Kibice Pampeluny nie będą mile wspominać niedzielnej wizyty Los Leones na El Sadar. Athletic ponownie bowiem wpisał się negatywnie w historię Osasuny kończąc najlepszą serię meczów bez porażki na własnym stadionie, która na dzień dzisiejszy zamyka się na 31 spotkaniach. Poprzednia seria Osy zakończyła się w dniu 11 stycznia 1959 roku po serii nieprzegranych 30 spotkaniach. Zespół grał jeszcze na starym obiekcie San Juan de Pamplona. Wtedy jednak zespół z Navarry tylko cudem mógł utrzymać swoją serię bo trafiał na Athletic będący w niesamowitym gazie, który w dwóch poprzednich meczach zmiótł z murawy Sporting Gijon i Celtę Vigo (oba w Bilbao) aplikując każdej z tych drużyn po 9 bramek. W Pampelunie skończyło się równie brutalnie bo wynikiem 1-8 a pięć trafień zaliczył nieżyjący już Armando Merodio Pesquera (tydzień później Athletic siłą rozpędu zniszczył jeszcze Betis strzelając 7 bramek). Tym razem wynik jednak nie był tak okazao bo skończyło się skromnym 1-2. Podopieczni trenera Garitano wyszli na prowadzenie w 21 minucie po świetnej akcji Sanceta i wypuszczeniu Williamsa, który wykorzystał sytuację sam na sam z Herrerą. W drugiej połowie w 76 minucie wyrównał Avila ale gospodarze tylko trzy minuty cieszyli się z prowadzenia bo zwycięskiego jak się okazało gola strzelił wychowanek Osy, Kenan Kodro, który wykorzystał zamieszanie w obronie rywali i wykończył podanie od Lekue.

W pierwszej połowie Athletic rozegrał chyba najlepsze 35 minut w meczu wyjazdowym w tym sezonie. Osasuna usiłowała wyjść bardzo wysokim pressingiem i odebrać piłkę już w okolicach pola karnego ale Los Leones nie dali się wciągnąć w grę rywala, pewnie wyprowadzali piłkę i bardzo groźne atakowali. Już w 6 minucie mogło być 0-1 ale Sancet, grający w tym meczu na mediapunta, fatalnie przyjmował piłkę podawaną przez Williamsa i lepszy okazał się Herrera. Dwie minuty później padła bramka ale niestety sędziowie na VARze dopatrzyli się spalonego Raula Garcii, który niemal idealnie w tempo wyszedł do podania Williamsa z prawego skrzydła i trafił w sytuacji sam na sam z Herrerą. I tym razem trzeba było czekać na „linie" VAR, które pokazały różnicę na granicy błędu pomiaru. No i pokazały przy okazji że osoba dbająca o murawę na El Sadar chyba była w stanie mocno „wskazującym" przy pielęgnacji boiska bo patrząc na linie koszenia trawy to Raul Garcia na pewno nie był na spalonym. I szczerze powiedziawszy po pamiętnym meczu z Valencią gdzie VAR dopiero po kilkukrotnych przymiarkach pokazał „właściwą" linię wskazującą spalonego trudno i tutaj uwierzyć w prawdziwość tego co zobaczyliśmy na ekranach telewizorów. W 11 minucie meczu po faulu Raula Garcii z rzutu wolnego przymierzył Unai Lopez ale niecelnie. Dopiero w 12 minucie mieliśmy akcję gospodarzy zakończoną strzałem na bramkę autorstwa Meridy ale futbolówka wylądowała bezpiecznie w rękach Unaia Simona. Za chwilę ładną oskrzydlającą akcją popisał się obrońca Estupinan ale Yeray bez problemów wybił groźną centrę w pole karne. W 21 minucie meczu kolejna akcja a właściwie podręcznikowa kontra zakończyła się bramka Inakiego Williamsa. Yuri wyprowadził piłkę długim podaniem spod własnego pola karnego, Cordoba zgrał głową do Sanceta, który oszukwał balansem ciała jednego obrońce a drugiemu założył siatkę wykładając piłkę Williamsowi. Nasz napastnik wyszedł sam na sam z Herrerą i ładnym uderzeniem w długi róg wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Chwilę później w kolejnej akcji Raul Garcia usiłował znaleźć w polu karnym Sanceta ale nasz pomocnik nie zdołał dojść do groźnej centry swoje o wiele starszego kolegi. Mniej więcej od 35 minuty gospodarze przejęli inicjatywę i już dwie minuty później trafili nawet do siatki ale i tym razem interweniował VAR, który potwierdził decyzję bocznego arbitra pokazującego pozycję spaloną strzela – Juana Villara. Gdyby napastnik Osy odwrócił głowę w kierunku lewej flanki to zobaczyłby że zza jego pleców wychodzi bodajże Brasanac, który nie był na spalonym i wtedy gdyby Chorwat trafił to bramka byłaby jak najbardziej prawidłowa. Podopieczni trenera Arrasate najmocniej przycisnęli jednak w ostatniej minucie meczu gdy dwukrotnie blisko byli zdobycia bramki ale za każdym razem na ich drodze stawał Unai Simon rozgrywający kolejny genialny mecz na linii bramkowej. Najpierw z lewej flanki dośrodkował Lillo, piłka trafiła na długi słupek gdzie kontrującym uderzeniem głową próbował ją w siatce zmieścić Villar ale wyprężony jak struna Simon wybił futbolówkę na rzut rożny. Osa ponowiła akcję z narożnika boiska, Torres dośrodkował na krótki słupek gdzie Brasanac uderzył celnie w dolny róg ale i tym razem górą był nasz portero. Na tym skończyła się pierwsza część meczu a jej końcówka zapowiadała spore emocje w drugich 45 minutach.

I tak też się stało bo Osasuna ruszyła od początku do ataku próbując odrabiać straty. Niestety Athletic w przerwie doznał osłabienia bo z boiska zszedł Raul Garcia, a jego miejsce zajął Kenan Kodro, więc mocno zaczął kuleć atak Los Leones. Przez pierwsze 15 minut naporu gospodarzy niewiele się działo bo świetnie spisywała się defensywa przyjezdnych. Niestety później zaczęło dawać o sobie znać zmęczenie ciągłą pracą w obronie i przytrafiały się błędy. W 59 minucie świetne prostopadłe podanie do Torresa posłał Avila ale pomocnik gospodarzy nie zdążył za piłką. Minutę później koleje podanie przeszywające obronę posłał jeden ze stoperów a Torres będąc w dogodnej sytuacji oddał strzał z narożnika pola karnego ale na szczęście minimalnie minął on długi słupek bramki Simona. W 62 minucie po rzucie rożnym na krótkim słupku uderzał Avila ale na posterunku był Simon, który zdołał sparować piłkę a obrońcy wybili ją na kolejny korner. W 64 minucie trener Garitano wpuścił Mikela San Jose, a w 74 minucie Inigo Lekue, co miało wzmocnić defensywę. Niestety w 76 minucie po akcji dwóch rezerwowych i strzale Chimiego Vili gospodarze wyrównali. Adrian zdołał dośrodkować z lewej flanki. Cardona na krótkim słupku przedłużył piłkę a Argentyńczyk uprzedził Yuriego i pokonał bezradnego w tej sytuacji Unaia Simona. Wydawało się, że końcówka meczu będzie niezwykle ciężka dla przyjezdnych, bo Osasuna atakowała, a po zejściu Sanceta Athletic nie miał już za bardzo walorów ofensywnych. Podopiecznym trenera Garitano jednak dopisało szczęście i indolencja defensywy gospodarzy, która w tym meczu była dziurawa jak szwajcarski ser i gdyby tylko Los Leones mocniej zaatakowali rywali to bez problemu i bez zbędnej nerwówki mogliby pokonać swoich przeciwników. No ale Athletic nie byłby sobą gdyby nie zapewnił swoim kibicom emocji. Zaledwie trzy minuty po stracie bramki Athletic wyszedł na prowadzenie. Przed polem karnym San Jose wyskoczył do piłki wyżej od obrońcy, zgrał ją za plecy gdzie świetnie urwał się Lekue, nasz obrońca przerzucił piłkę nad jednym ze stoperów a Kodro wykorzystując zamieszanie i fatalną postawę kryjącego go defensora strzałem z kilku metrów w krótki róg umieścił piłkę w siatce. Osa nie była już w stanie odpowiedzieć na ten cios. Wprawdzie próbował wprowadzony w drugiej połowie Inigo Perez (bezproblemowa obrona Simona) i Adrian miał szansę już w doliczonym czasie gry ale nie były to sytuacje stanowiące realne zagrożenie dla bramki Simona. Za to Athletic mógł podwyższyć na 1-3 ale Herrera wygrał pojedynek sam na sam z Williamsem (szkoda że nie podawał do stojącego przed pustą bramką Cordoby), a wcześniej Yuri oddal bardzo niebezpieczny strzał z dystansu po ładnej indywidualnej akcji i Los Leones powinni wywalczyć rzut rożny ale sędzia nie zauważył dotknięcia piłki przez jednego z obrońców gospodarzy. Po czterech minutach doliczonego czasu gry arbiter zakończył spotkanie a Los Leones odnieśli pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w tym sezonie.

Mecz ten można podzielić na dwie części. Pierwsza, świetna w wykonaniu Athletic a druga beznadziejna. Być może drugie 45 minut byłoby lepsze gdyby nie uraz Raula Garcii. O tym, że zawodnik miał problemy zdrowotne dowiedzieliśmy się dopiero w poniedziałek popołudniu gdy ten nie pokazał się na treningu a dziennikarze zaczęli nękać sztab medyczny pytaniami. W każdym bądź razie za pierwszą połowę trudno się czegokolwiek przyczepić bo Los Leones świetnie wychodzili spod pressingu, bardzo dobrze kontratakowali. Gdyby nie końcówka to byłaby to idealnie rozegrane 45 minut meczu. W drugiej części niestety wszystko siadło i Osa praktycznie nie schodziła z połowy Athletic. Z czasem zaczęły się mnożyć błędy w defensywie. Niestety Garitano nie miał planu awaryjnego na wypadek kontuzji kluczowego gracza, a przez 15 minut przerwy nie potrafił nawet zmobilizować zawodników do bardziej ofensywnej gry by oddalić niebezpieczeństwo spod własnej bramki. Szczególnie, że obrona Osasuny była mocno niepewna i przy mocniejszym naciśnięciu jej bardzo mocno się gubiła. Zamiast to wykorzystać Athletic się cofnął i niestety ale było widać, że kwestią minut jest zdobycie bramki przez gospodarzy. Ostrzeżenie było już w końcówce pierwszej części meczu i Garitano nie wyciągnął z niego żadnych wniosków. Może też dziękować Simonowi, że Osasuna nie strzeliła więcej bramek, co zaowocowało tytułem najlepszego bramkarza kolejki dla naszego portero. Znamiennym jest to że praktycznie pierwszy wypad Los Leones na połowę Osy, już po stracie bramki zakończył się golem na 1-2 autorstwa Kodro, co potwierdza beznadziejną obronę rywali w tym meczu, której słabość aż żal było nie wykorzystać. No ale jak się ściąga wszystkich kreatywnych graczy z boiska, np. Sanceta grającego genialne zawody jak na pierwszy mecz w drużynie od pierwszej minuty a zostawia takie tuzy jak Cordoba, który grał od początku meczu beznadziejnie. Można było wprowadzić np. Ibaia na lewą flankę, Larrazbala za Raula Garcię, zostawić Sanceta i wraz z Williamsem stworzyć idealną czwórkę do kontrataków, którymi można było razić Osę. Jedyne za co można pochwalić naszego szkoleniowca to wprowadzenie Mikela San Jose, bo to co wyprawiali zawodnicy trenera Arrasate na krótkim słupku przy dośrodkowaniach wołało o pomstę do nieba, gdyż praktycznie co rusz strzelali z tego miejsca na bramkę Simona i mogli zdobyć 2 gole. No ale wynik jest korzystny dla Garitano i zapewne za jakiś czas nikt nie będzie rozpamiętywał tego pojedynku i tego co się w nim działo. Jeśli chodzi o postawę poszczególnych graczy Los Leones to na pewno wyróżniającymi się zawodnikami byli Simon, który uratował punkty Athletic fantastycznymi interwencjami oraz debiutant w podstawowej jedenastce Oihan Sancet. Nasz ofensywny pomocnik pokazał naprawdę świetny futbol, zanotował fantastyczną asystę przy bramce Williamsa i starał się napędzać ataki zespołu. Widać po nim jak olbrzymią pracę wykonał w rezerwach z trenerem Josebą Etxeberrią, który wystawiał go na tej pozycji (nominalnie do pivot), bo jeszcze w przedsezonowych sparingach gra za środkowym napastnikiem mocno go przerastała. Teraz spisuje się coraz lepiej, w rezerwach jest w zasadzie nie do zastąpienia a teraz fantastycznie wprowadził się do pierwszej drużyny. Dość słabo zagrali obaj nasi boczni obrońcy, którzy praktycznie nie istnieli w ataku a i w obronie pozwalali zdecydowanie na za dużo centr w pole karne. To na pewno nie były dobre zawody Capy i Yuriego. Obaj mają udział przy straconej bramce. Ten pierwszy pozwlił na centrę a ten drugi dał się wyprzedzić Avili. Słabo spisali się Unai Lopez i Dani Garcii. W ofensywie praktycznie nie było z nich pożytku a w defensywie słabo pomagali obydwu stoperom, którzy musieli sobie radzić nie tylko z atakującymi ale i z wchodzącymi do centr środkowymi pomocnikami. Słabo też asekurowali skrzydłowych gdy Ci wychodzili do ataku. Najgorszym zawodnikiem był jednak Cordoba. W zasadzie trudno sobie przypomnieć choć jedno jego dobre zagranie przez pełne 90 minut. Czemu Garitano go trzymał cały mecz na murawie to tylko On wie bo Inigo nadawał się do zmiany już po 45 minutach. Jakąś dziwną słabość do tego zawodnika ma nasz trener bo naprawdę trudno znaleźć argumenty za tym by wychodził w podstawowej jedenastce kosztem Ibaia Gomeza. No ale cóż, idzie się już powoli przyzwyczaić do dziwnych decyzji opiekuna Los Leones. Może podobnie jak w przypadku Muniaina i Williamsa i ich pozycji na murawie Garitano dojrzeje do zmiany lewego ofensywnego pomocnika albo jakimś cudem Cordoba odpali a jego gra nie ograniczy się do pojedynczych zrywów co kilka spotkań.

Na koniec jeszcze jedna miła sprawa związana z meczem z Osasuną. Mianowicie w tym spotkaniu Inaki Williams wystąpił w spotkaniu nr 133 z rzędu w barwach Athletic czym wymazał rekord legendarnego bramkarza Carmelo Cedruna, który ustanowił go w latach 50-tych ubiegłego wieku. Inaki swój niezwykły wyczyn rozpoczął 20 kwietnia 2016 roku w meczu z Atletico Madrty i od tego czasu wychodził w każdym spotkaniu czy to z ławki rezerwowych czy też w podstawowej jedenastce. Przed nim teraz jest absolutny rekord La Liga należący do Juana Antonio Larranagi z Realu Sociedad, który w latach 1986 – 1992 wystąpił w 202 ligowych spotkaniach z rzędu.

Przy okazji rekordu Inakiego należy też wspomnieć o innym jubilacie w tym spotkaniu. Mikel San Jose bo o niego chodzi, rozegrał mecz nr 300 w koszulce Los Leones.

Statystyka meczu:
Składy:
Osasuna: Herrera – Lillo, Roncaglia, David Garcia, Estupinan – Merina, Brasanac (78' Inigo Perez) – Avila, Ruben Garcia (71' Cardona), Torres – Villar (71' Adrian).
Trener: Jagoba Arrasate

Athletic: Simon – Capa, Yeray, Martinez, Yuri – Dani Garcia, Unai Lopez (64' San Jose) – Williams, Sancet (74' Lekue), Cordoba – Raul Garcia (45' Kodro).
Trener: Gaizka Garitano

Wynik: 1 – 2
Bramki: 76' Avila – 21' Williams, 79' Kodro
Żółte kartki: Avila, Brasanac, Lillo, Ruben Garcia – Cordoba, Williams, Yuri
Posiadanie piłki: 59% - 41%
Strzały: 12 – 6
Strzały celne: 7 – 4
Podania: 416 – 301
Faule: 15 – 18
Spalone: 6 – 3
Rzuty rożne: 6 - 2
Widzów: 16145
Sędzia: Sanchez Martinez jako główny oraz oraz Cabanero Martinez i Gallego Garcia na liniach. Cała trójka pochodzi z Murcii.

 

fot. strona oficjalna www.athletic-club.eus