Nie ma zbytnio czasu na cieszenie się wygraną nad Celta bo przed Athletic kolejne ważne mecze. I tak niestety ale będzie już do końca sezonu bo tabela ligowa jest bardzo spłaszczona a słaba postawa w poprzednich meczach spowodowała że margines błędów jest niewielki. Zakończenie rundy będzie niezwykle emocjonujące bo Baskom został tylko jeden rywal z którym nie miał okazji się zmierzyć. I tym przeciwnikiem jest Sevilla, która dość niespodziewanie zajmuje 3 miejsce w tabeli. Właściwie zakończenie rundy będzie składało się z trójmeczu z tym zespołem gdyż w przeciągu tygodnia podopieczni trenera Garitano zmierzą się z rywalami aż 3 razy. Pierwszy mecz już w czwartek na San Mames o godzinie 19.30 w ramach Copa del Rey. W niedzielę z kolei o 16.15 Sevilla ponownie pojawi się na La Catedral, tym razem w ostatniej kolejce ligowej pierwszej rundy rozgrywek. Całość tego swoistego maratonu zakończy się na Ramon Sanchez Pizjuan w środę gdy obie jedenastki zmierzą się po raz trzeci, w rewanżu Pucharu Króla a spotkanie zostanie rozegrane o 20.30.

W poprzedniej kolejce ekipa Los Nervionenses zmierzyła się na własnym obiekcie z Atletico Madryt. Po w sumie niezłym meczu mimo prowadzenia 1-0 po trafieniu w 37 minucie Ben Yeddera udało się zaledwie zremisować gdyż jeszcze w pierwszej połowie wyrównał Griezmann. W Copa del Rey z kolei Sevilla z racji występów w europejskich pucharach zmierzyła się z ekipą z niższej ligi. Los skojarzył ją z Villanovense. Nie bez problemów udało się gościom dzisiejszego meczu awansować dalej po trafieniu Andre Silvy w meczu rewanżowym u siebie. Na wyjeździe padł bezbramkowy remis. O wiele lepiej spisał się Athletic, który w La Liga zmierzył się na wyjeździe z Celtą Vigo. Po dobrym meczu udało się wygrać 1-2 (Beltran – Muniain, Williams) i odnieść pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w tym sezonie. W Copa del Rey losy skrzyżowały Basków z beniaminkiem z Huesci. Tutaj ekipa z Bilbao miała prawdziwy „spacerek" bo dwa razy po 4-0 rozgromiła swojego rywala i bez najmniejszych problemów awansowała do kolejnej rundy.

Poprzedni sezon, pierwszy po odejściu głównego autora sukcesów Sevilli – Monchiego był bardzo burzliwy dla Los Nervionenses. Zespół zaczął sezon z Eduardo Berizzo na ławce, którego zwolnił w dość kontrowersyjnych okolicznościach, później mianowany na to stanowisko został Vicenzo Montella, który również nie dotrwał do końca rozgrywek i w kwietniu został zastąpiony przez „strażaka" Joaquina Caparrosa, który po wielu latach tułaczki wrócił do klubu, którego podwaliny zbudował na początku wieku wraz z Monchim i gdzie objął „tekę" Dyrektora Sportowego właśnie po swoim serdecznym przyjacielu. Ekipa z Andaluzji zakończyła sezon na 7 miejscu i awansowała do Ligi Europy. To na pewno nie zaspokajało aspiracji władz klubu ale trzeba jednak przyznać, że i tak było nieźle jak na dość mocne „trzęsienie ziemi" po odejściu jednego z głównych autorów sukcesów klubu, który doprowadził w sumie do 11 trofeów. Brak Ligi Mistrzów niestety ale musiał się odbić na kadrze pierwszego zespołu, której zawodnicy dość mocno wypromowali się w tych rozgrywkach. Wiadomo było, że nie obejdzie się bez spektakularnych odejść ale o ile władze klubu godziły się z tym niemal co sezon to najważniejszą kwestią było zatrudnienie nowego szkoleniowca by uniknąć wtopy jaką zanotowano z Berizzo a następnie z Montellą. Wybór padł na Pablo Machina, szkoleniowca rewelacyjnej Girony, która z przytupem weszła na salony La Liga i o mało co a awansowałaby do europejskich pucharów w swoim debiucie w najwyższej klasie rozgrywkowej, prezentując przy tym naprawdę bardzo fajny futbol. Niekoniecznie to samo dałoby się powtórzyć na Ramon Sanchez Pizjuan, gdyż nie raz już trener prowadzący słabszy klub i odnoszący dobre wyniki radził sobie z o wiele lepszym zespołem. Ryzyko jednak się opłaciło, co widać po tabeli ligowej i po tym jak grają Los Nervionenses. Machin szybko zdobył zaufanie zawodników i przekonał ich do swojej taktyki 3-5-2, którą z powodzeniem stosował w Gironie. Początki nie były jednak łatwe bo na dzień dobry drużyna doznała kilku poważnych osłabień tracąc podstawowego stopera – Lengleta, defensywnego pomocnika – Nzonziego, skrzydłowego Joaquina Pizarro. Poza tym odeszli jeszcze Soria oraz Pizarro. Klub zarobił na tym okrągłą sumkę 90 mln euro, którą tradycyjnie w sporej ilości przeznaczył na wzmocnienia. A te są całkiem ciekawe choć i tutaj również nie obyło się bez swoistego rodzaju „tradycji" czyli sprowadzenie zawodników szerzej nieznanych z nadzieją na późniejszy zarobek. Ze Spartaka Moskwa przyszedł Quincy Promes za którego zapłacono 20 mln euro. Z Ligue1 przyszli Ibrahim Amadou z Lille (14 mln) i Joris Gnagnon z Rennes (13,5 mln) oraz wypożyczono Gonalonsa z AS Roma. Na Ramon Sanchez Pizjuan wrócił również Aleix Vidal z Barcelony (9 mln), po wypożyczeniu wykupiono Mesę (6mln) a także sprowadzono Sergi Gomeza z Celty (4,5 mln) oraz wypożyczono Andre Silvę z AC Milan. Transfery całkiem niezłe i trzeba przyznać że klub odrobił straty z nawiązką. Pozostało więc wszystko odpowiednio poukładać i tutaj świetnie spisał się Machin choć początki były dość trudne. Wprawdzie w pierwszej kolejce Sevilla pokonała na wyjeździe Rayo 1-4 ale później przyszedł remis u siebie z Villarrealem oraz porażki w niezwykle prestiżowym pojedynku z Betisem na Estadio Villamarin i z Getafe u siebie. Ale jak to mówią „pierwsze koty za płoty" i później Los Nervionenses grali naprawdę świetną piłkę strzelając przy tym naprawdę sporo bramek. Dotkliwie przekonał się o tym Real Madryt, który wyjechał z Sewilli z bagażem 3 bramek i był to najmniejszy wymiar kary dla Los Blancos. Sporo namęczyła się Barcelona na Nou Camp zanim pokonała ekipę Machina 4-2. I póki co jest to ostatnia porażka Andaluzyjczyków na krajowym podwórku. Wprawdzie ostatnie dwa mecze to lekka zadyszka ale chyba każdy chciałby mieć taką jak nasi dzisiejsi rywale. Los Leones w przeciwieństwie do swojego przeciwnika w najbliższych trzech meczach mają „zadyszkę" od początku sezonu choć miejmy nadzieję że wyjdą szybko na prostą. W dzisiejszym meczu zobaczymy też zapewne kilku rezerwistów bo wydaje się że Copa del Rey dla Sevilli ma raczej drugorzędne znaczenie i bardziej skoncentrują się na rozgrywkach ligowych oraz Ligi Europy gdzie już w lutym czeka ich pierwsze starcie w fazie pucharowej. Do tego czasu muszą zachować jak najwięcej sił. Sprzyja temu szeroka kadra i praktycznie brak kontuzji gdyż jedynym piłkarzem na którego trener Machin nie mógł liczyć jest Gonalons. Reszta jest w pełni sił a niektórzy zapewne będą chcieli się pokazać trenerowi by zdobyć jego zaufanie i grac więcej minut w tym sezonie.

Athletic po wygranej z Celtą wyraźnie odetchną w ulgą. Zespół wydostał się ze strefy spadkowej a dodatkowo zaprezentował całkiem dobry futbol, niemal nie popełnił błędów w defensywie no i w końcu był dobrze ustawiony taktycznie. Teraz pozostaje tylko potwierdzić ten trend. Dla trenera Garitano na pewno ważniejsza jest liga więc w meczu Copa del Rey zobaczymy w kilku przypadkach rezerwowych zawodników, którzy będą mieli okazję zaprezentować mu swoje umiejętności. Sytuacja kadrowa również trochę go do tego zmusza bo pojedynku na Balaidos nie zakończyli Williams i Dani Garcia. Na szczęście ich urazy nie są groźne i chyba skończyło się na zwykłych naciągnięciach. Jednak to nie wszystkie problemy. Okazało się że mecz ze skręconą kostką zakończył Yuri Berchiche. Również Raul Garcia jest wykluczony z tego pojedynku bo jak się okazuje nie brał On udziału w ostatnich kilku treningach z powodu urazy mięśnia łydki. Do tego dochodzą jeszcze standardowo Inigo Lekue oraz Mikel Rico i w zespole zrobił się mały szpital. Oczywiście to nie znaczy że nie będzie odpowiednich następców bo kadra jest dość szeroka a piłkarzy czekających na swoje minuty na murawie sporo – choćby Ander Iturraspe. Garitano również brał pod uwagę zawodników z rezerw i na ostatnich treningach do drużyny dołączony był Inigo Vicente. Co ciekawe ćwiczył On w teoretycznie w pierwszym składzie jako drugi napastnik za plecami Aduriza. Dziennikarze myśleli nawet że zastąpi na tej pozycji Muniaina, który dostanie chwilę odpoczynku by był gotowy na niedzielne popołudnie na mecz ligowy ale wydaje się że raczej wystąpi również dzisiaj gdyż być może na kolejne spotkanie będzie gotowy Raul Garcia. Ale Inigo Vicente prawdopododobnie zajmie miejsce na ławce rezerwowych. Poza tym na niedzielę przybędzie również nowy – stary gracz bo władze Athletic dogadały ostatecznie transfer Ibaia Gomeza, który zostanie zaprezentowany w piątek rano. Transfer zamknął się kwotą około 3,5 – 4 mln euro, co nie jest dużo zważywszy na formę piłkarza. No ale Alaves było trochę podstawione pod ścianą bo piłkarzowi kontrakt kończył się w czerwcu a klub z Mendizorrotza póki co nie usiadł z nim do rozmów. Tak więc Ibai wraca do domu i miejmy nadzieję że pomoże klubowi w osiąganiu lepszych wyników niż te dotychczasowe. I miejmy nadzieję że zobaczymy go już w niedzielnym spotkaniu.

Trudno wskazać w tym meczu faworyta. Z jednej strony Sevilla na pewno jest w świetnej formie o wiele lepszej niż Athletic ale z drugiej to jest Copa del Rey gdzie Baskowie dadzą z siebie absolutnie wszystko. Są to winni kibicom za słabą postawę w La Liga. Poza tym wydaje się że forma podopiecznych trenera Garitano rośnie i szczególnie na własnym stadionie mogą być bardzo groźni. Zresztą ekipa Los Nervionenses niezbyt dobrze radzi sobie na La Catedra. Z ostatnich dwunastu spotkań rozgrywanych w Bilbao poległa aż 9 razy. Zdołała wygrać tylko 3 razy – dwa w lidze (2008/2009 – 1-2 i 2009/2010 - 0-4) i raz w Lidze Europy (ćwierćfinał w 2016 r. - 1-2).
Baskowie są więc niezwykle bojowo nastawieni i wciąż pamiętają rok 2009 kiedy niemal równo 10 lat temu po porażce 1-2 na Ramon Sanchez Pizjuan Los Leones wybili z głowy Sevilli awans do finału tych rozgrywek już w pierwsze połowie rozstrzygając wynik i aplikując rywalom aż 3 gole. Zapewne wszyscy z Bilbao nie mieli by nic przeciwko takiemu samemu scenariuszowi w dzisiejszym pojedynku.

Pojedynki między Sevillą a Athletic w Copa del Rey mają ma też ciekawą historię. W sześciu przypadkach na siedem zwycięzca pojedynku awansował do finałów. Pierwszy z nich miał miejsce w 1921 roku kiedy Sevilla wprawdzie wygrała na murawie ale ponieważ w składzie miała czterech piłkarzy nieuprawnionych do gry to dalej przeszedł Athletic i wygrał finał. Cztery inne rywalizacje również były szczęśliwe dla Basków – w 1933 roku (1/8) i 1973 (ćwierćfinał) Los Leones po przejściu Sevilli i awansie do finału wznieśli w górę Puchar Króla. Nie udało się wywalczyć trofeum po finałach w 1977 roku (spotkanie z Sevillą w ćwierćfinale) i ostatnio w 2009 roku (półfinał). Sevilla za to tylko raz awansowała dalej w 1948 roku (1/8 finału) i wygrała finał zdobywając swój ostatni Puchar Króla w XX wieku. Sevilla i Athletic spotkały się również raz w finale i miało to miejsce w 1955 roku na Santiago Bernabeu. Dzięki bramce Uribe Baskowie mogli się cieszyć z kolejnego trofeum do swojej kolekcji. Tylko raz się nie udało zwycięzcy tego dwumeczu awansować do finału i miało to miejsce w 1980 roku. Wtedy po przejściu Sevilli Athletic odpadł w 1/8 finału z rezerwami Realu Madryt, które wtedy dotarły aż do finału.

Przewidywane składy:
Athletic: Unai Simon – De Marcos, Yeray, Inigo Martinez, Balenziaga – Iturraspe, San Jose – Susaeta, Muniain, Guruzeta – Aduriz.
Trener: Gaizka Garitano

Sevilla: Soriano – Arana, Sergi Gomez, Carrico, Mercado, Promes – Amadou – Vazquez, Banega – Silva, Gil.
Trener: Pablo Machin

Data: 10.01.2019 r. godz. 19.30
Miejsce: Bilbao, Estadio San Mames (poj. 53289)
Sędzia: Del Cerro Grande