Trzeci kolejny remis i pierwszy mecz wyjazdowy zakończony podziałem punktów. Na Benito Villamarin Baskowie wywalczyli punkt choć powinni wywieźć komplet oczek gdyby nie bezmyślność Markela Susaety, który przy stanie 0-2 dla swojej drużyny po bramkach Williamsa i Raula Garcii, popełnił dwa głupie faule po których obejrzał żółte kartki i wyleciał z boiska jeszcze przed zakończeniem pierwszej połowy meczu. Niestety w drugiej części spotkania Los Leones ulegli pod naporem rywali, którzy dzięki bramkom Bartry oraz Canalesa zdołali wyrównać stan meczu. Szkoda straconych punktów ale zespół wciąż robi postępy i były to kolejne dobre zawody rozegrane przez podopiecznych trenera Eduardo Berizzo.

To spotkanie miało dwa oblicza. Pierwsze 45 minut to wręcz koncertowa gra Athletic i totalne zgniecenie gospodarzy na ich połowie, gdzie mieli potężne problemy z rozegraniem piłki i nawet przekroczeniem środkowej linii boiska. Wysoki pressing przyjezdnych z Bilbao spowodował liczne straty po których gotowało się pod bramką Pau Lopeza. Jego vis a vis był za to kompletnie bezrobotny a o skali przewagi Basków niech świadczy fakt że Verdiblancos nie oddali anie jednego celnego strzału na bramkę Unaia Simona a ich akcje ofensywne można policzyć na palcach jednej ręki a i to z wszystko w bardzo optymistycznym wariancie. Los Leones zaczęli z wysokiego C i od razu siedli na swoich rywali. Dość szybko przyniosło to efekt bo już w 7 minucie Pau Lopez wyciągał piłkę z siatki. Po odzyskaniu piłki na połowie rywala świetnie dośrodkował z lewej flanki Balenziaga, Raul Garcia uderzył na bramkę ale strzał wybronił Pau Lopez. Tyle że futbolówka znowu trafił do Raula, ten podał głową do Williamsa, który stojąc 3 – 4 metry od bramki nie marnował sytuacji i w sytuacji sam na sam trafił do siatki. Błędy Betisu przy wyprowadzaniu piłki mnożyły się a kolejny który kosztował go bramkę miał miejsce w 18 minucie gdy fantastycznym uderzeniem z około 25 metrów popisał się Raul Garcia i umieścił piłkę tuż obok słupka i wyciągniętego jak struna bramkarza gospodarzy. Tym razem błąd popełnił Canales, który naciskany przez Balenziagę podał wprost pod nogi De Marcosa a ten oddał piłkę do niepilnowanego Garcii. Podopieczni trener Berizzo dalej naciskali ale brakowało im szczęścia w rozegraniu piłki albo świetnie spisywał się w bramce Pau Lopez. Nieszczęście Los Leones zaczęło się w 38 minucie kiedy bezsensownym faulem w środkowej strefie boiska popisał się Susaeta, za który otrzymał jak najbardziej słuszną żółtą kartkę. Faul kompletnie niepotrzebny bo nie było absolutnie żadnego zagrożenia dla bramki Unaia Simona. Niestety siedem minut później naszemu kapitanowi kompletnie zagotowała się głowa i wykonał wślizg z tyłu w nogi szarżującego skrzydłem Sidneia (również nie było zagrożenia dla zespołu bo obrona była dobrze ustawiona) i jak najbardziej zasłużenie otrzymał drugą żółtą kartkę a to oznaczało osłabienie zespołu. Athletic pozostało 45 minut gry bez jednego piłkarza w niesamowitym upale, który w momencie rozpoczęcia meczu sięgał 37 stopni celcjusza.

Los Leones nie utrzymali prowadzenia i musieli się zadowolić tylko jednym punktem gdyż od początku drugiej połowy Betis mocno zaatakował. Baskowie bronili się całkiem dobrze ale narastające zmęczenie w potwornym upale na pewno im w tym nie pomagało. Niestety nie udało się uniknąć błędów, a właściwie jednego i to dwa razy po którym padły bramki. Mianowicie chodzi o za głębokie cofanie się pomocników do obrony przez co przed linią defensorów zawodnicy rywali mają zbyt dużo miejsca i mogą razić bramkę strzałami z dystansu. Tak padła pierwsza bramka autorstwa Batry, który przepięknie przymierzył z około 25 metrów a lekko spóźniony Unai Simon nie zdołał sparować piłki, która po rękach wpadła idealnie w róg jego bramki. Bartra miał mnóstwo czasu by spojrzeć na bramkę i przymierzyć a nie było przy nim ani jednego środkowego pomocnika czyli kogoś z dwójki Benat – Dani Garcia, którzy kompletnie niepotrzebnie stali w jednym szeregu ze stoperami. Sytuację usiłował ratować Yeray wybiegając z obrony ale było za późno. Bramka stopera Verdiblancos padła niewiele ponad 5 minut po rozpoczęciu drugiej części gry i było jasne że tylko cud spowoduje że Athletic wygra to spotkanie albo zremisuje. Betis atakował Betis rozciągał obronę ale na szczęście niewiele z tego wynikało bo gospodarze razili impotencją w ataku, na szczęście dla podopiecznych trenera Berizzo. Niestety w 68 minucie padła bramka wyrównująca. Rozegranie na skrzydle, dośrodkowania na około 11 metr od bramki do niepilnowanego Canalesa (ponownie brak któregokolwiek z pomocników przed linią obrony) i mocne uderzenie, które skierowało piłkę do siatki. W 71 i 72 minucie mogło być i powinno 3-2 dla podopiecznych trenera Quique Setiena ale najpierw świetnie obronił uderzenie Lorena Una Simon a później Sanabria fatalnie spudłował. Sanabria miał też na głowie piłkę meczową po dośrodkowaniu Joaquina w 85 minucie ale będą kompletnie niepilnowanym na 5 metrze fatalnie spudłował. I to był w zasadzie jeden jedyny błąd naszej obrony ale wydaje się że można go wybaczyć po dopiero w 85 minucie przy grze w osłabieniu i w morderczej temperaturze. Athletic też miał swoje szanse w tej części gry – dokładnie dwie. Najpierw po błędzie w wyprowadzeniu piłki przez pomocników Betisu, Williams znalazł się w polu karnym ale za słabo podał do wychodzącego sam na sam z bramkarze Yuriego i obrońcy zdołali wybić piłkę a w końcówce meczu San Jose ładnie znalazł się na skrzydle i usiłował dośrodkować w pole karne ale Capa wślizgiem nie sięgnął piłki i ta zamiast do siatki trafiła wprost w ręce Pau Lopeza. Remis na pewno nie zadowala żadnej ze stron ale patrząc na wydarzenia na boisku można się z niego cieszyć jednocześnie czuć pewien niedosyt gdyż Athletic mógł wywieźć z Estadio Benito Villamarin komplet punktów. Szkoda że kapitan zespołu Markel Susaeta wydatnie w tym przeszkodził.

W zasadzie jedynym piłkarzem, któremu należy się solidna bura po tym meczu jest nasz kapitan. Można zrozumieć gdyby tak zachował się np. Nolaskoain, który ma zaledwie 19 lat, czy też inny młody piłkarz ale nie kapitan zespołu, mający po trzydziestce Markel Susaeta. I to podwójna nagana należy się jemu bo żaden z tych fauli nie był kompletnie potrzebny. Osłabienie zespołu w tych warunkach i przy takim wyniku to skrajna głupota. Dla naszego kapitana to trzecia czerwona kartka i pierwsza od 242 kolejnych spotkań. Ostatni raz kiedy zszedł z boiska z podwójnym upomnieniem i w konsekwencji wykluczeniem miał miejsce 1 kwietnia 2013 roku w meczu z Granadą na San Mames. Wcześniej ujrzał jeszcze raz w swojej karierze czerwień i miało to miejsce w 2009 roku w pojedynku przeciwko Villarreal. No ale Markel ma to szczęście, że skórę uratowali mu koledzy, którzy wywalczyli punkt, jakby nie patrzeć cenny jeśli będziemy mieć na uwadze to że wywalczony w meczu wyjazdowym. Pozostali zawodnicy zasłużyli na słowa pochwały za naprawdę fajną grę, niesamowitą walkę, poświęcenie i zdrowie jakie zostawili na murawie. W zasadzie dotąd aż zespół nie doznał osłabienia to był to mecz naprawdę wyśmienity w ich wykonaniu a najlepszym dowodem na to jest brak jakiegokolwiek celnego strzału na bramkę Unaia Simona w pierwszych 45 minutach i nawet brak jakiegokolwiek zagrożenia jego bramki. W meczu na wyjeździe to naprawdę bardzo dobre osiągnięcie. Niestety druga połowa była gorsza z wiadomych powodów ale trzeba przyznać że obrona spisała się naprawdę dobrze, co na pewno cieszy. Martwi za to jedna sprawa a mianowicie już przez mnie wspominany brak asekuracji przed polem karnym ze strony pomocników, którzy za bardzo cofają się do obrony. Było to widać w meczu z Huescą, w meczu z Realem i teraz z Betisem. W sumie ciężko stwierdzić co robią nasi pomocnicy bo na pewno nie ma ich przed polem karnym i przed linią obrony przez co pomocnicy rywala dostając piłkę na wysokości 16 metra i wyżej mają mnóstwo przestrzeni by móc odpowiednio przymierzyć na bramkę i trafić do siatki. W zasadzie przeciwnicy Basków mogą zastosować najprostszą taktykę by znaleźć drogę do bramki czyli zaatakować skrzydłami i po dociągnięciu piłki do linii końcowej wycofać ją na około 11 – 16 a nawet 25 metr bez obaw że przechwyci ją któryś z zawodników Athletic i jak tylko w składzie rywala będzie zawodnik, którzy umie przymierzyć z dystansu, jest w formie i ma dobrze ułożoną stopę to bramka jest niemal pewna. Bezsensowne jest to że z defensywy musi wyskakiwać Yeray i przebiec z dobre 10 metrów żeby próbować zablokować strzał sprzed pola karnego. Za to powinien być odpowiedzialny jeden ze środkowych pomocników, ewentualnie wracający napastnik lub ofensywny pomocnik. Przed polem karnym w defensywie Athletic zieje olbrzymia dziura, którą Berizzo musi jak najszybciej załatać bo w meczu z Barceloną czy też Atletico Los Leones mogą zostać z w ten sposób po prostu rozstrzelani. I to jest najpilniejsze zadanie dla trenera Athletic.

Statystyka meczu:
Składy:
Betis: Pau Lopez – Francis (78' Inui), Bartra, Mandi, Sidnei, Junior (62' Tello) – Lo Celso (65' Loren), Guardado – Joaquin, Sanabria, Canales.
Trener: Quique Setien

Athletic: Unai Simon – De Marcos, Yeray, Inigo Martinez, Balenziaga – Dani Garcia – Benat (73' San Jose), Susaeta – Yuri, Raul Garcia (55' Capa), Williams (81' Muniain).
Trener: Eduardo Berizzo

Wynik: 2 – 2
Bramki: 51' Bartra, 68' Canales – 7' Williams, 18' Raul Garcia
Żółte kartki: Canales, Sidnei – Unai Simon, Yeray, Inigo Martinez, Benat, Yuri, Susaeta
Czerwona kartka: 45' Susaeta – za dwie żółte.
Posiadanie piłki: 67% - 33%
Strzały: 16 – 7
Strzały celne: Strzały celne: 4 – 4
Faule: 13 – 21
Rzuty rożne: 6 – 1
Spalone: 1 – 5
Podania: 598 – 257
Widzów: 51093
Sędzia: Estrada Fernandez jako główny oraz Aguilar Rodriguez i Martin Garcia na liniach.

 

fot. strona oficjalna www.athletic-club.eus