Niestety świetna seria Los Leones zakończyła się na Estadio Villamarin. Parafrazując klasyka polskiego kabaretu „Athletic myślał że z Betisem sobie na początku pogra trochę a Betis zaczął mu od razu strzelać bramki." Pojedynek tak naprawdę zakończył się zanim na dobre się zaczął bo Verdiblancos, a dokładniej Joaquinowi wystarczyło zaledwie 20 minut by ustrzelić efektownego hattricka po kuriozalnych błędach podopiecznych trenera Garitano. Wprawdzie Baskowie zniwelowali część strat przed przerwą, kiedy obrona gospodarzy wyciągnęła pomocną rękę do swoich rywali i załatwiła karnego, którego wykorzystał Williams. Gdy wydawało się że w drugiej części goście wejdą na właściwe tory Gaizka postanowił wyciągnąć pomocną rękę do żałosnej defensywy drużyny Rubiego i ..... zepchnął swój zespół do defensywy wprowadzając trzeciego stopera kosztem atakującego. Jeszcze w 75 minucie Yuri pięknym uderzeniem z ponad 30 metrów pokonał Joela ale to wszystko na co stać było przyjezdnych w tym meczu. Szansa na awans na czwarte miejsce w tabeli przeszła koło nosa.

Mecz ten jest praktycznie bez historii, bo jak już wspomniałem 20 minut wystarczyło by go tej historii pozbawić. Poza ewidentnymi błędami Unaia Lopeza i Yuriego, które kosztowały stratę bramek to trener Garitano może sobie ten mecz zapisać na swoje konto. Gra 3-5-2 a więc taktyką, której Baskowie nie potrafią stosować miała doprowadzić do odrobienia strat? Niby jak skoro Los Leones już wielokrotnie pokazali, że to przerasta ich możliwości nie mówiąc już o trenerze bo żeby innych nauczyć gry w tym ustawieniu to trzeba o wiele lepszego fachowca niż Garitano. Szczególnie że po początkowym szoku Athletic powoli się wygrzebywał i mógł a nawet powinien strzelić nie jedną a dwie bramki jeszcze w pierwszej połowie gdyby miał w ataku napastnika a nie jego imitację. Karny Williamsa to jedno ale swoją szansę miał Kodro, któremu piłka po dośrodkowaniu Capy przeleciała może z pół metra od nogi ale Bośniakowi nawet przez myśl nie przeszło próbować ją wbić wślizgiem do bramki. A wystarczyło ją tylko dotknąć by nie dać szans Joelowi bo Kodro był sam przed bramką. Jestem przekonany że Villalibre by spróbował to tak rozwiązać bo nie raz tak robił w rezerwach. W drugiej połowie miała miejsce niemal bliźniacza sytuacja tyle że centrował Yuri, a Kodro nawet wyprzedził obrońców i wystarczyło znowu trafić wślizgiem piłkę (nawet nie próbował) by skierować ją do siatki. Betis po strzeleniu bramki miał jeszcze dwie sytuacje do do uzyskania kolejnych trafień ale świetnie spisał się Unai Simon, który uchronił zespół przed większa kompromitacją. Poza tym Verdiblancos poza utrzymywaniem się przy piłce i od czasu do czasu zapędzeniem się pod bramkę Simona ale bez groźniejszych sytuacji to niewiele pokazał. I szczerze powiedziawszy nie musiał bo wynik miał i to było najważniejsze.

Garitano kompletnie nie odrobił lekcji taktycznej i kolejny raz nie przygotował zespołu na rywala. Przygotowanie mentalne też zaniedbał, bo to co wyprawiał Unai Lopez przy wyprowadzaniu piłki czy też Yuri, ich nonszalancja i lekceważenie rywala wołały o pomstę do nieba. Nawet największy trenerski amator wie, że defensywa Verdiblancos jest dziurawa jak ser szwajcarski i mocniejsze jej naciśnięcie powoduje, że popełniają kuriozalne błędy. Najlepiej to było widać przy ręce Alexa Moreno. W kilku innych sytuacjach też było widać paniczne wybijanie piłki. Wysoki pressing załatwił by tutaj sprawę bo nie raz zespoły w ten sposób wygrywały z ekipą Rubiego dla którego jedyną szansą na zdobycz punktową jest odepchnięcie rywala jak najdalej od własnego pola karnego. I tak też zrobił w tym meczu. Piłkarze szybko doskakiwali do Basków, odbierali im piłke i ruszali na bramkę. Tak padły wszystkie trzy bramki Joaquina. Kolejna sprawa to obrona, która grała tragicznie. Rubi ustawił zespół z jednym snajperem i dwoma wspierającymi go ofensywnymi pomocnikami, którzy w kontrataku pełnili rolę drugiego i trzeciego napastnika stwarzając przewagę i powodując że obrońcy po prostu nie wiedzieli co mają robić. Najlepiej to było widac przy pierwszej bramce gdy Capa i Yeray kryli tak naprawdę powietrze. Garitano mógł zrobić prostą rzez a mianowicie cofnąć bardziej Daniego Garcię, który wspomógł by obu defensorów i tworzył trzyosobowy blok obronny nie osłabiając przy tym ataku. Z powodzeniem robił to swego czasu Bielsa z Iturraspe na pozycji pivota, tak samo jak Valverde z San Jose czy też Mikelem Rico. Wątpliwe jest by wtedy Betis strzelił więcej bramek. Kolejna sprawa to pressing w ataku a właściwie jego brak. Kodro truchtał w ofensywie bez ładu, składu i celu. Praktycznie zero presji na rywalu a to zwykle napastnik decyduje kiedy doskoczyć do rywala dając sygnał reszcie by podeszła wyżej. Betis pod presją się gubi i można strzelić w ten sposób bardzo łatwą bramkę. Szkoda że Garitano tego nie wie albo o tym zapomniał. Jedyny plus w tym meczu to taki że w przerwie zszedł kompletnie bezproduktywny Codroba ale wejście Nuneza to pomyłka a przejście na 3-5-2 to był typowy strzał w kolano. Jak odrobić straty ustawiając zespół taktyką która od zawsze im nie wychodziła? Każdy normalny trener zaatakował by nie mając nic do stracenia. Athletic w drugiej części poza ładną aczkolwiek szczęśliwą bramką Yuriego oraz okazją Kodro Los Leones niż stworzyli nic co pachniało by bramką. Więcej zdziałali przez około 20 minut pierwszej połowy po straconych bramkach niż przez 45 minut drugiej. Trudno powiedzieć co motywowało Garitano do zmiany taktyki i na co liczył.

Ostatnią sprawą jaka zawiodła w tym meczu to podejście zawodników no i zmiany. Zacznę od tych ostatnich. Jedyną uzasadnioną było ściągnięcie kompletnie bezproduktywnego Cordoby, który naprawdę nie wiem co musi robić Garitano, że po tylu beznadziejnych meczach nadal gra w podstawowym składzie kosztem Ibaia. Wpuszczenie Nuneza owszem wzmocniło defensywę ale pozbawiło Basków ataku a żeby odrobić straty to chyba trzeba postawić na atak. W każdym razie tak mi się wydaje. Kolejne zmiany nie były wcale lepsze. Zdjęcie ofensywnego Sanceta i wprowadzenie San Jose a pozostawienie na murawie beznadziejnego Unaia Lopeza, który poza machaniem łapami i nonszalancją niczym więcej się nie wykazał oraz wprowadzenie Larrazabala kosztem Capy choć ta ostatnia zmiana mogła być wymuszona bo Ander miał niedawno uraz i może trener wolał nie ryzykować odnowieniem się kontuzji. Szkoda że opiekun Los Leones nie spróbował zagrać na dwóch napastników bo na ławce był jeszcze Villalibre. Kolejna spraw to podejście do meczu zawodników. Po udanej serii meczów chyba za bardzo popadli w samouwielbienie bo nonszalancja, żeby nie powiedzieć boiskowa arogancja aż biła od niektórych z nich. Szczególnie było to widać po Unaiu Lopezie, który zamiast grać i wracać po stracie wolał stać i gestykulować w kierunku sędziego albo psioczyć na cały świat. To samo można powiedzieć o Yurim ale ten przynajmniej nie rzucał się do nikogo i wracał do obrony a w drugiej cześci harował jak nikt inny. Podobnie sytuacja miała się z Danim Garcią, który jakby mniej pracował na murawie niż zwykle chyba nie wierząc że Betis może coś strzelić. Obrona zagrała tragicznie, jak już wspomniałem kryjąc powietrze a nie zawodników rywala będąc o całe tempo spóźniona. Nawet Capa, który dotychczas harował na całej długości prawej flanki grał jakby na pół gwizdka. Atak poza Williamsem i starającym się trochę Sancetem nie istniał. Cordoba i w szczególności Kodro tylko byli na murawie i szczerze powiedziawszy chyba słupki treningowe stanowiłyby większe zagrożenie dla obrony Betisu niż oni. Dodatkowo Cordoba był hamulcowym dla Yuriego, który nawet jak by chciał jakimś rajdem minąć obrońcę to nie mógł bo Inigo zamiast odciągać defensora to ściągał go za sobą do Yuriego zagęszczając teren a ponadto niemal cały czas podawał do tyłu. O wyjściu na pozycję nawet nie wspominam bo Cordoba chyba nie ma pojęcia o czymś takim. Cała ta mizeria w ofensywie niestety dotknęła Oihana Sanceta, który nawet jak już coś próbował to po prostu nie miał z kim grać. Kilka razy ładnie odwrócił się z obrońca na plecach i szukał partnera by móc mu podać piłkę ale Cordoba zostawał w blokach a Kodro sam nie wiem chyba gdzie był. Dziwne to bo Kenan powinien gryźć trawę by pokazać się trenerowi Garitano, a jedyne co to potwierdził że już lepiej postawić na Villalibre, który jest przynajmniej wychowankiem, a na pewno gorszy nie będzie (przynajmniej pressuje i stara się wychodzić na pozycje).

Mecz z Betisem jest już jednak za nami i trzeba się skupić na kolejnych spotkaniach. Przede wszystkim nie można popełnić takich samych błędów jakie miały miejsca na Benito Villamarin. Miejmy nadzieję że zarówno trener jak i zawodnicy wyciągnął wnioski bo na pewno tak grać nie można.

Statystyka meczu:
Składy:
Betis: Joel – Emerson, Feddal, Bartra, Alex Moreno – Edgar (80' Javi Garcia) – Guardado, Canales – Lainez (73' Kaptoum), Joaquin – Loren Moron (77' Borja Iglesias).
Trener: Rubi

Athletic: Simon – Capa (82' Larrazabal), Yeray, Martinez, Yuri – Dani Garcia, Unai Lopez – Williams, Sancet (69' San Jose), Cordoba (46' Nunez) – Kodro.
Trener: Gaizka Garitano

Wynik: 3 – 2
Bramki: 2', 11' i 20' Joaquin – 44' Williams (karny), 75' Yuri
Żółte kartki: Kaptoum, Guardado – Nunez, San Jose, Unai Lopez, Williams
Posiadanie piłki: 49% - 51%
Strzały: 10 – 8
Strzały celne: 6 – 2
Podania: 403 – 399
Faule: 12 – 15
Spalone: 1 – 0
Rzuty rożne: 3 - 3
Widzów: 46106
Sędzia: Pizarro Gomez jako główny oraz Garrido Romero i Porras Ayuso na liniach.

 

fot. strona oficjalna www.athletic-club.eus