martiego ale Simon zdołał na dwa razy złapać piłkę. Za to Athletic do momentu straty gola powinien prowadzić co najmniej 2-0 bo dwie doskonałe szanse miał Muniain (podanie El Rulo), w tym raz do spółki z Raulem Garcią (centra Berenguera). Niestety zabrakło centymetrów by wbić piłkę do siatki a raz uratował gospodarzy słupek. W 29 minucie szansę na gola miał Williams po centrze Raula ale Rober Pier w ostatniej chwili uprzedził składającego się do strzału Inakiego i wybił piłkę na rzut rożny. Po stracie bramki Baskowie mieli kolejne trzy szanse na zdobycz bramkową ale najpierw Aitor Fernandez w ostatniej chwili uprzedził szarżującego Williamsa, później Inaki po rzucie wolnym uderzył głową minimalnie niecelnie a tuż przed końcem pierwszej połowy ponownie świetnie spisał się portero gospodarzy, którzy wyłapał bardzo niebezpieczny strzał Berenguera. Athletic przegrywał 1-0 do przerwy, tylko i wyłącznie na własne życzenie bo gra była naprawdę co najmniej dobra.

Druga połowa zaczęła się podobnie jak pierwsza od ataków Athletic. Levante schowało się za podwójną gardą i czekało na kontry. Baskowie jednak szybko dopięli swego bo już w 52 minucie wywalczyli rzut karny za sprawą Berenguera, którego sfaulował w polu karnym Vukcevic. I tutaj trudno powiedzieć czy był kontakt pomiędzy zawodnikami choć sędzia główny nie miał wątpliwości. Analiza VAR trwała dość długo ale ostatecznie nie została zmieniona decyzja Pana Diaza de Mery i Raul Garcia mógł uderzać na bramkę Aitora Fernandeza. El Rulo strzelił bardzo pewnie, tuż przy słupku nie dając szans portero gospodarzy i mecz zaczynał się od początku. Tyle że Athletic był w uderzeniu a Granotas wydawali się zadowoleni z wyniku. Obaj trenerzy zaczęli też ściągać swoich kluczowych graczy przed czwartkowym rewanżem i szanse dostali rezerwowi. Gospodarze cofnęli się jeszcze bardziej i próbowali kontr ale udało im się przeprowadzić tylko dwie ale za to bardzo niebezpieczne. Raz ładnie skrzydłem szarżował Son i próbował znaleźć w polu karnym Rogera Martiego. Piłka nawet dotarła do napastnika ale ten kompletnie zepsuł dobrą sytuację. Kolejną kontrę Levante miało w ostatnich 10 minutach meczu gdy sam na obrońców szarżował Dani Gomez i nawet zdołał uderzyć na bramkę z ostrego kąta ale w dobrym stylu obronił to Unai Simon, parując futbolówkę na rzut rożny. To tyle co można powiedzieć o grze zespołu trenera Paco Lopeza w drugich 45 minutach. Athletic miał więcej sytuacji do zdobycia bramki ale ponownie zawiodła skuteczność oraz dobrą formą popisywał się wychowanek Athletic – bramkarz Aitor Fernandez. W 67 minucie dobrą centrę na długi słupek posłał Capa i Nunezowi pozostało w zasadzie przystawić nogę ale znowu zabrakło centymetrów. W 72 minucie po dośrodkowaniu Morcillo okazję miał Williams ale jego uderzenie minimalnie poszybowało ponad poprzeczką. Minutę później ładną akcją popisał się Inigo Martinez, który doszedł z piłką aż do pola karnego i oddał uderzenie na bramkę ale za słabe dla bardzo dobrze dysponowanego Aitora Fernandeza. W 80 minucie z dystansu przymierzył Lekue i ponownie portero gospodarzy musiał interweniować parując uderzenie na rzut rożny. W 85 minucie Villalibre dostał piłkę przed polem karnym, dobrze przestawił ciałem obrońcę z linii pola karnego próbował skopiować wyczyn Williamsa z finału Supercopa. Do powodzenia zabrakło kilkunastu centymetrów. To była w zasadzie ostatnia okazja do zdobycia bramki w tym meczu, po którym Athletic ponownie może sobie pluć w brodę z powodu niewykorzystanych sytuacji. Niestety po ostatnim gwizdku sędziego nastąpiła „dogrywka" z Sergio Leonem i Inigo Martinezem w roli głównej.

Trudno ocenić ten mecz. Na pewno krytyka należy się Martinezowi za jego zachowanie. Sama gra naszego stopera nie wymaga komentarza bo zagrał naprawdę dobre zawody i był pewnym punktem obrony, która poza sytuacją z karnym nie dopuściła do większego zagrożenia. Nawet przy kontratakach w drugiej połowie udało się maksymalnie utrudnić rywalom zadania tak że nie byli w stanie skutecznie wykończyć tych sytuacji. Jednakże takie zachowanie jakie miało miejsce po gwizdku sędziego kończącym ten mecz po prostu nie przystoi zawodnikowi, który aspiruje do gry w podstawowym składzie reprezentacji Hiszpanii, nawet w przypadku prowokacji rywala. Poza tym jedyny problem Los Leones mają ze skutecznością i ze szczęściem pod bramką rywala. O ile tego drugiego nie da się wypracować to już nad tym pierwszym da się i to jest w tej chwili największe wyzwanie dla trenera Marcelino. Athletic ma dobrą obronę, dobrze spisuje się w pomocy i kreuje zagrożenie pod bramką rywala, dochodzi do bardzo dobrych pozycji strzeleckich ale niestety pojawia się problem z ich wykorzystaniem. Po prostu nie ma typowego snajpera, lisa pola karnego, który potrafiłby cynicznie wykończyć sytuację. Niestety dotąd dopóki nie znajdzie takiego piłkarza to mogą być z tym problemy. Poza tym raczej nie ma na co zwrócić jakiejś szczególnej uwagi. Athletic był drużyną lepszą, lepiej zorganizowaną, miał więcej sytuacji, zdominował swojego rywala ale liczy się to co w siatce i to ile zrobi się błędów a tutaj był o jeden za dużo i za słaba skuteczność pod bramką rywala. Oby w czwartek było lepiej.

Statystyka meczu:
Składy:
Levante: Fernandez – Coke (57' Miramon), Duarte, Pier, Clerc – Son, Vukcevic (57' Malsa), Rochina – De Frutos (84' Sergio Leon), Roger Marti (84' Tono), Morales (72' Dani Gomez).
Trener: Paco Lopez

Athletic: Simon – Capa, Nunez, Martinez, Balenziaga (67' Lekue) – Berenguer (76' De Marcos), Vesga, Vencedor (84' Zarraga), Muniain (67' Morcillo) – Williams (76' Villalibre), Raul Garcia.
Trener: Marcelino

Wynik: 1 – 1
Bramki: 34' Roger (karny) – 56' Raul Garcia (karny)
Żółte kartki: Coke, Son, Paco Lopez (trener), Pedro Leon – Morcillo
Czerwona: Inigo Martinez (po meczu za uderzenie Sergio Leona).
Posiadanie piłki: 44% - 56%
Strzały na bramkę: 10 – 11
Strzały celne: 4 – 5
Podania: 389 – 477
Faule: 11 – 13
Spalone: 1 – 4
Rzuty rożne: 2 – 10
Sędzia: Diaz de Mera